Strona wykorzystuje pliki cookies.
Informujemy, że stosujemy pliki cookies - w celach statycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat.
I ile dajesz na tacę "co niedziela"?
No i ewentualnie ślubu, o ile brał sakramentalny ślub w kościele.
Potem nie znalazł już pewnie okazji.
P.S. Ślub w kościele, owszem, brałem
Nawet na to cię nie stać, katoliku.
Bo kolejka była.
Ale dwa m, trzy tygodnie wczesniej chyba kolejki nie było.
A w innym kościele tez była?
We wszystkich?
Kłamiesz jak bura suka.
Nie bądx taki skromny pochwal się.
Znów – kościół do którego ja chodzę może być mało reprezentatywny. Bardzo trudno w każdym razie jest mi powiedzieć, czy jest i na ile. Niemniej jednak, mam wrażenie, że obraz Kościoła w lewicowej publicystyce jest cokolwiek wykoślawiony. Ale czy negatywne (słusznie, czy nie - nie będę w to wnikał – a zresztą każdy może mieć na ten temat swoją opinię, w zależności o co konkretnie chodzi) mówienie lub pisanie o Kościele, księżach, katolikach czy w ogóle religii może być prześladowaniem Kościoła, duchownych – czy wszystkich katolików w ogóle?
Odpowiadając na to pytanie powiem tyle, że takie pojęcie, jak „prześladowanie” nie ma jakiegoś bezspornego, jednoznacznie ustalonego i oczywistego dla wszystkich zakresu. W odróżnieniu – chciałbym zauważyć – od wielu innych pojęć. I tak – przykładowo – odnośnie takiego pojęcia, jak zabójstwo (czy morderstwo) – możemy się spierać (choć ja przynajmniej w tej chwili nie zamierzam) o to, czy – dajmy na to – aborcja jest zabójstwem (morderstwem) czy też nie. Niewykluczone, ze ktoś (jakiś skrajny obrońca praw zwierząt) może uważać, że zabójstwem (w sensie moralnym – bo jasne, że nie – póki co – w sensie prawnym) jest zabicie nie tylko człowieka, lecz także jakiejś żywej istoty nie będącej człowiekiem (nie wiem czy są – i czy w ogóle mogą być – jacyś ludzie, którzy za zabójstwo w jakimkolwiek sensie tego pojęcia uważaliby zabijanie jakichkolwiek istot żywych – np. bakterii. Ale nie wchodźmy w takie problemy). O ile jednak ludzie mogą się różnić – i po prostu różnią – w swych opiniach odnośnie np. tego, czy aborcja jest – czy też nie jest zabójstwem, to wszyscy oni zgodzą się niewątpliwie co do tego, że niezbędnym warunkiem do tego, by uznać jakieś ludzkie działanie za zabójstwo jest to, że bezpośrednio pozbawia ono życia inną, niż sprawca tego działania, żywą istotę. Nie jest więc zabójstwem (w jakimkolwiek, powtarzam, sensie tego pojęcia) działanie, które nie prowadzi do niczyjej śmierci, na pewno nie jest nim – przykładowo – powiedzenie o kimś (czy to o konkretnym człowieku, czy o całej grupie ludzi) czegoś nawet bardzo obraźliwego, nienawistnego czy grożącego. Choć, znów – przychodzi mi do głowy takie pytanko: a co jeśli ktoś coś o kimś powie, bądź napisze, wypowiedź ta dotrze do osoby, której się tyczy, i osoba ta pod wpływem tej wypowiedzi dostanie zawału serca i umrze? Nie byłoby takie działanie czymś, co przynajmniej niektórzy ludzie mogliby uważać – mniejsza o to, czy zasadnie – za zabójstwo? Ale jeśli nawet ktoś mógłby w odniesieniu do jakiegoś konkretnego przypadku tak uważać, to generalnie rzecz biorąc nie ulega wątpliwości, że mówienie i pisanie o innych ludziach czegokolwiek zabójstwem (czy też morderstwem) nie jest – absurdem jest w ogóle jakiekolwiek dywagowanie na temat tego, czy coś takiego jest zabójstwem, czy też nie. W przypadku „prześladowania” tak jednak nie jest. Ludzie mogą się czuć prześladowani przez różne rzeczy, i prześladowanie – chciałbym zauważyć – nie jest tym rodzajem działania (w odróżnieniu np. od zabójstwa, czy kradzieży), który powoduje jakiś określony skutek – z wyjątkiem może tego, że ktoś się czuje prześladowany. Jeśli więc ktoś rzeczywiście uważa, że Kościół w Polsce jest prześladowany, że w ogóle katolicy są prześladowani przez wypowiedzi jakichś lewicowych polityków, przez – dajmy na to – tygodnik „Fakty i mity” (którego nie kupuję), czy nawet przez „Gazetę wyborczą” to ja według wszelkiego prawdopodobieństwa nie przekonam go, że wspomniane media Kościoła i katolików wcale nie prześladują. Bo to jest kwestia opinii, a nie (prostych w każdym razie) faktów.
I jeszcze pisze Pan: „jeśli ktoś kłamie na pana temat publicznie, przeinacza fakty, szkaluje, czyli próbuje zniszczyć pana godność w oczach naiwnych odbiorców- to jest wg. pana prześladowanie, czy nie ?”. Odnośnie tego pytania (choć to jest oczywiście moja opinia): o prześladowaniu ludzi (oczywiście, prześladowaniu ich przez słowa – nie prześladowaniu poprzez fizyczne czyny nie będące wyłącznie ekspresja) prędzej – wydaje mi się – można mówić w przypadku wypowiedzi, które bezpośrednio dotyczą jakichś konkretnych osób, niż takich, które odnoszą się do całych grup – a tym bardziej np. do przekonań, wierzeń czy obiektów kultu tych grup. Ale we wskazanym przez Pana przypadku może lepiej można byłoby mówić o np. zniesławianiu, obrażaniu, szkalowaniu, znieważaniu, poniżaniu? Te pojęcia – czegokolwiek by o nich nie sądzić – mają bardziej sprecyzowany zakres znaczeniowy, niż prześladowanie – zauważmy przede wszystkim, że wszystkie inne (poza może poniżaniem – można poniżać kogoś poprzez np. nakazanie mu robienia jakichś poniżających w jego odczuciu rzeczy) odnoszą się do takiego czy innego używania języka i w ogóle do komunikacji – pojęcie „prześladowania” z pewnością nie ogranicza się do działań o charakterze ekspresyjnym – choć można powiedzieć, że również takie działania (niektóre, oczywiście, tylko) obejmuje. Zgodzimy się, przykładowo, z tym, że jeśli ktoś ustawicznie chodzi za kimś i wyzywa go od ch… k… sk. itp. to jest to prześladowanie? Albo że prześladowaniem jest np. złośliwe i powtarzające się wielokrotnie wydzwanianie na czyjś telefon w środku nocy (i nienawiązywanie rozmowy)? Coś takiego niewątpliwie jest prześladowaniem – bez dwóch zdań. Ale „prześladowanie” katolików, czy Kościoła w Polsce – o jakie może w ogóle chodzić – tego rodzaju prześladowaniem, czy czymś porównywalnym w jakimkolwiek sensie do niego nie jest – i myślę, że trudno byłoby się na ten temat poważnie spierać. Lecz jeśli ktoś chce mówić o prześladowaniu katolików, czy też Kościoła w Polsce – proszę bardzo, nich sobie mówi. Jest przecież – w takim przynajmniej zakresie – wolność słowa, a język życia publicznego nie jest językiem ścisłym i precyzyjnym.
„Postawa katolika powinna być podobna: bezwzględna wierność prawdzie”. Oczywiście. Tylko, czy ja gdzieś stwierdzam nieprawdę? Jeśli tak, bardzo proszę wskazać, gdzie.