Słusznie prezes Jarosław Kaczyński od czasu do czasu ostrzega, że nie będzie tolerancji dla nieuczciwych polityków, zwłaszcza w szeregach Zjednoczonej Prawicy. Potwierdza to w praktyce, pokazując, że cień podejrzeń rzucony na polityka strony rządzącej prowadzi do poważnych, bezlitosnych konsekwencji, nawet dla najbardziej zasłużonych ludzi. Taki cień podejrzeń z łatwością jest produkowany i nagłaśniany przez stronę opozycyjną, która dla odmiany, swoich ludzi „broni jak niepodległości”, mimo że są obciążeni udokumentowanymi i najbardziej poważnymi zarzutami. Asymetria zachowań jest tak rażąca, że mimo woli człowiek zastanawia się, o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego bezczelne kłamstwa i arogancję prawdziwych przestępców toleruje się ponad miarę, a uderza się we własnych ludzi, których domniemana wina, nawet jeśli oparta na szczypcie prawdy, jest w całkiem innej, nieporównanie mniejszej, wręcz zaniedbywalnej skali.
Oficjalnie takie podejście jest przedstawiane jako podwyższanie standardów w polityce i demonstracja, że te standardy dotyczą wszystkich, a szczególna waga jest przykładana do zachowań własnych polityków. Dalej jest domniemanie, że ten kontrast postaw będzie powszechnie dostrzegany i doceniany rosnącą wiarygodnością. Moim zdaniem tak to jednak nie działa!
Jest dokładnie odwrotnie. Większość ludzi nie wnika w szczegóły, zwłaszcza gdy te szczegóły są całkiem niejasne i trudne do zweryfikowania. Przeciętny Polak przyjmuje generalną konkluzję, że coś poważnego jednak było, jest afera i nawet sam PiS to przyznał. Reszta odbywa się w przestrzeni publicznej, szczególnie w telewizji, gdzie dominują (także w TVP) politycy opozycji, dla których inicjatorzy oskarżeń wykonali robotę. Potem w biegu wieloletnich polemik, starć publicystycznych i politycznych będą funkcjonować i utrwalać się „afery” Misiewicza, Kuchcińskiego, Banasia na poziomie równoważnym z prawdziwymi aferami, których tutaj nie trzeba wymieniać. Cały, pełen dobrych intencji, zamysł podwyższania standardów polityki nie osiąga żadnych celów, a jedynie żywi totalną opozycję pokarmem potrzebnym im do istnienia w świecie, w którym te standardy jeszcze się pogarszają. Nie ma żadnych wątpliwości, że poważne, ale prawdziwe oskarżenia o nieuczciwość każdego polityka muszą prowadzić do natychmiastowej reakcji i dymisji z wszelkich stanowisk, ale naiwne składanie kozłów ofiarnych tylko pogłębia chaos i kryzys polityczny.
W tzw. sprawie Banasia można dzisiaj powiedzieć, że dotychczas w zasadzie w ogóle nie wiemy o co chodzi, poza tym, że sprawę zainicjował wielokrotnie skompromitowany kłamstwem B.Kittel i zrobił to z pomocą telewizji TVN, specjalizującej się w atakach na wszystko, co służy Polsce. Wiemy natomiast, że Banaś swoją działalnością w służbie Polsce mocno naraził się przestępczej mafii i silny atak na niego był od dawna czymś oczekiwanym. Tym bardziej w tej sytuacji, zarzuty jakie mu postawiono muszą być bardzo poważne, udokumentowane i nie budzące żadnych wątpliwości. Nie ma niczego takiego! Jest w sferze publicznej jedynie pozbawione konkretów oskarżenie CBA, a potem decyzja J.Kaczyńskiego i M. Kamińskiego, a następnie premiera M.Morawieckiego domagających się dymisji prezesa NIK. Z dobrą wolą trzeba założyć, że ci politycy wiedzą znacznie więcej, ale nie dali żadnego sygnału wskazującego na coś poważniejszego, niż te ogólnie sformułowane przez CBA i niezrozumiałe zarzuty, którym Banaś stanowczo zaprzecza. Mamy więc sytuację, w której niczego nie wiemy, ale musimy ufać, że decyzja premiera i władz PiS jest słuszna. Moje zaufanie w tym przypadku jest bardzo słabe i wymaga o wiele bardziej jasnego przedstawienia rzeczywiście mocnych argumentów. Horror medialny, jaki już się rozpoczął zwiastuje dopiero początek wojny, a komplikacje oczekiwane w bitwach z opozycją wokół procedur powołania nowego prezesa NIK, rysują jeszcze gorszą przyszłość.
Współczuję Marianowi Banasiowi, bo przyzwolenie na przyjęcie roli kozła ofiarnego w sytuacji, gdy z góry wiadomo, że ofiara pójdzie na marne, a męczeństwo może trwać co najmniej 10 lat, nie jest łatwe. Tym bardziej, gdy jest świadomość, że z polityki zaczną się wycofywać kompetentni i uczciwi ludzie, którzy wiedzą, że jeśli wypracują sukcesy dla Polski, będą atakowani, a teraz się dowiedzą, że będą atakowani ze wszystkich stron, także przez własny obóz.
Mam pytanie do podejmujących te decyzje:
Co zrobicie, gdy plan A się nie powiedzie i uruchomicie plan B,
a Naród odpowie planem C (Cofnięcie poparcia)?
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka