6 stycznia br. zgłosiłem start w wyborach prezydenckich. Podałem hasło „Razem”. Tragedia smoleńska zmieniła społeczne nastroje. Dwa obozy: przeciw Kaczyńskiemu i przeciw Komorowskiemu, zdominowały scenę polityczną. Moje hasło wyborcze przejęli konkurenci. Podobnie jak postulat wycofania wojsk z Afganistanu. Z trudem zostałem jednym z 10 kandydatów. W pierwszej turze uzyskałem najsłabszy, mizerny wynik.
Po co kandydowałem? Chciałem wprowadzić do świadomości, zwłaszcza młodego pokolenia, historyczny fakt istnienia postaw i działań reprezentowanych przez Solidarność Walczącą i inne organizacje dążące do niepodległości Polski. Taka świadomość to narodowy kapitał na przyszłość. Nasze marzenia i działania, wzorowane na konspiracji AK-owskiej i powojennej, przyczyniły się do upadku komunizmu, umożliwiły wejście Polski do Unii Europejskiej, odsunęły grozę III wojny światowej. Przez 20 lat elity okrągłostołowe, korzystając z przejętego majątku i środków przekazu, celowo zamazywały te prawdy. Promowano fałszywe kompromisy i prywatę. Ośmieszano bezinteresowność i patriotyzm. To było i jest podstawowym źródłem słabości państwa.
Drugim celem mojego startu było zwrócenie uwagi społeczeństwa na nowe wyzwania i zagrożenia stojące przed Polską i Europą. Ludzie od zawsze żyli w stanie niedoboru – brakowało jedzenia, dóbr materialnych, bezpieczeństwa, informacji. Po raz pierwszy w dziejach powstają warunki, w których wszyscy moglibyśmy żyć dostatnio. Nasze cywilizacyjne i produkcyjne moce rosną w przyspieszonym tempie. Za tym technologicznym wzrostem nie nadążają polityczne, etyczne i socjalno–ekonomiczne przemiany. Zamiast powszechnego dobrobytu mamy rosnące rozwarstwienie. Niebotyczne fortuny jednych i trwałe wykluczenie drugich. Potrzebujemy wizji nowego sprawiedliwego ustroju. Pełzający światowy kryzys obnażył wady dotychczasowych liberalnych rozwiązań. Kapitalizm trzeba zastąpić solidaryzmem.
Te moje oba ważne przesłania były głosem wołającego na puszczy. Nie przebiły się przez media, przez zafiksowane gusta wyborców. Zabrakło nam organizacyjnej siły. Czy warto, wbrew politycznym realiom, walić głową w mur? To pytanie, które stawialiśmy sobie za komuny, powraca dziś jak bumerang. Kieruję je głównie do młodych Polaków. Liczę na pozytywny odzew. Mimo porażki wyborczej, sam udział w kampanii zwiększył moją rozpoznawalność, pobudził podobnie myślących. Na razie jesteśmy rozproszoną garstką. Aby skutecznie poprawiać Polskę będziemy, jak zapowiadaliśmy, skupiać się w nowym społeczno – politycznym ruchu „Razem w Prawdzie”.
Wszystkim, którzy zaangażowali się, poparli, którzy na mnie głosowali, serdecznie dziękuję. Wasz przyjaciele wysiłek, mimo mojej i naszej wspólnej słabości (to pokazały wyniki wyborów) nie będzie daremny. Już przysłużył się i, wierzę, jeszcze przysłuży się Polsce.
Kornel Morawiecki
24 czerwca 2010
Inne tematy w dziale Polityka