Już choćby z pobieżnego przeglądu osób dokonujących zabójstw o podłożu politycznym wyłania się dość zagadkowa historyjka, mianowicie ta, że jedni z nich byli mordercami, a inni tylko zamachowcami. Ba, nawet niektórzy zamachowcami w glorii zasłużonej sławy. Dlaczego? Ano w zależności od politycznego oglądu ich przypadków
Może na początek przymknijmy oczy i przenieśmy się do wyimaginowanego studia telewizyjnego, w którym przy stole siedzą dziennikarz i jego gość. Dziennikarz przestawia się widzom, a następnie prezentuje zaproszoną osobę, którą jest wnuczek Zdzisława Poradzkiego, pseudonim ,,Krusznka”. Prawdę mówiąc nie wiem czy taka postać w ogóle istnieje – to znaczy wnuczek Kruszynki, niemniej, ponieważ scenka jest wyssana z palca na potrzeby felietonu, więc przyjmijmy, że zstępny słynnego akowca faktycznie żyje. A czy słynnego tą dobrą, czy wręcz przeciwnie - złą sławą, to zaraz zostanie ustalone przez dziennikarza. Bo ten właśnie, prawdopodobnie by rozwiać wszelkie wątpliwości, tak zaprezentował swojego gościa:
- Pozwólcie państwo, że przedstawię wam wnuka Zdzisława Poradzkiego, człowieka, który z zimną krwią planował i wraz ze swoimi kamratami zamordował w stolicy w roku 1944 dowódcę SS i Policji na dystrykt warszawski Generalnego Gubernatorstwa SS-Brigadefuhrera Franza Kutscherę. Jest pan zatem wnukiem polskiego nacjonalisty i mordercy, co nie ulega wątpliwości. Czy mogę więc zapytać, jak pan się z tym czuje?
Coś was uwiera w tej prezentacji? Może nie zgadza się stopień lub funkcja Kutschery? Może nazwisko zamachowca? A może brutalna akcja nie miała miejsca w Warszawie ewentualnie data jest błędna? Co, nie to? No to co? Że morderca? No właśnie, bingo! - chciałoby się zapożyczyć pogłosu po miejscowym autorytecie, znawcy jednej książki Dostojewskiego, eksperta od jedzenia muli spożywanych od maleńkości z dodatkiem płynnej nuty boskiego Chardonnay i szusowania dzieckiem w kolebce po alpejskich stokach. Ale zostawmy na boku ludzi, którzy swoja obecnością wykreowali - czasem wręcz niesłusznie – dawną wielkość Salonu i wróćmy do naszej historii.
Ta zaczęła się niedawno, gdy Kanał Zero zapowiedział wywiad z Januszem Walusiem, polskim emigrantem w RPA, który w roku 1993 dokonał - na szczęście skutecznie - zamachu na Chrisa Haniego. Zapowiedź była, ale coś poszło nie tak. Być może Waluś nie zdążył jeszcze kupić składanego majchra, który Stanowski na początku programu kazał sobie zaprezentować, a później – zapewne chcąc stworzyć atmosferę zagrożenia – bo wiadomo, rozmawia z niebezpiecznym typkiem – skonfiskował i odłożył kozik do końca programu na bok, byle dalej od właściciela? A może w trakcie rozmów z Mazurkiem obaj nie ustalili jeszcze, z jaką tezą końcową przeprowadzić rozmowę? Nieważne. Kilka dni później wywiad był już dostępny na Kanale Zero i warto go obejrzeć. Jednak nie po to, żeby dowiedzieć się czegoś o Walusiu, tylko wręcz przeciwnie – o Stanowskim i jego fumflu po fachu, którzy zawładnęli ostatnio sercami i umysłami… Umysłami? No dobra, niech będzie – umysłami Polaków, co samo w sobie nie brzmi dobrze. A to dlatego, że prowadzący wywiad uparł się, by Janusza Walusia nazywać mordercą, który broń Boże nie dokonał zamachu, ale z zimną krwią zamordował właśnie, na dodatek z powodów czysto rasistowskich, Chrisa Haniego. Taką narrację tła wydarzeń z roku 1993 obaj panowie – Stanowski i Mazurek – ustalili zapewne jeszcze przed wywiadem i tak tendencyjnie, pod tę tezę, został on przeprowadzony. A żeby ludzie nie mieli wątpliwości, kto jest kto i co jest co, to znaczy, że Waluś to morderca i rasista, a jak rasista to i nazista, bo do takiego zestawienia się posunięto, Mazurek dograł jeszcze do wywiadu swoje trzy grosze. Że Waluś to nieciekawy typ, taki intelektualnie niezborny, że kiedy dokonywał morderstwa powodowały nim wyłącznie względy rasistowskie, i że choć rozmawiać można niby z każdym, ale już niekoniecznie trzeba. Ot, należy niemal uznać ten wywiad za błąd. A dlaczego tak go poprowadzono, to znaczy z ustaloną zawczasu tezą?
Ano dlatego, że już po jego zapowiedzi środowiska lewackie, czyli totalitarni zadymiarze i ideowe oprychy wraz z otumanioną przez nich - głównie szczeniacką mentalnie i to bez względu na wiek - klientelą, pomstowały na Kanał Zero za promowanie rasizmu. Musiało to wystraszyć nie na żarty obu panów, więc licząc się z konsekwencjami, czyli pomniejszeniem lub w ogóle zabraniem im złotego cielca, jakim stał się dla nich Kanał Zero, postanowili, mówiąc delikatnie, zaszczuć biednego Walusia. A było łatwo, bo przez ostatnie prawie czterdzieści pięć lat ten nie rozmawiał po polsku i w tej sytuacji za jego sukces należy uznać, że mową ojczystą posługuje się całkiem sprawnie, choć nie na tyle, by mierzyć się w trakcie wywiadu, w którym ma obronić swoje dawne decyzje, z wygadanym i sprytnym dziennikarzem… Tak, sprytny to słowo adekwatnie określające intelektualne możliwości Stanowskiego.
No a jakie inne przymioty ma na swoją obronę Janusz Waluś, oprócz tego, że siedział w więzieniu? Czy jest zasłużonym dziennikarzem, czy dorobił się dużego domu i równie dużego amerykańskiego samochodu, o czym w ostatnim felietonie zamieszczonym lata temu w ,,Sieci” chwalił się Mazurek, głosząc słowem drukowanym wszem wobec swój status majątkowy? Czy jest, tak jak jego krytyk, koneserem win, co pozornie zacierałoby jego małomiasteczkowość? Albo czy może powiedzieć o sobie, jak Mazurek właśnie, że awansował do miana druha samego Shevaha Weissa, ustalonego nieco na wyrost przyjacielem Polaków, a co chroniło pana Roberta przed ewentualnymi zarzutami antysemityzmu, gdyby ktoś takowy chciał do niego przykleić? No nie, nie może. A zatem w ramach politycznego bezpieczeństwa można Walusia zlinczować, wkopać w błoto poniżenia i zatrzeć ręce w poczuciu dobrze wykonanej dziennikarskiej roboty.
Krzysztof Stanowski jest żurnalistą z nieco niższej półki. Sprawdza się w rzekomo sensacyjnych materiałach nakręcanych o Natalii Janoszek, w pyskówkach z Marcinem Najmanem czy z Jasiem Kapelą, ewentualnie w ocenach sportowych fikołków, ale uniesienie wywiadu z Januszem Walusiem wyraźnie go przerosło – i merytorycznie, i moralnie. Plecenie przez niego bzdur o niemożności edukacji czarnej ludności RPA w szkołach czy uniwersytetach jest dowodem, że nawet nie przygotował się do tej rozmowy, bo sam Hani, nie mówiąc już o Mandeli – obaj kształceni w południowoafrykańskich uczelniach, byli zaprzeczeniem głoszonej przez niego tezy.
No ale na tym nie koniec. Bo gdyby Stanowski choćby pobieżnie zaznajomił się z życiorysem Gavrilo Principa, który dokonał w Sarajewie zamachu na Franciszka Ferdynanda, dowiedziałby się, że ten nie zamordował ani następcy tronu, ani jego żony, tylko dokonał na nich udanego zamachu. Albo taki Ignacy Hryniewiecki, konspirator, rewolucjonista i zamachowiec, który zabił cara Aleksandra II. No fakt, zabił, ale żeby zaraz morderca? Przecież działał w słusznej sprawie, więc z powodów zrozumiałych z takim określeniem się nie spotkałem. Inny przykład? Proszę bardzo, Stefan Okrzeja, jak określa go Wikipedia: ,,robotnik, członek PPS i Organizacji Bojowej PPS, działacz niepodległościowy i socjalistyczny”. Czy człowiek z taką laurką może być mordercą? Nigdy w życiu. Nic to, że w zamachu na oberpolicmajstra Warszawy Karla Nolkena rzucił bombę na cyrkuł policji na Pradze i zastrzelił w tej akcji rewirowego. Albo że w poprzedniej zadymie ranił bombą policjantów i przypadkowych robotników. Przecież najpierw tylko ranił, a później jedynie zastrzelił, ale absolutnie nie zamordował – skądże znowu, co za pomysł?! No może należałoby nieco inaczej na to spojrzeć, gdyby rewirowy był koloru Puszkina, ale białas jakiś?...
Można by tak długo, ale już choćby z pobieżnego przeglądu osób dokonujących zabójstw o podłożu politycznym wyłania się dość zagadkowa historyjka, mianowicie ta, że jedni z nich byli mordercami, a inni tylko zamachowcami. Ba, nawet niektórzy zamachowcami w glorii zasłużonej sławy. Dlaczego? Ano w zależności od politycznego oglądu ich przypadków.
Chris Hani, dziś powszechnie uznany za ikonę walki z apartheidem, a na dodatek Murzyn, co urywa jakąkolwiek dyskusję na temat oceny jego działalności w kontekście moralnego za i przeciw, bowiem słuszność we współczesnym świecie jest koloru czarnego, a jeszcze lepiej, jeśli występowałaby pod flagą LGBT, no więc Hani tak naprawdę był szkolonym wojskowo w Związku Radzieckim komunistycznym terrorystą, który na swoim sumieniu miał niejedno zabójstwo. Ale te zabójstwa jako dokonane w walce z rasizmem stały się rzecz jasna słuszne i dziś traktowane są jako zamachy. Słuszne jak sam Hani zresztą. Natomiast już zabójstwo Haniego, które w RPA z dużym prawdopodobieństwem zapobiegło krwawej łaźni pod bolszewickim sztandarem – białych z czarnymi i czarnych z czarnymi, przy czym ten ostatni przypadek jest w Afryce szczególnie w modzie, uznać należy za niesłuszne i musi być potępione z założenia. Bo kto myśli inaczej ten będzie płakał. Albo pluł sobie w brodę, że oportunistycznie nie zmienił zdania.
No a czy Stanowski z Mazurkiem wyglądają na takich, którzy chcieliby płakać? Hm, może z radości, zwłaszcza przy podliczaniu wydatków i przychodów za kolejny rok, ale żeby z bólu za wykazany w rozmowie obiektywizm i garść rzetelnej wiedzy? A w życiu! Ich prawda, prawda Mazurków i Stanowskich wtedy jest ,,ciekawa”, jeśli jest sensacyjna, ale zarazem bezpieczna, jak ta o Natalii Janoszek, ale nie ta o Walusiu. I dlatego wywiad był dla Stanowskiego z założenia nie do udźwignięcia - zarówno moralnie, jak i intelektualnie.
- Sorry, Janusz, ale taki mamy klimat i takich medialnych poszukiwaczy prawdy, którzy niby zaprosili cię do Kanału, a de facto z premedytacją wpuścili w przysłowiowy kanał. Co, chce Ci się rzygać? No to chodź, rzygniemy sobie razem.
Inne tematy w dziale Polityka