Najpierw na portalu Wpolityce.pl przeczytałem wiadomość, że według wp.pl Prezydent Andrzej Duda w rozmowach z szefem Rady Mediów Narodowych Krzysztofem Czabańskim zażądał odwołania Prezesa TVP Jacka Kurskiego i postawił to jako warunek podpisania ustawy o rekompensacie 2 mld PLN dla publicznych mediów. Wiadomość tę przeczytałem z niedowierzaniem i irytacją.
Później odetchnąłem, bo ten sam portal „zdementował” wiadomość, podając, że ze stuprocentową pewnością do takiej dymisji nie dojdzie.
Wczoraj rano pojawił się artykuł Jacka Karnowskiego:
https://wpolityce.pl/polityka/489443-dymisja-kurskiego-rozwiaze-problemy-tvn-ale-na-tym-koniec
, w którym czytam: „Stawiając ultimatum w sprawie prezesa TVP - co jest informacją, jak się wydaje, prawdziwą - prezydent nie pozostawia sobie wielkiego pola manewru. To był błąd.”
Wiem, że jesteśmy w delikatnym czasie kampanii wyborczej, w którym nie wolno ryzykować przegrania wyborów prezydenckich, bo wybór każdego innego kandydata, niż Andrzej Duda, byłby tragedią dla Polski; należałoby więc nabrać wody w usta. A jednak wydaje się, że milczenie wobec kryzysu wywołanego przez Prezydenta i jego doradców, którzy już nieraz postawili go w trudnej sytuacji, byłoby jeszcze większą niefrasobliwością. Powiem więc jasno i wyraźnie, by nie było niedomówień:
Decyzja o tym, kto ma być prezesem TVP nie należy do prerogatyw prezydenta, ani też Prezydent Duda nie ma żadnych nadzwyczajnych kwalifikacji, by oceniać prezesa publicznej telewizji. Co więcej, postawienie takiego ultimatum jest fatalnym sygnałem wskazującym na szerszy problem, w którym Prezydent A. Duda bez widocznych i przejrzystych podstaw po raz kolejny próbuje poszerzać zakres swoich prerogatyw, poza zakres zapisany w Konstytucji.
W sytuacji jaką mamy, niewątpliwie oddam swój głos w majowych wyborach na prezydenta Dudę, ale uczynię to bez entuzjazmu, a być może będę musiał zacisnąć zęby. Uczynię to, bo w przeciwieństwie do wszystkich innych kontrkandydatów, Prezydent Duda oprócz irytujących wad ma także wielkie zalety. Z tych obowiązków, które nakłada na prezydenta Konstytucja, Andrzej Duda wywiązuje się znakomicie, a talenty, którymi dysponuje sprawiają, że Naród jest szczególnie godnie reprezentowany, bezpieczny, ceniący własną tożsamość, dumny z historii i współdziałanie Prezydenta w polityce zagranicznej rządu jest wzorcowe. Dokładnie tego oczekiwałem od Andrzeja Dudy, gdy pierwszy raz kandydował na Urząd Prezydenta. We wszelkich innych sprawach oczekiwałem, że będzie prawdziwym i całkowicie lojalnym członkiem biało-czerwonej drużyny i wesprze bez zastrzeżeń wszystko to, co wypracują partie dobrej zmiany prowadzone w najbardziej kompetentny i imponujący sposób przez Prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
Kompletnie nie pojmuję i nie przyjmuję do wiadomości postawy Prezydenta, który wsłuchuje się w krytykę i porady za strony najzagorzalszych przeciwników dobrej zmiany i w sposób nieuzasadniony chce zademonstrować swoją niezależność sprzeciwiając się decyzjom większości parlamentarnej. Czy pełne, lojalne współdziałanie z siłą polityczną, która delegowała Andrzeja Dudę do konstytucyjnej roli prezydenta może przynosić mu jakąś ujmę? Czy jest w ogóle potrzeba, by Prezydent demonstrował swoją niezależność? Czy Prezydent jest na tyle naiwny, że oczekuje wsparcia ze strony zwolenników totalnej opozycji? Po co ta cała gra, która wnosi jedynie zaniepokojenie i tworzy ogromne straty? Można sobie wyobrazić wyjątkową sytuację, w której istotnie Prezydent dostrzeże coś ważnego, co umknęło uwadze politykom dobrej zmiany i w porozumieniu z nimi postawi weto, by wspólnie rzecz naprawić. Takie sytuacje są bardzo rzadkie i musiałyby być prowadzone w szczególnie przejrzysty sposób z prezentacją jasnego uzasadnienia. Żadne dotychczasowe weto Prezydenta nie miało takiego uzasadnienia i wszystkie hamowały dobrą zmianę, wszystkie były błędem, czasem tak wyjątkowo szkodliwym, jak veto z lipca 2017, które praktycznie zatrzymało reformę sądownictwa i pogłębiło ciągnący się do dzisiaj spór, dla którego i tak nie może być żadnego kompromisu.
Chcę, by dr Andrzej Duda został na kolejną kadencję najważniejszą osobą w państwie, ale nie chcę, by próbował zmieniać ustrój przez wzmacnianie własnych prerogatyw poza dzisiejszą Konstytucję. Powtórzę, że moim zdaniem wzorcowo spełnia te funkcje, do których został powołany, dobrze służy Polsce i przydaje naszej Ojczyźnie godności, równolegle splendor i blask głowy państwa to przywileje, które satysfakcjonująco wynagradzają tę służbę. Przywódcą jednak nie jest, bo cała jego moc wypływa raczej z pełnionego urzędu, niż z osiągnięć, doświadczeń, błyskotliwych wizji, czy szczególnej charyzmy. Przywódcą z pewnością jest Jarosław Kaczyński, bo cała dobra zmiana to jego dzieło, sukces i chwała oparta na jego wizjach, kompetencji, politycznej dojrzałości i wytrwałości w dążeniu do głównego celu, jakim jest dobro Polski. Charakterystyczne, że Kaczyński z powodzeniem już wiele lat przewodzi, choć nie wynika to z formalnego umocowania.
Nie będę dolewać oliwy do ognia i poprzestanę na wytknięciu jednego z tych wspomnianych błędów Prezydenta Dudy w pierwszej kadencji. Kiedy 1 marca 2020 wygłaszał świetne przemówienie oddające hołd żołnierzom wyklętym, nie mogłem powstrzymać swych myśli o zawetowanej przez Prezydenta ustawie degradacyjnej i nie mogłem oprzeć się zestawieniu słów przemówienia z czynem weta.
Czekam na podpis Prezydenta pod ustawą utrzymującą istnienie telewizji publicznej, ale informacja o ultymatywnym warunku odwołania Prezesa Kurskiego i tak jest skrajnie negatywna. Prezydent powinien w sposób ścisły ustalić od kogo wyszła taka inicjatywa i wyrzucić tę osobę z grona doradców.
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka