Jedną z okoliczności, która najbardziej obciąża współczesną rzeczywistość jest niemożność uporządkowania oceny wydarzeń i spraw z przeszłości. Główna trudność bierze się stąd, że ważne sprawy nigdy nie są domykane, mimo że wszystkie istotne fakty zostały skrupulatnie wyjaśnione i nic nie zapowiada, by w przyszłości mogło się pojawić coś nowego, co wywróci dotychczasowe konkluzje. Zwykle oferowane jest cierpliwe czekanie na werdykt historii, która patrząc z oddalonej perspektywy i czasu potrafi ująć prawdę historyczną pozbawioną subiektywnych ocen i emocji. W imieniu historii mówić będą wtedy profesjonalni historycy, którzy podobno potrafią podsumować różnorodność ocen i sformułować obiektywny osąd. Rzecz w tym, że owi historycy będą badać i przywoływać świadectwa ludzi współczesnych wydarzeniom i mogą w jeszcze bardziej arbitralny sposób zamknąć koło niedomkniętej przez współczesnych sprawy.
W Polsce jest wiele takich niedomkniętych spraw, ale na czoło niewątpliwie wysuwa się sprawa Lecha Wałęsy, bo dotyczy najważniejszych aspektów okresu przemian, a Wałęsa we własnym interesie sam dba o to, by sprawy nie domykać. Raz po raz Wałęsa przypomina o swoim istnieniu i choć każde kolejne wystąpienie stanowi następny krok w jego kompromitacji, zawsze znajdzie się grono ludzi chwalących nowe szaty, którzy udają, że nie wiedzą o nagości króla, mimo że jest to wiedza powszechna. Nie ma chyba drugiej takiej sprawy, w której prawda byłaby podobnie skrupulatnie udokumentowana. A przecież potrzeba wyjaśnienia tej prawdy nie pojawiła się jako element niezdrowej ciekawości, czy jako sensacyjne odkrycie uderzające w człowieka, którego rolę ktoś chciałby podważyć, by podkreślić swoje zasługi, czy broń Boże z ludzkiej zazdrości. Potrzeba pojawiła się w związku z zupełnie nieoczekiwanym, zaskakującym i szkodliwym dla Polski zachowaniem się Wałęsy po wyborze na urząd Prezydenta RP. Kiedy przekroczona została granica odporności na zachowania, których nie dało się w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć, ci którzy wynieśli go do prezydentury pierwsi wyciągnęli wnioski i zaczęli poszukiwanie głębszej prawdy o Wałęsie. Dokładnie w tym samym czasie ci, którzy dotychczas wszystkimi siłami zwalczali Wałęsę, kpili z niego, uznawali za prostaka, stanęli w jego obronie, postawy całkowicie się odwróciły i tak to trwa do dzisiaj. Patrząc na cały splot wydarzeń, które nastąpiły, na stosunek do polskich spraw, na blokowanie lustracji, dekomunizacji, na uwłaszczenie postkomunistów, na hamowanie reformy sądów, wreszcie także na traktowanie tragedii smoleńskiej, nie można już się temu wszystkiemu dziwić. Dzisiejszy stosunek do Wałęsy jest o wiele bardziej prawdziwy, bardziej odzwierciedla prawdę o rzeczywistym podziale poglądów na to wszystko, co stało się w Polsce w wyniku tzw. transformacji systemu PRL.
A jednak to, że sprawa Wałęsy pozostaje wciąż niedomknięta wcale nie jest rzeczywistością wypracowaną jedynie przez stronę jego zwolenników. W zasadzie przez wszystkich prawda nie jest powiedziana do końca i funkcjonuje jako półprawda, nie pozwalająca wyjść z trzęsawiska nieprawdy. Rzecz w tym, że ci, którzy uznają prawdziwość dokumentacji dotyczącej agenturalnej działalności Bolka-Wałęsy w latach siedemdziesiątych, do swoich opinii często dołączają łagodzące wymowę faktów charakterystyczne „ozdobniki” w rodzaju: „Oczywiście obok tego haniebnego epizodu nikt nie może zaprzeczyć, że Wałęsa ma zapisane w swoim życiorysie chwalebne karty, gdy wykazał się wielką odwagą, prowadził strajk, a potem trudne sprawy zdelegalizowanego związku NSZZ Solidarność”. Nie wiadomo na czym są oparte te twierdzenia, gdy nie da się wskazać żadnej decyzji Wałęsy, która byłaby jego niewymuszoną decyzją i w znaczący sposób służyła realizacji tych marzeń o Polsce, jakie motywowały do działań i zachowań miliony Polaków –uczestników Ruchu Solidarność.
Nieporównanie bardziej przekonująco narzuca się podsumowanie, że Wałęsa zawsze realizował swoje własne interesy i wybrał do tego drogę, która była zawsze zbieżna z celami tych, którym udało się kiedyś go zwerbować. Dokładnie tak się zawsze zachowywał i nic nie wskazuje na to, by kiedykolwiek zmienił postępowanie, by żałował haniebnych czynów, których się dopuścił, czy współczuł ofiarom swoich donosów i by zaprzątał sobie głowę tym, jak naprawić wyrządzone krzywdy. Tak się również dzisiaj zachowuje i nawet tego nie ukrywa przypominając co jakiś czas o sobie i o swoich zamiarach.
Należy więc przyjąć jako podstawową prawdę, że Lech Wałęsa jest postacią historyczną o jednoznacznie negatywnej sylwetce. Podjął się roli przywódcy narodowego zrywu ze świadomością, że staje w samym centrum monstrualnego kłamstwa, nigdy się z tego nie wyzwolił i nigdy nie dołączył do sprzeciwu wobec komunistycznej władzy PRL. Bardzo wcześnie zdecydował się na odrzucenie wszelkich moralnych zasad i realizował swój własny interes bez względu na negatywne skutki dla polskiego narodu i dla Polski. Nie wnikając w szczegóły wzajemnych relacji, był oczywistym współpracownikiem Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka, a także ich sojusznikiem do samego końca. Tak trzeba też traktować jego dzisiejsze działania i zachowania, rezygnując z udziwnionych interpretacji faktów, których wymowa jest jednoznaczna.
Być może Ruch Solidarności w 1980 roku byłby szybko i krwawo stłumiony, gdyby na jego czele stanął ktoś całkowicie niekontrolowany przez komunistycznych władców. Rozważanie takiej możliwości każe patrzeć ze zrozumieniem na decyzję tych działaczy, którzy wiedzieli kim jest Wałęsa i dopuścili go do tak decydującej roli. Jest to tym bardziej łatwe do przyjęcia, gdy spojrzeć wstecz i zobaczyć ile okazji miał Wałęsa, by z Szawła przeistoczyć się w Pawła i jak bezwzględnie wszystkie je zmarnował. To nie jest zachowanie normalne, które można przewidzieć, bo jednak w każdym człowieku jest potencjał chęci do naprawy dyktowanej nawet przez ubogie sumienia. Zaskakujące jest, że ci, którzy dzisiaj chcą Wałęsie podać miłosierną rękę wobec nieszczęścia udokumentowanej ponad miarę agenturalnej działalności, przytaczają pozytywny przykład jego późniejszej postawy, gdy podczas pobytu w Arłamowie nie poszedł na współpracę z władzami stanu wojennego. Jest to w zasadzie podawane jako jedyna godna wspomnienia zasługa Wałęsy z tego czasu próby. A niby jak miał się zachować kapral Wałęsa, wierny swoim mocodawcom, jeśli chciał dalej brać udział w grze przynoszącej mu profity, pośród których wczasy w Arłamowie były czymś najgorszym. Przecież doskonale wiedział, jak zakończył swoją karierę Kułaj z Rolniczej Solidarności, gdy podpisał lojalkę.
Nie należy więc sprowadzać historii Lecha Wałęsy do epizodycznych grzechów współpracy w latach siedemdziesiątych, po których nastąpiła mniej lub bardziej udana działalność i praca dla Polski. Od początku do końca był po tamtej komunistycznej stronie, najpierw prowadzony jako agent, później już z działalnością według własnych oryginalnych pomysłów. Nie jest więc w żaden sposób zaskakujące to wszystko, co dzisiaj mówi i robi. Potrzebowaliśmy blisko czterdziestu lat, by upewnić się, że tak było i tak jest, a teraz przyjmujmy to jako prawdę domykającą casus Lecha Wałęsy. To tylko może uświadomić młodszym pokoleniom, że w 1980-tym czas był taki, w którym nie wolno było grymasić i każdego należało przyjmować z zaufaniem i z dobrą wiarą. Kim byli ci wszyscy ludzie nazywani dzisiaj legendami Solidarności i jakie mieli wtedy motywacje, dowiedzieliśmy się dopiero po wielu latach, o niektórych prawdę odkrywamy do dzisiaj.
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka