Czas Świąt Wielkanocnych, a zwłaszcza Wielki Tydzień, to często czas nawróceń. Wymowa wydarzeń opisanych w Ewangelii skłania do przemyśleń nad sensem życia, nad tajemnicami wieczności, cudem Zmartwychwstania i naszym przeznaczeniem. Dzisiaj można te przemyślenia pobudzić czytaniem opisu objawień bł. Anny Katarzyny Emmerich, a także wesprzeć je oglądaniem opartej na nich ekranizacji Mela Gibsona „Pasja”. Wyjątkowa sytuacja z pandemią ogarniającą nas w przestępnym 2020 roku, dała nam niespodziewanie długi czas dla tych przemyśleń i pogłębienia ich treści. Są one zbyt intymne i osobiste, by wchodzić w szczegóły, a ceniąc rekolekcje i katechezy wygłaszane przez duchownych, zdecydowanie nie przepadam, gdy świeccy mówią językiem homilii. Dlatego niniejsza notka dotyczy nawróceń politycznych, na które też bywa dobry czas, a taki teraz, moim zdaniem, nadchodzi.
Gdy patrzę na postępowanie partii politycznych, w zasięgu obserwacji są zwykle politycy z pierwszej linii, którzy decydują o najważniejszych jej posunięciach, o kierunkach działań, o konfrontacji z rywalami, także o partyjnej propagandzie i o tym, co zwykle niewidoczne, a dotyczy finansowego zaplecza. Politycy ci reprezentują partię w najważniejszych wystąpieniach w sejmie i senacie, a zwłaszcza w mediach, w których ich obecność wydaje się być przywilejem nielicznie wybranych i często promowanych przez dziennikarzy wszystkich opcji.
Z małymi wyjątkami w zasadzie nie znam polityków z dalszych szeregów partyjnych, nie pamiętam ich nazwisk, ani funkcji, nie miałem okazji do zapoznania się z ich przymiotami, nie wiem czy są uczciwi, moralni, inteligentni, jaki jest ich prawdziwy stosunek do Polski, czy są patriotami, wreszcie nie wiem dlaczego ich wybrali wyborcy, choć wiem jak to się stało. Wrzucam ich wszystkich do konkretnego worka z nazwą partii i roboczo przyjmuję, że w pełni identyfikują się oni z tym wszystkim, co reprezentują sobą ich politycy z pierwszej partyjnej linii. Myślę zarazem, że to chyba jest niemożliwe by wszyscy politycy KO, PSL, Lewicy, czy Konfederacji tak do końca identyfikowali się ze wszystkim, o czym zadecyduje przywództwo i najważniejsi harcownicy partii. Być może przeżywają rozterki i duże wątpliwości, gdy są zmuszeni do popierania zachowań, których w istocie nie akceptują. Brutalne wymogi życia partyjnego wymuszają często postawy, z którymi ludzie nie czują się dobrze, ale nie znajdują odpowiedniego momentu, by zawołać „non possumus”.
Ma to swoje konsekwencje, bo współdziałając choćby biernie w ramach danej partii ponosi się pełną odpowiedzialność za wszystko, co z tą partią jest związane. Nie da się w jednym momencie skasować odpowiedzialności za wieloletnie firmowanie i wspieranie tego, co okazało się być wielkim złem. Z drugiej strony potrzebny jest impuls do podjęcia decyzji zerwania z tym, w czym się uczestniczyło, a często w indywidualnych przypadkach taka decyzja może powodować niełatwe konsekwencje i utrudnienia, zwłaszcza nieprzyjemne reakcje partyjnych kolegów, więc impuls musi być dostatecznie silny.
Mieliśmy w 1981 roku przykład masowych nawróceń, gdy wprowadzenie stanu wojennego było szczególnie mocnym impulsem. Członkowie PZPR w 1980 roku chętnie zapisywali się do Solidarności, ale najczęściej nie wypisywali się z partii. Po 13 grudnia 1981 masowo odrzucali legitymacje partyjne i chyba nigdy potem nie żałowali tego kroku, bo wsparcie tej wojny z narodem było rzeczywiście czymś haniebnym. Pojedynczy posłowie zmieniali barwy partyjne, ale nigdy nie były to decyzje zbiorowe, a raczej kroki przemyślane na podstawie własnych ocen i doświadczeń. Jestem przekonany, że Bogdan Pęk, Janusz Wojciechowski, czy Zbigniew Kuźmiuk, którzy pełnili wysokie funkcje w PSL, nigdy nie żałowali odejścia z tej partii, a dzisiaj czerpią satysfakcję z tego kroku, gdy patrzą na zachowania i wypowiedzi przywódców PSL.
Teraz mamy szczególnie stosowny czas dla politycznych nawróceń i politycznych decyzji „non possumus”, które powinny skłaniać do odrzucenia dalszych związków i podległości politykom totalnej opozycji, którzy zagrażają istnieniu Polski. Już pewnie nigdy sytuacja nie będzie bardziej przejrzysta niż teraz, gdy Gowin odkrył wszystkie karty wcielając się w rolę Judasza. Ta gra, którą rozpoczął jest szczególnie niebezpieczna, bo na najtrudniejszy czas epidemii nakłada grożącą destabilizację polityczną. Czekał na najbardziej stosowny moment i po to wkomponował się w Zjednoczoną Prawicę, by uderzyć w najtrudniejszym czasie. Większość parlamentarna wisi na włosku, zagrożona szantażem, którego siły nie da się jeszcze przewidzieć. Jest więc najbardziej stosowny moment do dokonania przewartościowania i decyzji deklarującej wsparcie dla koalicji rządowej, której dotychczasowe zasługi dla Polski są najlepszą wizytówką, a dzisiejsze prowadzenie polskich spraw w tak trudnym czasie wykazuje niepospolite kompetencje.
Każdy, kto potrafi dotrzeć do posłów i senatorów z drugiej i dalszych szeregów totalnej opozycji, powinien apelować do nich, by nawrócili się politycznie, bo jest na to szczególnie stosowny czas. To nie wymaga żadnych deklaracji, żadnych publicznych wyznań, czy uzasadnień, tu wystarczy odrzucenie poleceń przywódców swoich partii i wspieranie Zjednoczonej Prawicy w głosowaniach w Sejmie i w Senacie. Taka zmiana polityczna w Senacie byłaby od razu widoczna i szczególnie skutecznie wspomagająca Polskę.
Wtedy wszyscy razem moglibyśmy żyć spokojnie i wołać: Sursum corda!
https://www.youtube.com/watch?v=0dNkQrqPq64
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka