Urodzona ponad sto lat temu pisarka i redaktorka, związana przez powojenne lata z Krakowem, zasługiwała wg niektórych na literacką Nagrodę Nobla.
Dzisiaj jednak jest raczej zapomniana. Usiłuje wydobyć ją z tego zapomnienia wydawnictwo ZNAK. Wydało pod tytułem „Ostryga i łaska”, świetną biografię Malewskiej pióra Anny Głąb. Kontynuuje również sześciotomową edycję wybranych pism pisarki. Dotąd ukazały się: „Opowieść o siedmiu mędrcach”, „Przemija postać świata”, „Panowie Leszczyńscy”. Na druk czekają jeszcze: „Apokryf rodzinny”, „Sir Tomasz More odmawia” i „Opowiadania”. Warto po nie sięgnąć, bo to pisarstwo najwyższej próby.
W latach 1934-1935 młoda, mieszkająca w Krakowie dwudziestokilkuletnia nauczycielka historii w szkole powszechnej w Niepołomicach napisała bardzo dojrzałą powieść historyczną o cesarzu Karolu V „Żelazna korona”. To dzieło przyniosło jej rozgłos i uznanie literackie. Krakowianką jednak nie była. Urodzona sto lat temu, 21 czerwca 1911 r. w Jordanowicach pod Grodziskiem Mazowieckim, do szkół chodziła w Lublinie, gdzie na KUL ukończyła studia historyczne. Przedwojenny pobyt w Krakowie był zaledwie krótkim epizodem, gdyż już w 1935 r. przeniosła się do Warszawy. Do Krakowa wróciła po 10 latach, z bagażem dramatycznych doświadczeń okupacyjnych i rękopisem kolejnej powieści z dziejów średniowiecza „Kamienie wołać będą”. Hanna Malewska, nauczycielka, literatka, kapitan Armii Krajowej, pozostanie pod Wawelem już do końca życia (zmarła 27 marca 1983).
Pokazywała człowieka wiecznego
Nie nawykła do sentymentalizmu, od razu zabrała się do pracy. W latach 1946 - 1973 była redaktorem naczelnym miesięcznika „Znak”. W ciasnym pokoju wpierw przy ul. Sobieskiego, potem zaś przy Siennej 5, w siedzibie Klubu Inteligencji Katolickiej, na jej wielkim biurku rodziły się kolejne numery czasopisma, na którym wychowało się kilka pokoleń polskiej inteligencji katolickiej. Malewska, w trudnych warunkach cenzury komunistycznej, potrafiła pozyskiwać dla pisma ważne teksty autorów polskich i zagranicznych, które stawały się drogowskazami intelektualnymi i moralnymi. „Gdyby nie Malewska, ważne utwory biskupa, a potem kardynała Wojtyły może w ogóle by się nie ukazały drukiem. Jan Paweł II ogromnie cenił twórczość Malewskiej, na niej się kształcił i nawet do niej odwoływał” – pisze prof. Andrzej Sulikowski, znawca jej pisarstwa.
Nie zaniedbywała także własnej twórczości publicystycznej (zebranej w tomie „O odpowiedzialności”) oraz literackiej. Ukazywały się kolejne książki: „Kamienie wołać będą” (1946), „Żniwo na sierpie” (1947, o Norwidzie), „Stanica” (1947), „Przemija postać świata” (1954), „Sir Tomasz More odmawia” (1956), „Opowieść o siedmiu mędrcach” (1959), „Listy staropolskie z epoki Wazów” (1959), „Panowie Leszczyńscy (1961), „Apokryf rodzinny” (1965), „Labirynt. LLW czyli co może zdarzyć się jutro” (1970). „Każda z tych książek jest na wagę najdroższego kruszcu. Jej twórczość wyrastała bowiem nade wszystko z potrzeby świadczenia prawdzie o kondycji ludzkiej - kondycji rozdartej między twardym nakazem życia w świecie i tęsknotą religijną za egzystencją pełną. Pisząc o ludziach konkretnych, zakorzenionych głęboko w historii i przyrodzie, pokazywała zawsze człowieka wiecznego, zadomowionego w rzeczywistości nadprzyrodzonej” – napisali po jej śmierci przyjaciele z „Tygodnika Powszechnego”.
W tych książkach, napisanych w nowoczesnej i wcale niełatwej w lekturze formie, starała się uchwycić sens historii, przejawiający się w działaniach ludzi z dawnych epok. Nie były to utwory dydaktyczne, niemniej wielu czytelnikom dawały w czasach komunistycznych nadzieję i pokazywały wzory działania w dramatycznych czasach. Opowiadanie „Sir Tomasz More odmawia” pokazywało granice kompromisu, zaś dziejąca się w VI w. akcja powieści „Przemija postać świata” wskazywała, że uparte budowanie nowego na gruzach starego świata ma sens. –To opowieść o czasach upadku Rzymu i najazdu barbarzyńców (co można było czytać jako aluzję do najazdu bolszewików na nasz kraj) oraz usiłowań benedyktynów, by zachować dorobek przeszłości. Książka miała akcenty optymistyczne; w czasach wstrząsów, mimo przejściowego barbarzyństwa, nie należy tracić nadziei na przetrwanie chrześcijańskiego dziedzictwa i kultury. Trochę w tym duchu, później, u początków stanu wojennego, Herbert napisze „Raport z oblężonego Miasta” – mówi prof. Jan Prokop, historyk literatury i eseista.
-Dla mnie zaś szczególnie ważną książką byli „Panowie Leszczyńscy”. Jej lektura uświadomiła mi pisarską i mądrościową dojrzałość tej autorki, przy której rozważania o historii Polski wszystkich innych autorów literackich po II wojnie światowej wydawały mi się bardziej płytkie, powierzchowne i gorzej napisane. Zwięzłość, oszczędność środków wyrazu, przy maksymalnie zagęszczonym sensie pytań o historię Polski, o relacje między wolnością indywidualną obywateli I Rzeczypospolitej a niepodległością i spoistością państwa. U żadnego innego autora nie spotkałem tych pytań sformułowanych tak mądrze, w sposób poruszający wyobraźnię, jak u Malewskiej – mówi prof. Andrzej Nowak, historyk z UJ. Przyjaciółka Malewskiej Jadwiga Żylińska (również znana pisarka), po lekturze „Panów Leszczyńskich” nie wahała się stwierdzić, że ich autorka zasługuje na literacką Nagrodę Nobla.
-Hannę Malewską poznałem po moim przyjeździe do Krakowa w 1957 r. Już wcześniej znałem oczywiście jej książki m.in. „Żniwo na sierpie” o Norwidzie, „Kamienie wołać będą”. Przychodziło się do redakcji miesięcznika „Znak” przy ul. Siennej 5. Na jej wielkim biurku leżał zazwyczaj wielki, pokreślony arkusz papieru. W ten sposób planowała kolejny zeszyt czasopisma. Jeśli się zajrzało do Malewskiej to ona nie chciała szybko człowieka wypuścić. Rozmawiało się na różne tematy. Z biegiem czasu tam spotykałem ks. Józefa Tischnera, Stanisława Grygiela, Annę Morawską, Halinę Bortnowską wreszcie, która była bliską redakcyjną współpracowniczką Malewskiej. Dyskutowano niemal wyłącznie o Kościele, o Soborze i związanych z tym problemach. Czasem jednak zahaczano również o politykę. Ja zaś sporo do znaku w czasach redaktury Malewskiej pisywałem. Były to m.in. recenzje książek. Dyskutowaliśmy często z p. Hanną jaką książkę wyłowić dla przedstawienia jej czytelnikom. Pisałem także felietony literackie z cyklu „Fotoplastikon”. Istniało miedzy nami dobre porozumienie właśnie na niwie literackiej. Spotykaliśmy się jednak nie tylko przy Siennej. Raz w miesiącu przychodziłem do mieszkania p. Hanny przy pl. Axentowicza. Był tam niewygodny drewniany fotel, co zmuszało interlokutorów do uważnej rozmowy; nie mogli się rozleniwiać. Zawsze miała u siebie dobre wino. Nalewała po kieliszku dla intelektualnego animuszu. Te rozmowy obejmowały juz szerszy zakres tematów niż w redakcji – stwierdził śp Marek Skwarnicki.
