Zaskakująca swym radykalizmem metamorfoza profesora Kazimierza Kika była już od pewnego czasu zauważalna w jego telewizyjnych wypowiedziach. Były one całkowicie odmienne od tych, którymi przez długie lata popisywał się we wszystkich możliwych programach różnych telewizji. Wtedy dość bezbarwnie wpisywał się w monotonię propagandy całej grupy politologów i socjologów, ale szczerze mówiąc, mniej drażnił mnie niż inni. Mniej dlatego, że jego argumentacja zwykle była tak naturalnie prostacka, jakiej należało oczekiwać od byłego wykładowcy WUML-u. Dość łatwe było jej rozszyfrowanie, budziła automatycznie niechęć i stawała się przez to niegroźną.
Teraz prof. Kazimierz Kik postawił kropkę nad „i”, formalnie ogłosił zmianę poglądów i dokonał niespotykanej dotąd ekspiacji, polegającej na jednoznacznym wyznaniu winy. Przytoczmy to, co najważniejsze:
Politolog wyjaśnił, dlaczego dokonał zmiany poglądów politycznych.
Zacząłem podsumowywać efekty rządówPO i wyszło mi, że albo jestem głupi, albo ślepy, popierałem władzę, która doprowadziła do wyemigrowania prawie 3 mln Polaków, do opanowania polskiej gospodarki przez obcy kapitał, do pojawienia się umów śmieciowych, do zablokowania młodzieży perspektywy rozwoju
— mówił.
Politolog nie ukrywa swojej sympatii do Prawa i Sprawiedliwości.
Fakty nie kłamią, z podsumowaniaefektównaszej transformacji wychodzi, że PO i jej poprzednicy to były rządy antynarodowe. Dopiero PiS ma jakąśsensowną ofertę.
Nie sposób uniknąć pytań o autentyczność tej przemiany, a tym bardziej o jej genezę. Czy rzeczywiście Kik przejrzał, czy też dostrzegł, że dobra zmiana rzeczywiście szykuje wielki przełom, który będzie bardziej trwały, niż się komuś w jego środowisku może wydawać. Postanowił się więc zatrzymać i odłączyć się od stada lemingów, bo przepaść już widać. Jak by nie było, stała się rzecz dobra, nawet bardzo dobra i nie ma potrzeby, by jej nie przyjąć z zadowoleniem. Z jednej strony ta wieść nie jest tą jedną jaskółką, która wiosny nie czyni, bo na nieboskłonie daje się już zauważyć większy i rosnący tumult. Z drugiej strony mieliśmy tu do czynienia z przypadkiem zdawałoby się beznadziejnym, a przecież okazało się, że możliwym i to budzącym optymizm.
Największą wartość tego wydarzenia widzę w tych kilku prostych i dosadnych zdaniach, w których prof. Kik ujął swoją przemianę. Mam wrażenie, że jest to wyjątkowo rzadkie, pełne i otwarte przyznanie się do kompletnie błędnej oceny rzeczywistości, która ustawiła go wcześniej w jednym szeregu z wszystkimi przeciwnikami PiS. Dotychczas wielu ludzi zmieniało poglądy, partie polityczne i swoje preferencje wyborcze, a jednak jakby chyłkiem, unikali publicznych wyznań o powodach zmiany, a już zupełnie nie przyznawali się do wcześniejszych poważnych pomyłek w ocenach. Rzecz zwykle szybko się rozpływała w bieżących wydarzeniach i najczęściej wpadała w zapomnienie. Tutaj mamy wprost słowa: „…albo byłem głupi, albo ślepy….”, które dokładnie wpisują się w sposób myślenia o niektórych poważnych ludziach z bliskiego mi środowiska, którzy tak wielu rzeczy nie dostrzegają, że sprawiają wrażenie jakby były im całkiem obojętne. Jest taki poziom głupoty i ślepoty, który trzeba uznać za udawany, więc pozostaje obojętność, albo coś gorszego.
Nie potrafię ocenić, czy prof. K. Kik naprawdę jest szczery w tej przemianie, czy bawi się, czy też może robi jakiś eksperyment socjologiczny. Na ocenę przyjdzie czas później, bo jego dalsze zachowanie będzie papierkiem lakmusowym prawdy w tym zakresie. W zasadzie powinien teraz usunąć się w cień i wejść w fazę kwarantanny Babinicza. Pewnie nie będzie już gościem wielu telewizji, ale też szkoda jego wysiłku na telewizyjne przekomarzania. Trudno komuś, kto tak potężnie się mylił, przekonywać innych do swoich nowych racji, tym bardziej, że neofitów słucha się najczęściej z przymrużeniem oka. Gdybym miał mu coś doradzić, to raczej sugerowałbym wyjście poza przestrzeń publiczną i poświęcenie całej swojej mocy na zaangażowanie się w naprawę choćby jednej pojedynczej, a bardzo ważnej sprawy. Wydarzenia obejmujące cały świat dotkliwie skompromitowały dotychczasową metodykę badania opinii publicznej, ale to przecież da się robić (EMNID u zachodnich sąsiadów), więc trzeba i w Polsce spróbować twórczo naprawić.
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo