Gdy Niemcy mówią o swojej wielkości - pruskiej, kajzerowskiej czy hitlerowskiej - nie tylko Polacy odczuwają mrowienie na plecach
Elon Musk, człowiek, który jeszcze niedawno popisał się iście zabawną obietnicą, że do 2050 roku przetransportuje na Marsa milion ludzi w rozrywających się rakietach, bo ma taką fanaberię, zadał polskim prawicowcom cios prosto w serce, a może nawet trochę niżej i bardziej centralnie, wziąwszy pod uwagę fakt, że złamało ich w chamski scyzoryk. No bo jak to tak, żeby prawa ręka - ba, bardziej prawa nawet niż wiceprezydent JD Vance, no więc, żeby ta multimiliarderska prawica Donalda Trumpa - człowieka, który przywrócił właśnie Ameryce dwie płcie, zaufanie do ropy naftowej i ogólnie zdrowy rozsądek - rozgrzeszała teraz Niemców z ich przeszłości.
Obecny nie ciałem i duszą, ale obrazem i dźwiękiem na wiecu prawicowo-populistycznej partii AfD, Musk mówił o konieczności zapomnienia o niemieckich winach z okresu drugiej wojny światowej. To znaczy, żeby sami Niemcy zapomnieli o tym, co zrobili światu ich ojcowie, dziadowie i pradziadowie, bo nie powinni brać grzechów dawnych zbrodniarzy na swoje sumienie. A to pomoże im poczuć się dumnymi z bycia Niemcami.
Na reakcje nie trzeba było długo czekać, bo liderka AfD Alice Weidel, podchwytując muskowe zachęcanie Niemców do dumy z historycznych dokonań swojego narodu, wykrzyczała dostosowane do sytuacji hasło Trumpa: Make Germany great again!
Doprawdy? To jako kontynentalne mocarstwo są jeszcze za mało great? Chciałoby się duszy do raju, to znaczy über alles - do zachodniej i północnej Polski, do Śląska, do Alzacji, Lotaryngii, do Sudetów, do Kłajpedy?...
No tak, hm, gdy Niemcy mówią o swojej wielkości – pruskiej, kajzerowskiej czy hitlerowskiej - nie tylko Polacy odczuwają mrowienie na plecach. I jeśli o czymś marzą, to nie o odbudowywaniu niemieckiej hegemonii wraz z jej konsekwencjami dla kontynentu, tylko wręcz przeciwnie – o profilaktycznym bombardowaniu ojczyzny nazizmu raz na 50 lat, bez podania przyczyny. Czy była to rzeczywiście myśl Churchilla, czy przypisano mu jedynie pobożne życzenia jeszcze do niedawna większości Europejczyków – tego nie wiadomo, ale sądzę, że dla świata byłoby to z pożytkiem.
Nie zastanowił się nad tym Ronald Reagan, powszechnie uznany za wybitnego prezydenta, co jest chyba pewnym nieporozumieniem. To on, w 1985 roku, wraz z kanclerzem Helmuthem Kohlem, mimo oporów Kongresu, złożył kwiaty na cmentarzu w Bitburgu. A tam pochowano nie tylko 2 tys. żołnierzy Wehrmachtu, ale i kilkudziesięciu członków Waffen-SS. Pamiętna wizyta Reagana, z pozoru niewinna, jak w wielu przypadkach niewinnie głupawa była reaganowska polityka, stała się początkiem nowej ery w relacjach świata z Niemcami i zainicjowaniem ofensywy dyplomatycznej Berlina, pozbawionej obciążeń przeszłością. Ale to nie koniec, bo zachowanie prezydenta USA było również inspiracją do przewartościowania narracji historycznej czasów wojny, w tym relacji polsko-żydowskich, oczywiście na niekorzyść Polaków, a wreszcie stworzyło podstawy ustanowienia Niemiec mocarstwem kontynentalnym w roli głównego gracza. I naprawdę nie trzeba było na to długo czekać.
Jak zatem widzimy z małej chmury spadł wielki deszcz. Czy Reagan mógł go przewidzieć, czy raczej nie, bo już wtedy nadżerany chorobą Alzheimera nie za bardzo kojarzył ewentualne skutki swoich zachowań? Poza tym posiadał może dość mętną wiedzę o tym, gdzie leżą Niemcy, co to ten Bitburg i czym była formacja Waffen-SS. Zresztą niby skąd miałby wiedzieć, skoro w swoich drugoplanowych rolach filmowych nigdy w niej nie służył?
No ale Reagan był jednak prezydentem lubianym przez naród i mającym od niego silny mandat sprawowania władzy. Natomiast Musk żadnego oficjalnego mandatu nie posiada oprócz spełniania funkcji doradcy Trumpa, więc jego bezpośrednie mieszanie się do polityki innego państwa, wyzwalające w Niemcach poczucie własnej wielkości, wręcz o charakterze misyjnym, jest cokolwiek zastanawiające. Natomiast jeśli działa z upoważnienia Trumpa, to Polacy powinni już zacząć się obawiać i żałować okazywanych sympatii.
A na koniec drobiazg. Musk w swoim wystąpieniu na wiecu AfD wspomniał – zapewne by bardziej wbić w dumę w niemieckich słuchaczy, że ostatnio dużo czytał o spotkaniach Juliusza Cezara z plemionami germańskimi, i że ten pozostawał pod wrażeniem ducha ich walki. Hm, no cóż, wrażenie musiało być silne, bo rozumiejąc skalę zagrożenia ze strony barbarzyńców zza Renu nakazał swoim legionom w roku 55 p.n.e. wymordować 400 tys. germańskich Uzypetów i Tenkterów, w tym kobiet i dzieci. Od tej pory mówiło się o Cezarze jako ludobójcy plemion germańskich, a zatem silne wrażenie z zawartej z Cezarem znajomości na pewno udzieliło się również ludom północnej Europy.
Nie wiem jak długo będzie trwać współpraca Trumpa z Muskiem, ale w interesie Polski jest, by była ona tak krótka, jak doradztwo Stephena Bannona w poprzedniej kadencji obecnego prezydenta.
Inne tematy w dziale Polityka