Parę dni temu, z całą powagą, polscy prokuratorzy ogłosili wyniki swojej rocznej pracy. Dogłębnych analiz i przemyśleń na „okoliczność” ( jak to mawiają prawnicy ) ewentualności zamachu w dniu 10 kwietnia 2010 r. na lotnisku w Siewiernyj pod Smoleńskiem. Wykoncypowali i ogłosili autorytatywnie, tonem nie znoszącym sprzeciwu…( Jak to prokuratorzy i wojskowi zwykli robić. ) - „Zamachu nie było!”. Zabrzmiało to, ( może to tylko subiektywne odczucie ) jakby ogłaszali to z ulgą i trumfem zarazem. A co nie mówiliśmy? Nie chce kontestować tego stwierdzenia i nie oto tu chodzi. Gdzież bym zresztą śmiał. Ani ze mnie znawca od praw awioniki ani politolog-ornitolog, co to wie wszystko najlepiej i na lataniu znać się musi, choćby ze względów zawodowych. Przyjmijmy że: „Roma lacuta causa finita” . Zamachu nie było. Koniec, basta!
Na dobrą sprawę kamień powinien spaść mi z serca. Zamachu nie było. Żaden wraży wróg zewnętrzny i konspirator wewnętrzny nie czyhał ukryty w smoleńskiej mgle na naszego prezydenta i innych przedstawicieli Rzeczpospolitej Polskiej. Ojczyzna bezpieczna jak nigdy dotąd. Zamachu nie było, a więc wykluczony jest również sabotaż jako przyczyna katastrofy rządowego samolotu z prezydentem na pokładzie. Powinienem czuć się uspokojony wewnętrznie i optymistycznie radosny zewnętrznie. Wszak kardynał Nycz, ogłosił zbliżający się nieuchronnie, koniec żałoby po osobach które zginęły w katastrofie. A tu,- co za niesubordynacja. Jakieś „myśli dziwne” i ambiwalentne do słów wynikających z komunikatu prasowego. Wątpliwości i zgryzota. Bo jeśli nie zamach, nie sabotaż? To co do jasnej cholery? Przecież państwo mamy dobrze zorganizowane i sprawne. Demokratyczne i unijne aż do bólu przez „u” zamknięte. Rząd że ho, ho, a o premierze nie wspomnę. Piłkarz i w ogóle. Więc co? Pytam sam siebie i rozglądam się ukradkiem czy ktoś aby nie widząc moich rozterek i dylematów nie weźmie mnie za czubka. Co prawda czasy zdarzających się pod pewnymi szerokościami geograficznymi, częstych przypadków epidemii „schizofrenii bezobjawowej” minęły podobno bezpowrotnie, ale licho nie śpi. Co jest ze mną, że błogi spokój nie wypełnia serca mego? Może, strach pomyśleć, jeśli nie choroba, to przejaw niesubordynacji obywatelskiej. Patrzę na kalendarz…Ulga, mamy rok 2011 a nie jak pomyślałem przez chwile 1981. Co za szczęście! Ale jeśli tak i można po dywagować bez strachu to?…Ano to właśnie, że jeśli nie zamach i nie sabotaż to znaczy że pod Smoleńskiem rozbił się nie tylko Tu 154 01 ale też mit o sprawnym, bezpiecznym dobrze zarządzanym państwie. I to jest właśnie przyczyna moich rozterek.Jeśli to państwo nie potrafi zadbać o bezpieczeństwo swojego prezydenta, marszałka sejmu, parlamentarzystów, ministrów i generałów,- to jakie ja i moi współobywatele mamy szanse żeby chroniło nas zwykłych zjadaczy chleba? Żeby ochroniło nas, wzięło w obronę choćby przed plagami które doskwierają nam w naszym codziennym życiu. A plag tych jest więcej niż siedem. Żeby potrafiło okazać, w jakiś sensowny sposób swą siłę i moc kiedy będziemy go potrzebowali. Nie mam tu na myśli jakiś szczególnych zagrożeń typu klęski żywiołowe czy wojna. Powiedzmy np: - przed bandytyzmem na ulicach i stadionach, przed coraz bezczelniejszą zorganizowaną przestępczością, nieporadnością, bezdusznością i zbiurokratyzowaną do granic służbą zdrowia, przed nieuczciwymi policjantami, sędziami, adwokatami, czy pospolitą uliczną żulią? Itp., itd. Kto i jak zadba o mnie i o moich bliskich gdy nadejdzie godzina próby? Niestety czym więcej o tym myślę, ( schizofrenia? ) dopadają mnie wątpliwości, ogarnia zwątpienie.
Jeśli to państwo nie uchroniło ich, tych z pierwszych stron gazet… Jeśli nie było w stanie uchronić swego prezydenta i nie zadbało w sposób należyty o jego bezpieczeństwo?! W jaki sposób zadba o codzienne, zagwarantowane przecież konstytucją, bezpieczeństwo tysięcy ludzi w ich zwykłych ludzkich sprawach i kłopotach, chroniąc od zagrożeń które dosięgają obywateli w III RP? Nie mam tu na myśli li tylko bezpieczeństwa osobistego czy porządku na ulicach. Czy jest to państwo, w formie w jakiej istnieje, w stanie tego dokonać? Niestety mam wrażenie graniczące z pewnością, że w moim kraju, niewiele znajdzie się takich instytucji które naprawdę tym faktem się przejmują.
Rządzący wprawdzie wykazali sprawność i determinacje w działaniu, niestety tylko zaraz po katastrofie. Wykazali sprawność w przejmowaniu władzy i zapewnianiu jej ciągłości. Jak powiedział, nie bez zadęcia, pełniący wówczas obowiązki prezydenta, marszałek sejmu Bronisław Komorowski: Polska okazała trwałość i ciągłość swoich konstytucyjnych, demokratycznych instytucji. Tyle i aż tyle. Ale czy to nie za mało? Boję się czy to wystarczy. Czy aby ktoś, na początek jeden, później może kilku a na koniec tysiące i miliony, nie dojdzie do wniosku że takie państwo, co to aż tyle okazało i tyle może okazać, jest mu potrzebne jak psu piąta noga. Czy aby, nie oto właśnie chodziło, tym którzy jak już bezapelacyjnie wiadomo, nie sabotowali i nie dokonali zamachu 10 kwietnia 2010 roku, żeby nie jeden z nas, zwykłych obywateli naszego kraju, tak sobie pomyślał?
Komentarze
Pokaż komentarze (5)