Kształcenie, uczenie się jest pracą, która pomnaża kapitał społeczny. Ta praca współtworzy kapitał duchowy uczącego się i całej zbiorowości. Ongi głównym zajęciem ludzi była uprawa roli - wytwarzanie żywności. Rewolucja przemysłowa wciągnęła masy w produkcję dóbr materialnych. Obecnie w krajach rozwiniętych dominującym zajęciem stają się usługi. Co będzie głównym zajęciem przyszłości? Dla mnie, wywodzącego się z kręgów akademickich, jest oczywiste, że będzie to praca w obszarze myśli i idei - przekazywanie i zdobywanie wiedzy, wrażliwości, umiejętności współdziałania w społeczeństwie oraz uczłowieczania świata.
Wyjściem naprzeciw tym nieuchronnym zmianom byłoby tworzenie stanowisk nowej pracy polegającej na uczeniu się. Kształcący się w trakcie sprawdzanego poziomu edukacji i w zależności od tego poziomu otrzymywałby zróżnicowane wynagrodzenie. Nieważne, czy miałby 18 czy 60 lat. Można zapytać: jaki ja, jaki my wszyscy, mamy pożytek, że ty wysilasz swoją uwagę, poświęcasz swój czas na przyswajanie wiedzy i umiejętności, co do których nie ma pewności, że przydadzą się one na dotychczasowym rynku pracy? Odpowiadam: każdy wyższy szczebel znajomości kultury, języka, dorobku przeszłych pokoleń, precyzji mowy i rozumowania podnosi jakość relacji wzajemnych, relacji między tobą a mną.
U ludzi o szerokich horyzontach pojawiają się nowe, ponadmaterialne potrzeby. Wzrośnie popyt na nowe dobra i wartości, a za tym ruszy nowa podaż, ubogacenie jednostek i całej społeczności. Ponadto osoby z wyrobioną uwagą, umiejące współczuć i docenić innych, potrafią panować nad sobą, nad niskimi instynktami. Nie staną się narkomanami czy przestępcami. Ustawiczne kształcenie to znakomity środek resocjalizacji. Ludzie uczący się będą się czuli dowartościowani we własnych oczach, będą potrzebni. Czy to małe zyski dla nas wszystkich i dla kształcących się?
Koncepcje, które tu rzucam, pozwolą zbudować rzeczywiste społeczeństwo wiedzy i zapewnią harmonijny rozwój. Wymagają one stopniowego wdrażania z dbałością o równowagę finansową. Wymagają budowy odpowiednich instytucji i przekonania społeczeństwa do słuszności tego podejścia. Skąd wziąć środki na takie rozwiązanie? Po pierwsze - z technologicznego i organizacyjnego wzrostu tradycyjnej produkcji dóbr i usług, na które będzie popyt, gdyż będą kupowane przez tych, co się uczą. Po drugie - z bardziej równomiernego rozkładu bogactwa wśród obywateli.
Naszkicowane tutaj pomysły praktycznie likwidują jeden z najboleśniejszych bieżących problemów społecznych - bezrobocie. Rola kształcenia się w wyobrażalnej perspektywie czasowej będzie stanowić niewyczerpalną, coraz istotniejszą część przyszłej pracy. Te tendencje widoczne są już dziś w praktyce krajów skandynawskich oraz innych bogatych krajów Unii Europejskiej, choć, o ile wiem, nie zostały nigdzie tak wprost wyrażone. Im szybciej i lepiej będziemy je wdrażać w Polsce, tym bardziej będziemy razem między sobą. Będziemy też wspólnie bogatsi i przez to silniejsi w konkurencji z innymi państwami.
Parę nakreślonych tu wątków solidaryzmu ani go nie definiuje, ani nie wyczerpuje. Nie postrzegam solidaryzmu jako doktryny. Ujmuje go raczej jako pewną zasadę i zbiorową praktykę wdrażaną demokratycznymi procedurami. Praktykę bezustannie korygowaną i poszukującą, stawiającą wymagania całemu społeczeństwu.
Nie obawiając się pomówień o naśladownictwo, kończę te rozważania solidarystycznym hasłem: "Od każdego według jego możliwości, każdemu według jego wkładu".
Kornel Morawiecki
Inne tematy w dziale Społeczeństwo