kosmaty54 kosmaty54
157
BLOG

Kontrowersje wokół Falcona 9

kosmaty54 kosmaty54 Technologie Obserwuj notkę 3
Zdaniem ekspertów wojskowych oraz jajogłowych z Polskiej Akademii Nauk to właśnie Poznań był faktycznym celem ataku. Jednak coś tam w Falconie nie zadziałało, coś w ostatniej fazie lotu zwarło się i skopciło w wyprodukowanych w Chinach podzespołach i przewodach, a to z kolei spowodowało zakłócenia systemu precyzyjnego sterowania odłamkami rakiety

      Sędziny, Komorniki i Wiry - wielkopolskie prowincjonalne dziuple położone nieopodal Poznania - stały się celem ataku fragmentów rakiety Falcon 9. A dlaczego te właśnie grajdoły, a nie od razu jaśkowiakowy gród wojewódzki? Pomijając, że większy od tamtych, więc łatwiej byłoby go trafić, to na dodatek i znaczenie ma trochę poważniejsze – administracyjne, gospodarcze, kulturalne i no w ogóle, przy czym skądinąd wiadomo, że w języku polskim określenie ,,no i w ogóle” kończy dyskusję, przebijając każdy inny, merytoryczny nawet argument. Zatem dlaczego? Hm, dobre pytanie.

       Zdaniem ekspertów wojskowych oraz jajogłowych z Polskiej Akademii Nauk to właśnie Poznań był faktycznym celem ataku. Jednak coś tam w Falconie nie zadziałało, coś w ostatniej fazie lotu zwarło się i skopciło w wyprodukowanych w Chinach podzespołach i przewodach, a to z kolei spowodowało zakłócenia systemu precyzyjnego sterowania odłamkami rakiety. Prawdę mówiąc, a wnioski same się nasuwają po ostatnich sukcesach firmy SpaceX, Muskowi chyba bardziej zależy na kontrolowanym, dokładnym lądowaniu członu nośnego niż na samej misji kosmicznej. No bo co z tego, że reszta rozerwała się zaraz po starcie lub niecelnie spadła gdzieś hen, na prowincji Europy, trafiając nie w to, co trzeba i co było zaplanowane, skoro pierwszy stopień osiadł zgodnie z planem. A więc alleluja, bracia i siostry, ogłośmy sukces kolejnej misji! Część startową odpicuje się, odmaluje, załaduje paliwem i znów jak nowa posłuży do następnej wspaniałej eksplozji w górnych warstwach atmosfery. A to, krok po kroku, przybliża ambitny plan wysłania przez Muska jednego miliona ludzi na Marsa do połowy tego stulecia, czyli do roku 2050…

      Zaraz, zaraz, to jak to tak? I Musk wspomina o 2050 roku, i Hołownia założył partię o nazwie odnoszącej się do tej daty? Czy to tylko kwestia zbiegu okoliczności? Hm, nie sądzę. Bo być może Szymon w porozumieniu z Elonem zechce zapakować – rzecz jasna za sowitą opłatą - swoich zwolenników i wymierających wyborców w Falcony, po czym wysłać ich na Marsa. I to właśnie w tym roku, kiedy sam na starość skończy z polityką i nie będą już mu potrzebni, natomiast w kosmosie przydać się jeszcze mogą w miejsce szczurów czy innych Łajek. Że co, że nie dadzą się na to nabrać? Jak to nie, skoro pomysł eksploracji Marsa jest bardziej wiarygodny od łez Szymona, na które się nabrali. W Polsce ubyłoby durnych gęb do wyżywienia zaś Falcony przesłałyby materiał genetyczny – fakt, że nie najlepszego sortu, ale jednak - na inną planetę słonecznego układu. Sprytne, prawda?

      Nie przesądza to jednak, że kontrowersyjeny krezus odejdzie od planu kolejnych, celniejszych tym razem ataków na Poznań. Dlaczego tam? To przecież jasne.

      Musk dorobił się, a w zasadzie – nazywając rzeczy po imieniu - dokopulował się jedenaściorga lub dwanaściorga, a czasem podana jest liczba nawet trzynaściorga dzieci z trzema kobietami. Skąd ten brak precyzji w liczeniu? No głównie z powodu zaniedbań samego Muska, który po każdym narodzonym dziecku nie nacinał sobie kozikiem kresek na penisie, jak to robią strzelcy wyborowi na kolbach swoich karabinów po udanym strzale. Wtedy, w momentach rodzących się wątpliwości co do ilości osobników założonego stada, liczyłby kreski i sprawa się wyjaśniała.

      Wracając do rzeczy, Musk jako dzieciorób, a na dokładkę ojciec transpłciowej córki, co było dla miliardera ciężkim przeżyciem, jest wyjątkowo nieprzychylnie nastawiony do organizacji walczącej o demokratyczny prymat niereprodukcyjnego fenomenu natury nad normalnością, a skupionego pod tęczowym sztandarem. I na dokładkę do idei ucinania sobie własnych i doszywania atrybutów płci przeciwnej. Dlatego postanowił na początku celnie obrzucić szczątkami swoich Falconów dwa ośrodki skupiające nielubiane przez niego mniejszości: San Francisco na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych i Provincetown na wschodnim. I byłby to zrobił, gdyby nie zagadkowy i nieprzewidywalny głos rozsądku wziął w nim jednak górę. No bo po co atakować miasta w swoim kraju, skoro można w obcym. I tak wybór padł na Poznań, miasto prezydenta Jacka Jaśkowiaka, który otoczył szeroką opieką finansową i prawną organizacje spod znaku preferowanych i zachwalanych życiowych słodkości, czyli kakao i lodów.

      Jak już wiemy, Poznaniowi udało się w porę zejść z kolizyjnego kursu z odłamkami Falcona, a na dowód ataku wymierzonego w stolicę Wielkopolski przez wspólnika Trumpa zebrano fragmenty gościa z kosmosu.

image


I tu powstał dylemat, bo jednym z nich był szklany obiekt, znaleziony tuż obok fragmentu rakiety przypominającego zbiornik. Zresztą szklany detal również mógł spełniać rolę pojemnika, jak uznali polscy eksperci od spraw kosmosu. Co jednak ich zastanowiło, to z trudem odczytany  i zrozumiany napis ,,Russian”, który jak byk widniał na naklejce określającej w nie do końca znanym im języku odnaleziony przedmiot.

image


      I tu eksperci, w tym członkowie Polskiej Akademii Nauk, wysunęli dwie teorie. Pierwsza, że Musk, a więc i prezydent Donald Trump, potajemnie współpracują z bandytą Putinem w produkcji rakiet, stosując niektóre części wyprodukowane we wrażym państwie, dopuszczając tym samym Rosjan do tajemnic najnowszej amerykańskiej technologii. Druga natomiast zakłada, że całkiem przypadkowo - bo jakżeby inaczej - dokładnie w tym samym miejscu znaleziono fragment radzieckiego jeszcze lub już rosyjskiego szpiegowskiego sputnika, który zdefektował, przelatując nad Poznaniem, gdzie zbierał dane o liczebności tamtejszego środowiska osób LGBT. No i oczywiście o samym prezydencie Jaśkowiaku.

      Sprawa jest rozwojowa, spory pomiędzy zwolennikami obu teorii trwają, a Donald Tusk, elity władzy Niemiec i Unii Europejskiej wysuwają twarde żądanie wobec PAN, by ta uznała pierwszą z nich, tę kompromitującą Muska i Trumpa, za jedynie słuszną i od tej pory obowiązującą.

      Pozostaje zatem pytanie: Czy znani z etyki zawodowej i nieprzekupnej służby prawdzie polscy naukowcy ugną się pod presją zastraszenia, czy wręcz przeciwnie – ulegną magii obiecanych im grantów? No bo trzeciej możliwości nie ma.


kosmaty54
O mnie kosmaty54

świat przestał mnie dziwić

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Technologie