- Zanosiłem jej do oceny wszystko co napisałem. Ceniłem bardziej jej opinie literackie. Niekiedy były dla mnie decydujące. Podbudowywały mnie często wewnętrznie, pomagały utwierdzić się w dobrym kierunku obranej drogi pisarskiej. Także i ona dawała mi do lektury maszynopisy swoich książek. Np. „Panowie Leszczyńscy”, „Apokryf rodzinny” czy „Labirynt. LLW”. Wedle jej słów, bodźcem do napisania autobiograficznego „Apokryfu rodzinnego” była lektura rozpisywanych przeze mnie na łamach „Tygodnika Powszechnego” ankiet Spodka, szczególnie cyklu „Moi rodzice” – dodał Skwarnicki .
Aktualna do dziś
Była osobą bardzo dyskretną, nie narzucającą nachalnie swej obecności. Mało kto wiedział, że w czasie wojny szefowała placówce szyfrów zagranicznych Komendy Głównej AK. -Słusznie powiadano, że jej wygląd surowej nauczycielki był doskonałym kamuflażem dla działań tego typu. Miała w sobie wiele osobistej dzielności – mówił znający ją dobrze Marek Skwarnicki, poeta i publicysta, wieloletni redaktor „Tygodnika Powszechnego” i członek zespołu miesięcznika „Znak”. Po cichu także pomagała materialnie wielu osobom. „Nade wszystko myślę o Niej, jako o człowieku miłującym prawdę, bezkompromisowym w sprawach istotnych, jako o człowieku, który słowem i życiem dawał świadectwo swej wierze zarówno w działalności publicznej, jak i przepojonych miłością chrześcijańską stosunkach z ludźmi. Spełniane przez Nią, z wielką dyskrecją, czyny miłosierdzia w pełni znane są samemu Bogu” – napisał po jej śmierci w 1983 r. Jan Paweł II.
- Miała zmysł sensu historii. Nie ograniczała się jedynie do jej opowiadania. Powieść o Norwidzie „Żniwo na sierpie” wciąż zachowuje aktualność. Piękno tej książki, historiozofia powieści „Przemija postać świata” czy opowiadania „Sir Thomas More odmawia”, mogą być pociągające również dla czytelnika współczesnego – mówił Marek Skwarnicki. Czy tak jest rzeczywiście? W trakcie ostatnich kilku lat w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Krakowie wypożyczono np. 30 razy „Przemija postać świata”, 22 razy „Kamienie wołać będą” i 11 razy „Panów Leszczyńskich”. –To jednak jedynie stan wypożyczeń do domu, bez uwzględnienia egzemplarzy zamawianych do czytelni – wyjaśnia Anna Cibicka z Działu Udostępniania Zbiorów. Książki Malewskiej, choć nie wznawiane, są jednak dostępne w antykwariatach i portalu Allegro. Zachwyty nad jej utworami można także spotkać na niektórych forach internetowych np. w portalu biblionetka.pl i plezantropia.fora.pl
Czytelnik pragnący poznać bliżej nieco zapomnianą dziś autorkę „Panów Leszczyńskich” będzie miał na szczęście do dyspozycji wydaną kilka lat temu piękną książkę Anny Głąb „Ostryga i łaska. Rzecz o Hannie Malewskiej”.
Tekst w nieco zmienionej wersji ukazał się niegdyś na łamach krakowskiej edycji „Gościa Niedzielnego”.
Inne tematy w dziale Kultura