Sens powiedzenia: „Tu leży pies pogrzebany” lapidarnie oddają słowa: „Tu jest właśnie istota problemu”. Powiedzenie to przyszło mi na myśl, kiedy zwiedzałem Sanssouci w Poczdamie w 1992 roku i zatrzymałem się przy grobach jedenastu psów Fryderyka Wielkiego pochowanych obok krypty grobowej króla Prus. Groby psów nasunęły mi skojarzenie, a krypta króla uświadomiła sedno problemu, którym stał się wybór pruskich tradycji w kształtowaniu Niemiec po zjednoczeniu.
W ramach współpracy naukowej od 1977 roku byłem wielokrotnie w Niemczech, w tym także na dwuletnim pobycie w latach 1989/91 w ciekawym okresie jednoczenia RFN z NRD i pamiętam dobrze ożywioną dyskusję związaną z przenoszeniem stolicy Niemiec z Bonn do Berlina. Była wtedy łatwo zauważalna grupa dyskutantów, przeciwników przenoszenia stolicy, którzy ostrzegali, że będzie to sygnał złowieszczo zapowiadający powrót Niemiec do tradycji pruskich, które źle zapisały się w historii świata. Dzisiaj już nikt do tych rozterek nie wraca, a pruskie tradycje są realizowane bez rozgłosu, wsparte jedynie wymowną symboliką.
Wikipedia: Po zjednoczeniu Niemiec Senat Berlina podjął decyzję o gruntownej renowacji pomnika Fryderyka II Wielkiego. Senacki Zarząd Rozwoju Miasta zlecił wykonanie prac renowacyjnych, zaś odpowiedzialna za współfinansowanie projektu Niemiecka Fundacja Ochrony Zabytków przyznała na ten cel dotację w wysokości 1 miliona marek. Podczas robót trwających w latach 1997–2000 pomnik został przesunięty do pierwotnej, historycznej lokalizacji, ponadto dokonano dokładnej konserwacji wykonanych z brązu elementów i naprawy uszkodzeń powstałych w 1950 i w 1980 roku. Odtworzono także oryginalne ozdobne, żelazne, niskie ogrodzenie otaczające pomnik oraz historyczne latarnie w pobliżu pomnika. W 2006 roku pomnik został oczyszczony z zabrudzeń z farby i graffiti, a także pokryto go mającą zapobiegać tego typu zniszczeniom ochronną warstwą wosku.
Władysław Konopczyński z książki „Fryderyk Wielki, a Polska”
...historia nie zna przykładu, aby jeden człowiek włożył tyle nienawiści w swój stosunek do sąsiedniego narodu, ile jej przez pół wieku wydzielił z siebie Fryderyk zwany Wielkim. Potężne nienawiści wzbierały nieraz w duszach krzywdzonych wobec zdobywców i ciemiężycieli: tak patrzał na Rzymian Hannibal czy Mitrydates, ale jeszcze głębsze, coraz głębsze uczucia nieprzyjaźni rodziły się zwłaszcza w duszach germańskich wobec krzywdzonych. Fryderyk jako niszczyciel Polski, która mu nic nigdy złego nie zrobiła, stanowi zjawisko jedyne w dziejach – i w tym znaczeniu uniwersalne. A że duch jego promieniował na swoich i obcych przez szereg pokoleń, poprzez dziesiątą granicę, że jego zasady stały się wcieleniem tego, co wiek XIX potępił, a wiek XX spróbował na nowo uświęcić, więc poruszony w tej książce temat stanowi coś więcej niż bilans krzywd, doznanych w pewnej epoce przez pewien naród: jest to przyczynek do dziejów ludzkości – i nieludzkości.
Trochę zapomniany jest Karol Brzozowski, autor wiersza „Nie wierz w Niemca”, polski inżynier, poeta, tłumacz Biblii, powstaniec wielkopolski, styczniowy i działacz niepodległościowy, także botanik, geolog, geograf, etnolog i urzędnik. Bardziej pamiętany jest zawarty w jego wierszu refren, który jest smutnym podsumowaniem relacji Polaków z narodem niemieckim:
Oj, prawda święta: póki świat światem,
Niemiec Polaka nie będzie bratem!
Autor zmarł w 1904, wiersz wydano drukiem w 1916, a ta smutna konkluzja okazała się nadzwyczaj łagodna, gdy w 1939 Polacy doświadczyli rzeczywistości, przekraczającej tragizmem wszystko, co się wcześniej wydarzyło. Wtedy to zamknęła się tysiącletnia klamra historyczna, od owej uczty u Gerona w 939 roku, który zaprosił 30 naczelników plemion łużyckich i serbskich, a następnie otruł ich, aż po 1939 rok, gdy Niemcy rozpoczęli regularną eksterminację polskiego narodu, z metodycznym naciskiem na eliminację jego elity.
Jaką więc przyszłość nam niosą dzisiejsi Niemcy, pielęgnujący od nowa pruskie tradycje i przywracający samym sobie poczucie wielkości, która podobno kładzie na nich „odpowiedzialność” za los Europy i skłania do zapomnienia o „epizodzie” drugiej wojny światowej? Tutaj historycy, politolodzy, czy politycy mogą dowolnie snuć swoje przemyślenia i prognozy, ale niemniej ważne są doświadczenia i obserwacje pojedynczych Polaków, którzy zetknęli się bezpośrednio ze współczesnymi Niemcami bardziej niż przygodnie. Ja właśnie tak się zetknąłem, chociaż głównie na płaszczyźnie zawodowej w ramach współpracy naukowej. Opowiem pobieżnie o tych doświadczeniach.
Podczas pierwszego dłuższego pobytu w latach 1977/79 w Juelich miałem wrażenia bardzo pozytywne, zdawałem sobie jednak sprawę, że mój ogląd ograniczony jest głównie do nietypowego środowiska złożonego z naukowców (fizyków), obsługi technicznej i administracyjnej instytutu, bo kontakty z innymi Niemcami były rzadkie i powierzchowne. Co więcej na co dzień pracowałem w grupie całkowicie międzynarodowej, więc posługiwaliśmy się głównie językiem angielskim, jednak z kierującym grupą Niemcem i z wieloma fizykami instytutu byłem w przyjaznych i serdecznych stosunkach. Na temat trudnej przeszłości właściwie nie rozmawialiśmy, bo było oczywiste, że szczera rozmowa na te tematy mogła popsuć atmosferę, zresztą uznałem, że lepiej z tym poczekać na inicjatywę z ich strony, by nie wymuszać wyznań o aktualnym stanie ich narodowego rachunku sumienia. Kiedyś na początku mojego pobytu miałem okazję uświadomić sobie, jak mogłaby taka rozmowa wyglądać i być może ta próba wyhamowała chęć zgłębiania przeszłości. Fizyk niemiecki przyszedł do mojego gabinetu, pokazał mi album ze zdjęciami miasta Juelich po bombardowaniach prowadzonych przez aliantów w 1944 roku i skarżył się na barbarzyństwo, jakim było zniszczenie historycznego miasta, które nie miało przecież żadnego znaczenia militarnego, tym bardziej gdy wojna już była rozstrzygnięta. Odpowiedziałem mu, że wojna zawsze jest nieszczęściem , a ci, którzy ją zaczynają, doskonale o tym wiedzą. Nie mogą jednak oczekiwać bezkarności wobec ogromu zbrodni, których są sprawcami. Polska była straszliwą ofiarą tej wojny, a nieszczęścia, które na nas spadły były niewyobrażalne. Wystarczy spojrzeć na ruiny zniszczonej bez potrzeby Warszawy, uświadomić sobie los jej mieszkańców i podliczyć skarby historii, które legły w jej gruzach, by stłumić w sobie żal nad losem Juelich. Być może opowiedział o mojej reakcji innym, nikt już nie podejmował tego tematu w rozmowach ze mną.
Liczne prywatne i służbowe podróże pozwoliły mi poznać piękno i bogactwo wielu rejonów Niemiec, przy czym w subiektywnej ocenie ustaliłem, że im dalej na południe, tym lepsze jest jedzenie, a ludzie są bardziej sympatyczni, otwarci i naturalni. Oprócz prac badawczych wykorzystujących cyklotron w Juelich, prowadziliśmy wiele eksperymentów w pobliskiej Kolonii i w Bonn, ale także w ośrodkach fizyki jądrowej w Heidelbergu, Darmstadt, Monachium i w Berlinie. Wszędzie atmosfera była przyjazna, a zawiązane znajomości przetrwały do dzisiaj. Współpraca naukowa była znakomita, przyniosła wiele ciekawych wyników i rozpoczęła cykl prawie 15-tu lat wspólnych badań, w których siedmioro fizyków z naszego instytutu przebywało w Juelich na wielorocznych stażach naukowych.
Ten pierwszy dwuletni pobyt w Niemczech wspominam bardzo dobrze, ale teraz myślę, że ówczesna wstrzemięźliwość w poruszaniu tematyki trudnej przeszłości wygładziła mój obraz Niemców. Jedynym wyłomem w tym obrazie, z jakim wtedy wracałem do Polski, była obserwacja łatwo zauważalnego i powszechnego u nich przekonania, że stanowią naród przewyższający inne w wielu dziedzinach, które decydują o poziomie cywilizacyjnym, zwłaszcza w nauce, w technice, w kulturze i we wzorowej organizacji państwa. Jestem przekonany, że z nielicznymi wyjątkami takie wyobrażenie o swoim narodzie, jako zbiorowości uebermensch-ów jest wpojone w mentalność każdego Niemca. Żadna pamięć, przywołująca choćby najbardziej odrażające epizody indywidualnych, czy zbiorowych zachowań ich rodaków w przeszłości, nie zmienią tego przekonania. Dzisiaj większość Niemców z premedytacją starannie unika wiedzy o tym, co się w przeszłości stało i poza ogólnym uznaniem najbardziej nagłośnionych faktów, rzeczywiście nie chcą sięgać do tego, co w ich mniemaniu minęło i może być wykluczone ze zbiorowej pamięci.
Wiosna Solidarności w Polsce wcale nie wzbudziła zachwytu u Niemców, a poniższy link przypomina postawę kanclerza H.Schmidta i jego haniebne wypowiedzi wspierające stan wojenny w Polsce.
https://www.rp.pl/swiat/art5966051-schmidt-honecker-i-stan-wojenny
Zanim zdławiono Solidarność byłem na 3-miesięcznym pobycie w Juelich i nie mogłem zrozumieć, dlaczego Niemcy nie dostrzegają także dla siebie szansy w tym, co w Polsce się dzieje. Sceptycyzm i udzielane zewsząd porady, by Polacy jednak powstrzymali trochę swoje niebezpieczne dążenia, skłoniły mnie do snucia rozważań i pesymistycznych prognoz, jak oni się zachowają, gdy to wszystko runie. Już wtedy rysująca się perspektywa wskazywała, że możliwe są kłopoty z naszym zachodnim sąsiadem w przyszłości.
Stan wojenny na chwilę przerwał kontakty zagraniczne, a od 1982 byłem bardziej zainteresowany współpracą z USA, którą prowadziłem przez ponad trzy dekady. Do Juelich powróciłem na dwuletni pobyt w latach 1989/91, mogłem więc w bezpośredniej bliskości obserwować przemiany związane ze zjednoczeniem Niemiec. Na kilka dni przed runięciem muru mieliśmy eksperyment w Berlinie, więc skorzystałem z okazji, by wykuć dla siebie kilka kawałków historycznego betonu. Poinformowałem grupę kujących, że robię to jako Polak-członek Solidarności, która niesie wolność wszystkim narodom. Towarzystwo było międzynarodowe, więc słyszałem wtedy aprobujące szmery, ale później przełomowe zmiany dokonały się nadspodziewanie szybko, a wraz z nimi Niemcy coraz częściej odsuwali Solidarność w niepamięć, zastępując ją rosnącym kultem Gorbaczowa. Wkrótce miałem wrażenie, że gorbomania objęła wszystkich Niemców, nikt nie doceniał już roli Solidarności w inicjowaniu zmian, a coraz częściej zaczęły się pojawiać negatywne opinie o Polakach i z biegiem czasu stawały się coraz bardziej powszechne. Nie rozumiałem złości życzliwych do niedawna Niemców, którą kierowali przeciw Polakom handlującym towarami pomiędzy wschodnim i zachodnim Berlinem. Wszystko było legalne, a handlowa aktywność obejmowała tak sprzedających, jak kupujących i ukazywało jedynie szczególną przedsiębiorczość Polaków stających wobec wyzwań nowej, a pełnej chaosu i trudności gospodarki. Potem była cała seria oskarżeń Polaków o różne przestępstwa na terenie Niemiec, zwłaszcza o kradzieże samochodów, przy czym pojedyncze przypadki uogólniano bez wahania jako zachowanie typowe dla Polaków, a powszechność tych opinii tworzyła atmosferę coraz trudniejszą do zniesienia. Ta atmosfera była tak różna od wrażeń wyniesionych z wcześniejszych okresów, że miałem zamiar skrócić swój pobyt. Ustąpiłem jednak rodzinie, która nie chciała rezygnować z komfortu życia, zwłaszcza dzieciom, które doskonale czuły się w swoich klasach liceum, a wbrew moim wrażeniom i oczekiwaniom zawiązały wiele przyjaźni, które przetrwały do dzisiaj.
Wspomnę zaledwie jeden niewiele znaczący incydent, który mimo wszystko obrazuje dostrzeganą przeze mnie skokową zmianę atmosfery. Na prywatny adres domu, który wynajmowaliśmy, otrzymałem pocztą list od anonimowego nadawcy z Juelich, starannie zaadresowany: Die Familie Dr. Broda. W środku były dwa wycinki z gazet z artykułami o Polakach kradnących samochody Niemcom. Z boku, czarnym flamastrem były naniesione napisy: „Scheisse Polaken, go home!”. Wzruszyłem ramionami, ale w instytucie pokazałem w swojej grupie tę przesyłkę jako ciekawostkę. Sympatyczny, a oburzony tym technik zapowiedział, że zrobi śledztwo w instytucie, by znaleźć prowokatora, a zakłopotał się, gdy mu wyjaśniłem, że dostałem ten list pocztą na prywatny adres. Szef grupy natomiast zareagował inaczej: „No co się dziwisz, przecież Polacy kradną samochody”. Odpowiedziałem: „Rozumiem, że nadawca wysłał ten list także w twoim imieniu”, a przy tym pomyślałem z ulgą, że już za dwa miesiące wracamy do Polski.
Później na wszystko, co się dalej wydarzyło w relacjach Polski z Niemcami patrzyłem z głęboką nieufnością w ich intencje, a bieg spraw i kolejne doświadczenia coraz wyraźniej odsłaniały zagrożenie z ich strony. Przypuszczam, że dzisiaj większość Polaków dostrzega już , że nasi sąsiedzi z zachodu, wbrew deklaracjom, nie mają wobec nas przyjaznych zamiarów i w większości są skłonni realizować innymi drogami te same cele, których nie udało się wcześniej osiągnąć bezpośrednią agresją wojenną.
Podczas, gdy przywołane we wstępie pruskie tradycje mogą być uznane za zaledwie koloryt historyczny, istotą problemu jest niemiecka wersja bizantyńskiej cywilizacji, która zdaje się wyznaczać drogi postępowania Niemców budzące szczególne obawy i wymagające ostrego sprzeciwu. Feliks Koneczny opisał to przekonująco:
Według Konecznego bizantynizm niemiecki ukształtował się w X wieku, kiedy to wraz z powstaniem Świętego Cesarstwa Rzymskiego nastąpiło przeniesienie wielu teorii dotyczących filozofii władzy z Bizancjum na grunt niemiecki. Od tego czasu bizantynizm rozwijał się w Niemczech obok cywilizacji łacińskiej, a prawnicy i filozofowie niemieccy bardzo rozbudowali pojęcia bizantyjskie. Charakteryzował się uznawaniem władzy świeckiej za najważniejszą (cezaropapizm, zasada Cuius regio, eius religio). Ponadto wywyższał prawo państwowe ponad prywatne (tzw. monizm prawa publicznego), a obowiązki publiczne uważał za najważniejszą powinność ludności. Zaowocowało to doprowadzoną do perfekcji biurokracją oraz marginalizacją społeczeństwa w państwie. Za twory czysto bizantyjskie Koneczny uważał ze względu na ww. cechy państwo zakonu krzyżackiego w Prusach oraz znacznie późniejsze Królestwo Pruskie i stworzoną przez nie II Rzeszę. Od zjednoczenia Niemiec w 1871 bizantynizm stanowił dominującą siłę w polityce niemieckiej. Kres bizantynizmu niemieckiego jako dominującego nurtu myśli politycznej i prawnej stanowi rok 1945. Koneczny uważał niemiecką wersję bizantynizmu za najdoskonalszą i najprężniejszą emanację cywilizacji bizantyjskiej w historii.
W ramach tej cywilizacji Niemcy od stuleci przyswoili sobie głębokie przekonanie, że warto podporządkować się bezkrytycznie wszystkiemu, czego wymaga od nich państwo, bo państwo niemieckie dowiodło, że bez względu na to kto jest u steru, można mieć pewność, że będzie zawsze działać w interesie narodu niemieckiego. Jeśli nawet jakieś decyzje i posunięcia władzy mogą budzić wątpliwości, muszą one ustąpić posłuszeństwu, bo „Ordnung muss sein”. Ta zasada mogłaby nawet być przyjmowana ze zrozumieniem, wszakże dopóty, dopóki nie narusza żywotnych interesów innych narodów. Wiemy jednak z biegu naszej własnej historii, że Niemcy nie przejmują się skutkami, jakie realizacja ich interesów przynosi innym, akceptują także te najbardziej tragiczne skutki, gdy decydują się na barbarzyńską agresję. Dla nas, dla Polaków, wciąż pozostają niebezpiecznym narodem, choć przyjmujemy, że po doświadczeniach XX wieku postanowili swoje cele osiągać innymi drogami, niż drogi wojny, które ocenili jako nieudane i zbyt kosztowne próby. Koszty poniesione przez Polaków nie były wliczone w ten bilans. Symbolika wydarzenia, w którym 20 lat po wojnie właśnie polscy biskupi, a nie niemieccy, wystąpili z odważnym, a w tamtym czasie mocno kontrowersyjnym apelem o wzajemne wybaczenie win, dowodzi smutnej konkluzji, że rany, które nam zadali nie budzą u nich szczególnych wyrzutów sumienia. Co więcej, obojętny, a może nawet nieprzychylny stosunek episkopatu niemieckiego wobec tego wybitnie chrześcijańskiego gestu pokazał, jak głęboko taka postawa przenika cały naród niemiecki.
Mamy więc dzisiejszą sytuację, gdy po ponad trzech dekadach od upadku komunistycznego zniewolenia, po wielu latach uprawianej, a z gruntu fałszywej propagandy o życzliwości niemieckiego sąsiada dla Polski, zebraliśmy pełen wachlarz doświadczeń dowodzących, że jest zgoła inaczej, że jesteśmy sprytnie i bezwzględnie prowadzeni przez nich ku pełnemu ubezwłasnowolnieniu i podporządkowaniu. Analiza tych doświadczeń to materiał na odrębny tekst, a dzisiaj spójrzmy na sytuację, która ujawniła się w pełni po 2015 roku. Wtedy to, po raz pierwszy od czasu wojny, naród powierzył stery rozwoju Polski w ręce ludzi, którzy naprawdę chcą realizować interes naszej Ojczyzny, rozumieją ten interes w dalekosiężnej, wielostronnej perspektywie, odważyli się go podjąć i wbrew wszelkim przeszkodom są niezwykle skuteczni w osiąganiu wyznaczonych, ambitnych celów. Polska po 2015 roku weszła na jakościowo nową drogę przyśpieszonego rozwoju, który już zmienił kraj i szybko wzmocnił naszą polityczną pozycję w Europie i w świecie. Taka Polska wymyka się spod kontroli, zatrzymuje dotychczas realizowany proces przekształcania jej w obszar taniej siły roboczej i rynku zbytu, a potencjalnie może stać się konkurencyjnym graczem gospodarczym i politycznym. Ważna jest prawda płynąca z obserwacji zachowania się Niemców stających wobec takiej perspektywy, bo uświadomienie sobie prawdziwej natury zagrożenia jest niezbędne, by szukać możliwości przeciwdziałania. To zachowanie Niemców, musi być nazwane po imieniu jako bezwzględna i cyniczna agresja, która jest nowym, współczesnym rodzajem wojny. W istocie agresja ta miała miejsce w całym okresie przed akcesją Polski do Unii Europejskiej i polegała na systematycznym przejmowaniu wszystkiego, co mogłoby być źródłem dochodów Polaków, a także różnych narzędzi służących zniewalaniu Polaków. Wszystko to działo się przy współpracy skorumpowanych jurgieltników i było mało przejrzyste dzięki osłonie medialnego monopolu. Po 2015-tym roku Niemcy starali się utrzymać polską ofiarę w swych rękach, a po sześciu latach takich starań wyczerpali możliwości ukrywania swoich zamierzeń. Zrozumieli, że ich polityczny plan obalenia polskiego rządu i przywrócenia do władzy sprawdzonych wcześniej sojuszników gwarantujących dalsze podporządkowanie Polski niemieckim interesom, jest całkowicie nieskuteczny i na tym etapie trzeba zrzucić maski i pójść na całość.
Zdominowana przez Niemców Unia Europejska prowadzi z Polską bezwzględną wojnę na wielu frontach, stawiając na pierwszej linii ataku swoich komisarzy, różnych urzędników brukselskich, politycznie motywowanych sędziów TSUE, czy Parlament Europejski i nikt nie może zaprzeczyć, że ta wojna jest inspirowana prawie w całości przez Niemców. Ogłoszony publicznie plan nowej niemieckiej koalicji rządowej mówi wprost o zamiarze federalizacji Europy, co słusznie zostało nazwane planem budowy IV Rzeszy, w której państwa miałyby być pozbawione suwerenności, a wcielona w Rzeszę ludność miałaby pracować na rzecz niemieckich interesów. Dzisiaj jesteśmy już o krok dalej, bo wydarzenia ostatnich tygodni wokół Ukrainy pokazują, że Niemcy otwarcie stają w sojuszu z Rosją, stawiając po raz kolejny Europę na progu wojny o znacznie poważniejszym wymiarze. Wtedy, w 1939 roku, sojusz niemiecko-rosyjski trwał 22 miesiące. Niewiele ludzi poza Polską zna prawdę o tym koszmarnym czasie dla Polaków, wykreślonym z historycznej pamięci świata, gdy jednego z agresorów uczyniono późniejszym aliantem. Niemcy wszakże powinni pamiętać ten czas, gdy zajęcie terenów Polski uhonorowali defiladą przyjaźni obu armii i rozpoczęli ścisłą współpracę w zbrojeniu Wehrmachtu surowcami z Rosji. Niezliczone zbrodnie na polskim narodzie też były popełniane równolegle, a koordynowali szczególnie skwapliwie zbrodnię likwidacji polskiej elity.
Wszyscy patrzą dzisiaj na zachowanie Niemiec. Jedni są zaskoczeni, niektórzy zakłopotani, a są i tacy, którzy od dawna wiedzieli, że tak będzie i mają gorzką satysfakcję, bo „prawda wreszcie ujrzała światło dzienne” i można uruchomić jej wyzwalającą moc. Dlaczego jednak ja piszę tak długi tekst, skoro wszyscy już to wiedzą? Chodzi o zwrócenie uwagi na zasadnicze pytanie, jaka jest odpowiedzialność dzisiejszego pokolenia narodu niemieckiego za to zachowanie. Politycy z pierwszych stron gazet, jak Schroeder, Merkel, Scholz, Von der Leyen i dziesiątki innych, są jedynie wykonawcami woli narodu, który jak w przeszłości, znów akceptuje każde działanie w interesie Niemiec, nie troszcząc się o konsekwencje tych działań ponoszone przez innych. Tak, jak zbiorowo akceptowali jawnie zbrodnicze działania Hitlera w latach II wojny światowej i w czasie jej przygotowywania, a potem swoją odpowiedzialność odrzucili, tłumacząc: „Myśmy o niczym nie wiedzieli” i „Wykonywaliśmy przecież rozkazy”.
Już w 1919 roku Winston Churchill radził: „Niemcy powinno się bombardować co 50 lat, profilaktycznie, bez podania przyczyny”, nam jednak musi wystarczyć nauka płynąca z przywołanej wcześniej konkluzji Karola Brzozowskiego: „póki świat światem, Niemiec Polaka nie będzie bratem!” Nie można więc ulegać złudzeniom, że nasze stosunki z zachodnim sąsiadem mogą stać się w najbliższych pokoleniach braterskie i trzeba starań, by w tych stosunkach wprowadzić pełną symetrię, której dotychczas nie było. Jak zatem można likwidować asymetrię w naszych relacjach z Niemcami. Chodzi o to, co może zrobić i o co powinien zabiegać w indywidualnym wymiarze każdy Polak oprócz wysuwania rad i oczekiwań pod adresem polityków, którzy podlegają oczywistym ograniczeniom, a często lepiej też widzą trudności związane z praktycznym wykorzystaniem tych rad.
Moim zdaniem warto na każdym kroku stosować symetrię we wzajemnych relacjach. W prywatnych kontaktach z Niemcami trzeba zrezygnować z nadmiaru delikatności i przypominać im zbrodnie z czasu wojny i okupacji, zwłaszcza gdy wielu z nich bez zahamowań oskarża nas o winy niepopełnione. Jeśli wielu Polaków dopiero od niedawna poznaje szczegóły zbrodni takich jak rzeź Woli, masowe egzekucje polskiej elity w Piaśnicy, czy choćby bombardowanie Wielunia wyprzedzające czas ataku na Westerplatte, to wiedza o tych i wielu innych zbrodniach jest zupełnie rzadkim zjawiskiem wśród Niemców. A wiedza ta powinna być wśród nich powszechna, nie po to, by ją rozpamiętywać, ale by ją zachować w świadomości mającej wpływ na dzisiejsze postępowanie. Warto też nazywać po imieniu dzisiejsze agresywne wobec Polski działania Niemców, w których wykorzystują swoją dominującą pozycję w UE, by inicjować wrogie akty przeciw Polsce, znamionujące rodzaj współczesnej wojny. Forsowane i jawnie deklarowane plany tzw. federalizacji UE należy nazywać wprost projektem budowania IV Rzeszy i chyba to wystarczy jako wyjaśnienie, dlaczego nie zgodzimy się na wcielanie do takiego państwa. Każdy krok w tę stronę powinien być głośno napiętnowany, a politycy wspierający takie projekty powszechnie potępiani.
Powinniśmy wymóc szybkie opracowania raportu o wojennych stratach Polski, by jak najszybciej wystąpić formalnie do Niemiec o reparacje wojenne. Nie czekając na ostateczne uzgodnienie finansowego rozmiaru reparacji, już teraz w ramach prologu zadośćuczynienia, mamy prawo oczekiwać zwrotu zrabowanych w wojnie skarbów naszej kultury, a równolegle także oddania nam przedsiębiorstw zagrabionych w okresie transformacji po 1989 roku. Zagrabionych, bo nie było żadnego racjonalnego powodu, by Niemcy przejmowali nasze cementownie, cukrownie, firmy farmaceutyczne, czy przedsiębiorstwa infrastruktury miejskiej, by przywołać te najprostsze przykłady. Przejęto je wykorzystując korupcję wspieraną przez niemieckie państwo, bo oficjalnie aprobowane zwroty kosztów „gratyfikacji” przekazywanych w tych transakcjach były rozliczeniem łapówek dla polskich partnerów.
Podobnie nienaturalną i szkodliwą asymetrię Niemcy zbudowali przejmując istotną część naszego wielko-powierzchniowego handlu, a także w szczególnie wrażliwej dziedzinie mediów. Chociaż oba przypadki zasadniczo różnią się od siebie, łączy je silna zależność od zachowania konsumentów ich produktów. Dlatego oprócz korekt, które nasi rządzący mogą wprowadzić ustawami, ważne jest postępowanie społeczeństwa. Niemcy mają we krwi przekazywany przez pokolenia instynkt, każący im popierać wszystko, co jest niemieckie i zbiorowo ich wzbogaca. Gdyby Polacy zaczęli wyraźnie faworyzować swoich handlowców, swoje media, a tym samym redukować dochody obcych, byłoby to otwarcie drogi do potrzebnej symetrii i zdrowej, równoprawnej konkurencji.
Najważniejszym jednak wyzwaniem stającym dzisiaj przed Polakami pragnącymi przeciwstawić się dominacji Niemców jest aktywność tych obywateli Polski, którzy tę dominację wspierają. Nikt nie może być tak głupi, by nie rozumieć co się dzieje i robić to nieświadomie, a wielu polityków wprost deklaruje takie projekty, przy czym często głoszą te deklaracje na międzynarodowym forum, np. w Parlamencie Europejskim. To jest prawdziwa piąta kolumna i nie da się tego inaczej nazwać, gdy równolegle za wspieraniem Niemiec słychać ich antypolskie wypowiedzi i działania.
Mamy wszakże przypadek szczególny, jaskrawo ilustrujący takie postawy.To prawdziwy paradoks, że Donald Tusk, który ponad wszelką wątpliwość wykazał, że w każdej sprawie i w każdej pełnionej funkcji reprezentuje interesy niemieckie, wciąż może bezkarnie wałęsać się po politycznej Polsce i dalej jej szkodzić. Cały jego długi życiorys polityczny powinien być wyjaśniony w każdym detalu. Poczynając od owej, przecież łatwej do wyjaśnienia części, w której rzekomo działał jako agent Stasi o kryptonimie „Oskar”, poprzez nielegalne korzystanie z finansów niemieckich w budowie pierwszej jego partii KLD, aż po analizę wszystkich jego decyzji jako premiera rządu RP, a potem dalsze działania na forum międzynarodowym. Czy ktoś sądzi, że mamy do czynienia z politykiem, który czegoś nie potrafił, coś zaniedbał, albo nieświadomie przeoczył? Tak naprawdę wszystko co robił, zrobił przeciw Polsce, a jeśli czegoś nie robił, a powinien zrobić, to też był to świadomy wybór ze szkodą dla Polski. Wszystkie jego decyzje i zachowania warte są pełnej, uczciwej analizy, a „kropką nad i” będzie zapewne to wszystko, co wiąże się z zamachem w Smoleńsku. Wyjaśnienie tego wszystkiego jest naszą narodową sprawą, natomiast na prawdę o piątej kolumnie działającej w Polsce w imieniu Niemiec zasługuje także naród niemiecki, któremu potrzebne jest nowe katharsis.
Bynajmniej nie chcę budzić wrogości do Niemców, tym bardziej, że nigdy nie można kierować pretensji i żalów pod adresem całego narodu, mimo że są one uzasadnione wobec większości. Myślę jednak, że dzisiaj Niemcy stają przed kolejną w swej historii próbą, w której muszą decydować, czy bezwzględna realizacja własnych, a przecież niepewnych interesów, niosąca wyraźną i mocno sygnalizowaną szkodę dla innych, jest warta ich poparcia bezmyślnym i leniwym brakiem sprzeciwu wobec poczynań polityków, których wybierają.
Nie wiem jak Niemcy zachowają się wobec tej próby, a chciałbym wiedzieć bo
„tu leży pies pogrzebany”.
Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem, mimo że wielokrotnie byłem na portalu S24 obrażany. Teraz uzupełnię swoją identyfikację notką o mnie zamieszczoną w Britishpedia.
Broda Rafał
prof. dr hab. O: profesor zw. Instytutu Fizyki Jądrowej im. H. Niewodniczańskiego PAN w Krakowie, uznany w świecie specjalista w zakresie struktury jąder i oddziaływań jądrowych; B: Cieszyn, 19.01.1944; P: Jan - był absolwentem WSH w Warszawie, głównym księgowym m.in. w F. "Celma" Cieszyn; Eryka Barbara z d. Richter - była bibliotekarzem w Szkole Muzycznej w Cieszynie; MS: Olga z d. Budiańska; Ch: Aleksander 1974 - jest absolwentem UE z tyt. mgr; Joanna 1976 - jest absolwentką UJ Kraków z tyt. mgr germanistyki, obecnie z tytułem dr University of Tennessee; wnuki: Alina, Urszula, Jędrzej; GrA: wuj Eryk Nanke był mjr WP, dowódcą Plutonu Łączności Radiowej Artylerii w Bitwie o Monte Cassino, brał udział w obronie Tobruku, po wojnie osiadł w Wielkiej Brytanii, do ojczyzny powrócił w 1996 roku a swoje przeżycia opisał w publikacji "Cena bycia innym"; E: 1966 - mgr fizyki, 1971 - doktorat w UJ Kraków; 1981 - habilitacja w IFJ PAN w Krakowie; 1991 - tytuł profesora n. fizycznych; Ca: od 1966 pracownik naukowy IFJ PAN w Krakowie, począwszy od asystenta stażysty do profesora zw., pełniąc funkcję kilkanaście lat kierownika pracowni (wcześniej Zakładu) Struktury Jąder Atomowych; zagraniczne pobyty naukowe: 1968 - 1971 Zjednoczony Instytut Badań Jądrowych w Dubnej, Rosja; 1972 - 1974 Instytut Nielsa Bohra w Kopenhadze, Dania; 1977 - 1979 oraz 1989 - 1991 Instytut fur Kernphysik KFA Juelich, Niemcy; 1982 - 1984 oraz krótsze pobyty w Purdue University w West Lafayette w stanie Indiana, Stany Zjednoczone w charakterze visiting professor, eksperymenty w Argonne National Laboratory, Stany Zjednoczone; WaCW: 230 publikacji naukowych; 5 najważniejszych tytułów: N=40 neutron subshell closure in the Ni-68 nucleus -Phys. Rev. Lett.74,868(1995) Spectroscopic studies with the use of deep-inelastic heavy-ion reactions -Journal of Physics G - Nuclear an Particle Physics 32, R151 (2006) Yrast isomers in tin nuclei from heavy-ion collisions and the neutron h11/2 subshell filling - Phys. Rev.Lett.68, 1671 (1992) Inelastic and transfer-reactions in Mo-92 + 255 MeV Ni-60 collisions studied by gamma-gamma coincidences -Phys. Lett. B251, 245 (1990) Doubly magic Pb-208: High spin states, isomers, and E3 collectivity in the yrast decay -Phys. Rev. C95, 064308 (2017); Aw: Złoty Krzyż Zasługi; Krzyż Wolności i Solidarności; Złota Odznaka Miasta Krakowa; 1 nagroda zespołowa MNiSZW; Nagroda indywidualna III Wydziału PAN; Me: Członek PTF, American Physical Society; założyciel i przewodniczący Klubu "Myśl dla Polski"; współtwórca oraz były członek partii Liga Polskich Rodzin; Ach: zainteresowania naukowo-badawcze: badania struktury jądra i reakcji jądrowych metodami spektroskopii Gamma; współtwórca metody pomiarów krotności Gamma; odkrycie podwójnie magicznych jąder 146Gd, 68Ni i spektroskopia wielu jąder w tych obszarach; rozpracowanie metody badań jąder z nadmiarem neutronów w spektroskopii z użyciem głęboko nieelastycznych zderzeń ciężkich jonów; opublikowanie przeglądowego artykułu dot. tej metody w prestiżowym czasopiśmie J.Phys.G.Nucl.Part.Phys. 32 (2006) R151-R192; zaangażowanie w badania opadu radioaktywnego po "Czarnobylu" w szczególności obszerne badania zjawiska tzw. gorących cząstek; wypromowanie 5 doktorów, recenzowanie kilkudziesięciu prac doktorskich, habilitacyjnych i wniosków profesorskich; czynny udział w licznych konferencjach międzynarodowych i dziewięciokrotnie jeden z głównych organizatorów Międzynarodowej Konferencji "Szkoła Fizyki Jądrowej w Zakopanem"; udział w odzyskaniu niepodległości poprzez wieloletnią działalność niepodległościową, skutkującą represjami ze strony władz komunistycznych np. odebraniem paszportu na 3 lata (status pokrzywdzonego w IPN); kandydowanie na senatora RP i uzyskanie 133,5 tys. głosów w ciągu 5 tygodni kampanii wyborczej; LS: angielski, rosyjski, niemiecki; H: polityka, muzyka, brydż, turystyka górska - udział w 3 dużych wyprawach w Azji; PMM: odkrycie metody badania jąder neutrono-nadmiarowych; wykłady na prestiżowych międzynarodowych konferencjach; pobyt w Instytucie Nielsa Bohra i poznanie wielu wybitnych ludzi nauki; OA: 1999 - 2016 szeroka działalność publicystyczna w Radiu Maryja i wielu wydawnictwach m.in. Gazeta Polska, Nasz Dziennik, Głos Nasza Polska a obecnie na forach internetowych;
Encyklopedia Osobistości Rzeczypospolitej Polskiej (7. edition)
BPH - British Publishing House Ltd.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka