Przyjmując te pięćset osób za liczbowo średnią statystyczną łapankę, czyli tygodniowy urobek możliwości łowczych amerykańskich służb, wychodzi na to, że w czasie całej prezydentury Trumpa schwytają one zaledwie 100 tysięcy nielegalnych imigrantów, co w odniesieniu do ocenianego na 10-11 milionów ich pogłowia w USA stanowi kroplę w morzu potrzeb
Sobota nie jest w USA najlepszym dniem do łapania much, a co dopiero nielegalnych imigrantów. Weekend bowiem to leniwy okres odpoczynku, rzecz jasna z wykluczeniem ze strefy relaksu żon i matek. Te, o ile nie kierują się z rodzinami do restauracji, zajęte są przygotowywaniem skomplikowanych i pochłaniających czas posiłków, składających się jakże często z ulubionych przez wszystkich meatballs, czyli klopsików z puszki w sosie pomidorowym, z niestety, bo już wymagającym ugotowania, makaronem. Przy czym na tym nie koniec, bo jako wstępniak do głównych pyszności na stole ląduje na ogół obowiązkowa sałata, cała zielona jak zielony ład, z dodatkiem dressingów, czyli sosów, oczywiście tych zdrowych i niezdrowych, w zależności od tego, co komu smakuje i za jakie je – dla świętego spokoju ducha - uznaje. Mam tu jednak na myśli te żony i matki, jakie nie zdążyły jeszcze zarazić się bakcylem wzniosłej i niezwykle słusznej idei feminizmu, na którego nawet Pfizer z BioNTechem nie wymyślili jeszcze szkodliwej, za to obowiązkowej szczepionki. Bo jeśli się zaraziły, wtedy prace domowe w postaci prania, sprzątania i gotowania, a nawet karmienia niemowlaków piersią spadają na skapcaniałych charakterologicznie mężów i ojców.
Przejdźmy jednak do rzeczy, czyli do sprawy zapowiedzianych deportacji. Ustalmy więc, że po niemal tygodniowym pościgu podjętym przez amerykańskie służby oraz ucieczek w wykonaniu nielegalnych emigrantów, bilans tych zmagań wyniósł po stronie przychodów 538 Latynosów. Piszą o Latynosach, bo wśród pierwszej partii ujętych nie stwierdzono jednak obecności Polaków, co musiało zasmucić Donalda Tuska i media głównego nurtu w Polsce, przewidujące z inspiracji premiera rzeź polonijnych ,,nielegałów” – cokolwiek to słowo naprawdę znaczy.
No dobrze, a ile odłowienie propagandowej zwierzyny nas, czyli podatników kosztowało? Hm, tego chyba nikt jeszcze nie policzył, a koszty obejmują przecież nie tylko samo pochwycenie, ale i transport, składowanie w aresztach, ponowny transport na lotnisko i wreszcie przelot na koszt… No, ale na to naprawdę nie należy grosza żałować.
Jednak w tym potwierdzeniu natychmiastowej realizacji głównego przyrzeczenia wyborczego Trumpa coś mnie niepokoi. Otóż wydaje mi się, ba, jestem o tym przekonany, że 538 imigrantów przeznaczonych do odsyłki, a reprezentujących osoby skonfliktowane z amerykańskim prawem, nie zostało schwytanych na ulicy czy w mafijnych melinach, tylko wyciągniętych z aresztów i więzień. Oznacza to, że stanowili ,,towar wybrakowany”, od dawna zakontraktowany do wysyłki, a zatem zasługi służb w zbożnym dziele schwytania pierwszej partii nielegalnych i ich deportacji są naprawdę żadne. No a gdy oczyści się więzienia, wtedy przyjdzie czas na faktyczne wyłapywanie imigrantów, co już niekoniecznie będzie łatwe, w ujęciu tygodniowym tak propagandowo ,,liczne” i w pełni akceptowane przez dużą część amerykańskiego społeczeństwa, które potrafi okazać wielkie serce, byle tylko z lekka zabiedzonej swołoczy. Nawet wtedy, gdy swołocz jest obca i niebezpieczna, ale podniszczona trochę przez ,,naszych”, zwłaszcza gdy w jej obronie wystąpi jakaś wynarodowiona Fonda czy rozklekotani mentalnie prochami i trawą wodzireje młodzieży spod znaku agenturalnej pacyfy.
Przyjmując jednak te pięćset osób za liczbowo średnią statystyczną łapankę, czyli tygodniowy urobek możliwości łowczych amerykańskich służb, wychodzi na to, że w czasie całej prezydentury Trumpa schwytają one zaledwie 100 tysięcy nielegalnych imigrantów, co w odniesieniu do ocenianego na 10-11 milionów ich pogłowia w USA stanowi kroplę w morzu potrzeb. Pytaniem jest, czy wystarczy to na odtrąbienie sukcesu i spełnienie przyrzeczeń? Myślę, że tak, bo mimo wszystko meatballs z puszki w tomacie skutecznie robią swoje, nadwątlając możliwości obronne organizmów przed propagandowymi wyziewami mediów. Może nie tak szybko jak fentanyl, ale jednak.
I jeszcze na koniec słówko o amerykańskim poszanowaniu dla obowiązujących procedur. Oprócz dwóch samolotów z deportowanymi, skierowanych do Gwatemali, trzecia ich część miała odbyć podróż wojskowym samolotem transportowym do Meksyku. Sęk w tym, że wcześniej nikt z władzami południowego sąsiada sprawy nie ustalał, więc te odmówiły pewnym siebie Amerykanom lądowania maszyny.
Jak będzie w przyszłości? Tego nie wiem, jednak dobrze to nie wróży i póki co Jankesi poczuli się jak niepyszni. Pewnie tak samo, jak niepyszne są klopsy z puszki w tomacie, choć to już rzecz gustu.
Inne tematy w dziale Polityka