Gdy w 1989 roku rozpoczęła się ustrojowa transformacja Polski, budowanie sceny politycznej musiało rozpocząć się od zera. Scena ta została wprawdzie natychmiast zagospodarowana przez siły okrągłostołowe, ale poza kilkoma uzurpatorskimi liderami, którzy byli przygotowani na wytworzoną przez siebie sytuację, większość uczestników pierwszych politycznych działań musiała się dopiero uczyć trudnej sztuki bycia politykiem. Od samego początku pojawiali się tacy kandydaci na polityków, którzy nigdy nie mieli zamiaru traktować poważnie zadań wynikających z formalnie deklarowanej ważnej służby narodowi, chyba nawet nie wykraczali myślami poza własną, doraźną i egoistyczną potrzebę zaistnienia w przestrzeni publicznej, by zaspokoić próżność, a często, by szukać prywatnych korzyści dla siebie. Taką postawę pokazali najwcześniej ludzie Partii Przyjaciół Piwa, którzy zrobili sobie z polityki kabaretową zabawę, ale także Unia Polityki Realnej Janusza Korwina Mikke, co można było od razu łatwo dostrzec, a po wielu latach stało się powszechnie widoczne.
Potem sytuacja się ustabilizowała, gdy monopol medialny zbudowany przez okrągłostołową agenturę wprowadził taki chaos poznawczy, że zdezorientowani Polacy własnymi głosami oddawali władzę postkomunistom i sprzymierzonym z nimi wypromowanym pseudo-elitom sztucznie wplątanym w tradycje narodowego ruchu Solidarność. Służby specjalne zainteresowane trwaniem tej sytuacji nie widziały wtedy potrzeby, by robić dywersję inną, niż taką, która blokowała w zarodku wszelkie inicjatywy dążące do jej zmiany. Taką inicjatywą, która wymagała dywersji była próba konsolidacji sił patriotycznych w ramach LPR spacyfikowana u jej zarania przez Giertycha, który oszustwem przejął nad nią kontrolę, by dopiero po latach odsłonić, o co mu naprawdę chodziło.
Klęska potężnej liczebnie AWS, która posłusznie wykonywała antypolski program sterującej nią UW, zarysowała nową sytuację, w której potrzebna była dywersja budująca „całkiem nową” siłę polityczną. Tak z pomocą służb powstała partia PO, która najskuteczniej szkodziła Polsce i czyni to do dzisiaj, ale mam nadzieję jest już ostatnią twierdzą spuścizny po PRL. Wtedy już Jarosław Kaczyński i mozolnie przez niego budowane Prawo i Sprawiedliwość stawały się coraz ważniejszą siłą polityczną, a rosnące zastępy jego zwolenników zaczynały być zagrożeniem dla III RP. Słabnąca pozycja PO wymuszała tworzenie coraz to nowych prób dywersyjnych, by badać możliwość zastąpienia jej przez nową siłę polityczną, która potrafi zawrócić Polakom w głowach. Spróbowano najpierw z ruchem Palikota, potem z Nowoczesną Petru, następnie Nowoczesną bez Petru, z jakimiś skrajnie lewackimi tworami, które głównie chcą zabijać nienarodzone dzieci, aż po Wiosnę Biedronia skupiającą miłośników seksu analnego. Nic z tego się nie udało, ale zwiększyło stan chaosu. W międzyczasie pojawił się też Kukiz, być może spontanicznie, a może nie całkiem tak.
Paweł Kukiz wskoczył w kampanię prezydencką, gdy wyczuł, że swoją popularność na estradzie może wykorzystać kandydując na Prezydenta RP w konkurencji do skompromitowanego B.Komorowskiego i mało wtedy znanego A.Dudy. Miał rację, bo wynik 20.8% mieścił się w tym samym rzędzie wielkości, z którym zwycięzcy przeszli do drugiej tury wyborów. Nie znam się na muzyce Kukiza, ale Ciciolina też znalazła we Włoszech wyborców, gdy używała innych, niepolitycznych walorów, by dotrzeć do tych, którzy nie traktują poważnie procesu wyborczego. Niedługo potem zebrał dość przypadkowych ludzi, grupę nazwał Kukiz15 i w wyborach parlamentarnych 42 z nich znalazło się w Sejmie RP zyskując poparcie 8.81% wyborców. Niegłupi facet, a gdy mówi jako polityk, sprawia wrażenie zorientowanego w tym co się dzieje nie gorzej, niż inni Polacy obserwujący uważnie wydarzenia polityczne. Całkiem inaczej sprawy wyglądają, gdy ktoś przyjrzy się całości jego działań, mimo że jest wyjątkowo słabo aktywnym politykiem – tutaj wszak widać, że jego polityczne kompetencje są bliskie zera. Mądry człowiek potrafi ocenić sam siebie, a jeśli jest odpowiedzialnym i uczciwym człowiekiem, rezygnuje z działalności, do której się nie nadaje. On jednak trwa i jak widać, chce trwać mimo, że elektorat dał mu w nos w wyborach do PE, a szkodliwe amatorstwo jego ugrupowania widać jak na dłoni. Podsumuję zatem mój punkt widzenia, dlaczego ugrupowanie Kukiz15 uważam za dywersję szkodzącą Polsce.
1. Stając w 2015 roku do wyborów parlamentarnych nie potrafili rozpoznać istoty politycznej sytuacji, w jakiej znalazła się Polska. Po z górą dwóch dekadach bezsilności, gdy polskie państwo praktycznie likwidowano, zatrzymanie tego procesu wymagało nadzwyczajnej mobilizacji narodu, by zjednoczyć wszystkie siły i odwrócić bieg spraw. Wielu próbowało wcześniej tego dokonać, ale udało się to wyłącznie Jarosławowi Kaczyńskiemu. Udało się kosztem wieloletniego wysiłku, uporu, cierpliwości i jego wyjątkowych politycznych kompetencji, a także rosnącej dojrzałości Polaków, zwłaszcza tych skupionych w Rodzinie Radia Maryja. Wystąpienie w charakterze kompletnie amatorskiej, niezorganizowanej i nieprzygotowanej konkurencji do tego projektu, było dywersją, a późniejsze zachowanie samego Pawła Kukiza i ludzi jego ruchu w pełni potwierdziło taki charakter.
2. Polityka jest w zasadzie zawsze grą zespołową. Nawet wtedy, gdy przywódca siły politycznej wykazuje charyzmę i kompetencje wybiegające istotnie ponad poziom reszty, potrzebuje on silnej grupy współpracowników realizujących wraz z nim polityczne zamierzenia. Dlatego zorganizowanie partii politycznej jest podstawowym warunkiem osiągnięcia skuteczności w polityce, a eksperymentowanie z obejściem takiej drogi jest niebezpieczną zabawą wnoszącą wyłącznie chaos. Decyzje polityczne rodzą się w różny sposób, ale zawsze muszą uzyskać akceptację wystarczająco szerokiego grona członków partii, by je realizować, a czasem dyscypliną partyjną wymusić jedność postaw. Kukiz15 wprowadził 42 posłów o różnej historii, różnorodnych kompetencjach, pozornie zjednoczonych ideą naprawy państwa, a w istocie o nieznanych intencjach i nie mających ze sobą wiele wspólnego poza kilkoma hasłami, które się szybko zużyły. Arbitralnie wzajemnie dobrane towarzystwo od samego początku zaczęło się rozpadać, a ich wpływ na politykę nie wniósł niczego konstruktywnego, jedynie powiększył chaos. Główna idea, by w praktyce politycznej odrzucić partie, pozostaje destruktywnym hasłem ukazującym polityczną niedojrzałość.
3. Tego samego w istocie dotyczy najgłośniej prezentowany lament na ordynację wyborczą i domaganie się ordynacji większościowej JOW. Nie ma pośród ludzi Kukiz15 nikogo, kto dorównałby elokwencją i siłą argumentacji zmarłego już prof. Jerzego Przystawę, który bezskutecznie propagował JOW-y w każdym możliwym miejscu. Z biegiem lat pojawiały się jednak kolejne rozstrzygnięcia i fakty, które coraz dosadniej ukazywały niewłaściwość takiej ordynacji dla sytuacji, w jakiej znalazła się Polska. Praktyka pokazuje, że można sobie pozwolić na takie rozwiązanie w wyborach do Senatu RP, ale zastosowanie jej w wyborach do Sejmu RP byłoby prawdziwym zagrożeniem. Mało liczebna, ale w pełni zorganizowana sitwa, dysponująca potężnymi finansami, z łatwością wygra ze spontanicznym zrywem ludzi, którzy dostrzegą w kimś, kto funkcjonuje na obrzeżach polityki, osobę godną poparcia. Wybory regularnie wygrywane przez taką sitwę w wyborach samorządowych, zwłaszcza w dużych miastach, pokazują te mateczniki sitwy. Może się zdarzyć, że ktoś z autorytetem prześliźnie się w takiej konkurencji, ale szybko zobaczy, że sam i tak na nic nie ma wpływu.
Często ze strony ludzi Kukiz15 słychać lament formułowany w bzdurnym haśle, że pozbawiono Polaków biernego prawa wyborczego. Ma się to przejawiać w tym, że w partiach przywódcy decydują kto będzie, a kto nie będzie na listach kandydatów w wyborach. Zatem nikt poza partią nie może kandydować. Nie ma nigdzie czegoś takiego, by nie należący do żadnych struktur politycy mogli bez spełnienia odpowiednich warunków kandydować w wyborach. Kukiz sam pokazał, że łatwo można pokonać minimalne trudności i w krótkim czasie wystawić licznych kandydatów, a nawet zapewnić im sukces. I co z tego wyszło? Wielkie nic! Prawdziwie dojrzała partia polityczna po to się zorganizowała, by z własnym rozeznaniem dobierać kandydatów i w ich interesie leży, by ci kandydaci byli atrakcyjni dla wyborców. Każdy z tych kandydatów korzysta z biernego prawa wyborczego, ale musi się postarać, by to było skuteczne. W szczególny sposób ostatnio ujawnia się utopijna swoboda polityczna bez nacisku przywódcy, gdy kolejni politycy Kukiz15 dopytywani o ważną decyzję, z kim pójdą do wyborów, odpowiadają, że nie wiedzą, bo to Paweł dopiero zadecyduje.
4. Wymieniany zawsze przez polityków Kukiz15 postulat wprowadzenia sędziów pokoju pokazuje nieskuteczność, której przyczyną jest brak kompetencji. W zasadzie wszyscy się zgadzają, że przydałoby się takie rozwiązanie, ale jednocześnie wiedzą, że taka reforma musi być elementem wkomponowanym w całe sądownictwo i musi być dostosowana do niezbędnej całościowej reformy wymiaru sprawiedliwości. Tymczasem ludzie Kukiza uczestniczyli w knowaniach z Prezydentem RP i przyczynili się do zablokowania tej reformy. Przy okazji ich propozycje zmian w ustawach, które tego dotyczyły, były kompromitujące, musiały być odrzucone, a całe wydarzenie pokazało, jakie szkody przynosi wejście niekompetentnych ludzi do polityki.
5. Także postulat wzmocnienia demokracji bezpośredniej przez obowiązkowe przeprowadzenie referendum, gdy odpowiednia liczba wyborców się tego domaga i uznanie wyniku takiego referendum za obowiązujący, jest niepoważny. Z polskimi doświadczeniami referendalnymi nie trzeba dużej wyobraźni, by zobaczyć chaos, demagogię, ogólnonarodową zabawę i irytację, ale także prowokacje i zagrożenia wywołane uchwaleniem takiego trybu demokracji. Bardzo szybko urządzono by referendum na temat, czy zabijać nienarodzone dzieci, czy dopuścić eutanazję, referenda na temat spraw obyczajowych, kultury, obchodów różnych świąt, werdyktów historii…itd. Nie ma znaczenia, jak duża liczba Polaków uczestniczyłaby w takich akcjach, bo przecież chodzi o chaos i likwidację prerogatyw demokratycznie wybranej władzy.
6. Od czterech lat słyszymy od posłów Kukiz15 to samo zawodzenie: „My nie bierzemy pieniędzy z budżetu, nie mamy mediów, nasze postulaty są lekceważone.” Znają przecież zasady obowiązujące wszystkich tak samo, więc sami wybrali wariant, na który się skarżą. Nie mają mediów, ale wszędzie w telewizjach ich pełno i często mówią więcej, niż politycy partii dysponujący nieporównanie większym poparciem. Niektórzy mówią rozsądnie, ale z tego nic nie wynika, tym bardziej, gdy zdają się nie wiedzieć, że garstka posłów domagająca się spełnienia swoich postulatów to o wiele za mało, by realizować postawione cele. Bardzo często używają zwrotu: „Tego chcą Polacy”, lub „Polacy nam o tym mówią”, tak jakby do innych Polacy nie mówili i inni żyli w nieświadomości ich oczekiwań. Młodzi kukizowcy, kompletnie bez zahamowań pouczają znacznie starszych od siebie i po wielekroć bardziej doświadczonych konkurentów, co należy robić, jak się zachować. Praktycznie głównym motywem wszystkich wystąpień polityków Kukiza jest zawsze nakreślenie obrazu politycznej sceny, w której oni odgrywają szczególną rolę, mimo że właściwie nikt ich do takiej roli nie wyznaczył. Mówią: „Są dwie główne partie, które wciąż się ze sobą kłócą o swoje partyjne interesy i chcą utrzymać ten duopol, nie pozostawiając miejsca dla nich, którzy chcą rozwiązywać problemy Polaków. W zasadzie nie ma wielkiej różnicy pomiędzy PiS i PO, więc wybór pomiędzy nimi to jedynie chwilowe zwycięstwa jednej, lub drugiej opcji interesów partyjnych. Dlatego my weszliśmy tutaj, by naprawić tę sytuację.”
Czy można lepiej pokazać naiwność i niezrozumienie sytuacji w Polsce? Kim jest Paweł Kukiz i jego polityczna mistyfikacja? Świadomie, czy nieświadomie, jest jednym z kilku dywersantów politycznych buszujących dzisiaj na polskiej scenie. Jeszcze nie wiem, czy pójdą z PSL, czy nie pójdą, ale bez względu na tę decyzję maski już opadły, więc wszyscy won!
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka