KSIĘŻYCOWE KWIATY – część pierwsza
Dział: Kultura Temat: Literatura
Zygmunt Jan Prusiński
ABSTYNENTOWE IMIENINY
Nie piszę jak dawniej
niczym garściami wierszy
jak to było przed dwoma laty
gdzie tyle książek powstało o miłości.
Poniektórzy w moim wieku
dopiero zaczynają pisać
choćby pamiętniki – nowelki
o życiu pełnym i dostojnym
o rodzinie i o wietrze –
poskarżyć się jeśli i takie
sytuacje zaiskrzyły…
Dzisiaj dzień moich imienin
szklisty i ciasny w kwadracie
zupełnie niepodobny do tych
które odbywały się w ubiegłym
wieku – sielankowy i śpiewny.
Nie sposób odczarować
te zmiany tak znajome
wędrowne i literackie –
komu to potrzebne że dzisiaj
imieniny Zygmunta są ciche
jakby miała się sosna w myślach
zatępić nad losem poety z Ustki
który nie narzeka na towarzystwo
wpatrzony w oknie gdzie mewy
szykują mu znajomy zaśpiew
na jedną nutę wzruszenia.
2.05.2019 – Ustka
Czwartek 19:52
WIARA W KOBIETĘ KTÓRA IDZIE DO MNIE
Motto: Najlepiej by było odnieść się dzisiaj
i o twoich urodzinach mówić.
Wietrzny maj i czasem zimno
ale we mnie pracuje energia
niech tak zostanie do północy
pościelę ci ranek i wieczór
samymi wdzięcznymi wierszami.
Zdobędę się na odwagę i zaśpiewam
tylko tobie kobieto miłości –
połączę się nutami niech dźwięczą
strunami gitary na której się uczę
jako jej uczeń – słuchaj Panno M.
Jestem ci winien tyle ile fal słyszę
odbierz ode mnie prezenty -
ośmielam obudzić cię pocałunkiem
wiem że czekasz na mój gest
- to mój odbiorca dzikiej sztuki.
Urodziny a w nim pamiętnik
tyle co człowiek pamięta
od urodzenia do chwili obecnej
może grasz w kości na szczęście
w tym świecie ze mną - otaczasz
swymi rękami to piękno…
16.05.2019 – Ustka
Czwartek 23:29
ODSIECZ POZYTYWIZMU
Ostatecznie wiem co będę robił
Panna M. na razie jest chora
więc nie muszę tak sprzątać
jak sobie życzy przez telefon –
ciągle mi przypomina
a ja lubię takie poetyckie nieporządki.
Siódmą dekadę skończę we wrześniu
(dokładnie 71 lat) – i nic nie wiem
co przez ten czas robiłem
wiem że miałem dzieciństwo
i młodość – a starość przede mną.
Wybiegam naprzód co będzie
za dwadzieścia lat –
jaką rolę przyjąć w teatrze
w domu – na ulicy – czy
w innych miejscach otoczony
wibracjami niespodzianek.
Na razie jestem –
na razie czuję się potrzebny
bo Margot jest idealną kobietą
to idealistka – żyje we mnie
umacnia rzetelność uczuć
jest gwarantem miłości.
14.05.2019 – Ustka
Sobota 14:35
WINNY JEST TEN DRUGI
W miłości najczęściej winny jest ten drugi –
nawet jeśli jest zdradzany to ta pierwsza
czy pierwszy nie przypisuje sobie tego ciężaru
- z łatwością zapominają…
Zdradzany czy zdradzana ponosi klęskę –
także w sądzie – dlaczego? Odpowiedź prosta:
bo zdradzający czy zdradzająca odpowiada –
to przez niego lub przez nią…
Tak że proszę omijać sądy – a zresztą
czyż nie jesteśmy jedną rodziną na ziemi?
23.03.2019 – Bydgoszcz
Sobota 9:45
MIĘSO GOŁĘBIE JEDZĄ
To widziałem na własne oczy
więc gdybym ujrzał że psy jedzą
pszenicę czy owies też bym się nie zdziwił.
Moje mewy w Ustce (dobrzy sąsiedzi)
jedzą drób gotowany – od lat pamiętam
od lat dziękują mi swoim charakterystycznym śpiewem.
Znam jednego samotnego poetę
który wydrapuje spod kory drzew
tłuste pędraki – gotuje je lub smaży z cebulką
wciąż mnie namawia bym spróbował
odpowiadam mu że jeszcze mam pieniądze
że stać mnie na miętusy i kaczki.
W dzieciństwie w Otwocku zauważyłem
że jeden od Jagielskich sąsiad znajdował
przysmaki w odchodach ptaków…
Nic mu się nie działo –
wyrósł na poważnego człowieka.
22.03.2019 – Bydgoszcz
Piątek 13:15
PARK KAZIMIERZA WIELKIEGO
Siedzę na ławce i myślę co dalej
z tym jałowym życiem bez przyjaciół –
(w tamtej epoce byli i wcale niefałszywi)
teraz jakby ten termin był tak odległy
że horyzont jest bliższy.
Siedzę na ławce – nic szczególnego
każdy usiąść może i pogrzebać
w przeszłości – w teraźniejszości także
tylko przyszłość wciąż niewiadoma –
tu żadna mądrość i intelekt wiekuisty.
W Parku Kazimierza Wielkiego
spotykam Zygmunta Mackiewicza –
siedzącego na ławce blisko Biblijnego Potopu
zrobiłem z nim sobie zdjęcie…
Zatem teraźniejszość trzeba łączyć z przeszłością
bo nigdy nie nastanie zdrowa przyszłość!
22.03.2019 – Bydgoszcz
Piątek 13:55
PIERWSZY DZIEŃ WIOSNY
Zacząłem tę wiosnę od miłości
tak koło ósmej rano
bez żadnego planu.
To dobrze że nabiera
rumieńców w poezji –
staram się pisać o zwykłych
sprawach co mnie łączy z nią...
Po śniadaniu pojadę tramwajem
na Plac Wolności kupić
bukiet kwiatów dla Margot.
Takie mam zamierzenia
wreszcie wstąpić do Lasu
Gdańskiego – porozmawiać
z drzewami – to umiem…
Wstąpiliśmy tam
do Zaginionego Świata –
olbrzymie insekta i zwierzęta
zastraszały swoją wielkością.
Liryczny spacer –
spojrzenia – uśmiech i śpiew
w ciszy nieodgadnionej…
22.03.2019 – Bydgoszcz
Piątek 8:33
PODRÓŻ
1
W misji ku miłości
srebrzy się myśl o tobie
czasem popada w złocistość.
Jadę do ciebie by pokryć
ludzką akceptację –
dźwięki wygłaszczę później.
Znam się na tym – choć
nierozgrzeszony pełen
empatii w gościnie otwarty.
2
Za mną niedzielne imieniny
matki – mógłbym szerzej
o tym napisać – (o 91 imieninach)…
Teraz siedzę przy stole u Margot
chcę dokończyć ten wiersz. –
Muzyka klasyczna poprawia mi
nastrój – jestem taki grzeczny
- być na te chwile czarnym
aniołem w akacjach.
18.03.2019 – Ustka
Poniedziałek 15:30
ZUPA POMIDOROWA U MARGOT
To pierwsze danie po podróży –
jestem na miejscu
znam te ozdobniki
i trzydzieści pięć żarówek
w domu – uwielbia lampy
różnorakie i obrazy.
Przy stole wpatruję się w oczy
uśmiecha się mimochodem
tęskniła za mną to widać
twarz zawsze mówi
nie da się ukryć. –
Próbuje pisać wiersze
trzy ostatnie przedstawiła
zmartwiłem się przeto
bo to zguba cywilizacji –
następna dusza w pajęczynie.
Wychodzę na balkon
tam palę papierosy –
zauważyłem że najwięcej
poprzewracanych myśli
mam w trakcie palenia –
gdybym je zapisywał
pewnie i dziełami by się ostały.
Słucham Stinga –
Gordon'a Matthew'a Sumner'a
nową piosenkę
poczynam z nim śpiewać
dwie frazy w refrenie po angielsku
oczywiście język angielski u mnie
to tak jak otworzyć okno.
O zupie pomidorowej zapomniałem
po prostu jestem przez nią starszy
minęły minuty – zresztą zegarów
tu sporo jak na jedno mieszkanie.
20.03.2019 – Bydgoszcz
Środa 10:00
ODBIERAM CIEBIE W IMIĘ POWIETRZA
Pamięci Williama Stanleya Merwina
Dopiero dzisiaj o tobie usłyszałem Williamie
a powinienem...
Choć ciebie już nie ma pośród wierszy -
one i tak o tobie przypominają - akurat
czytam twoją poezję wszak muszę poznać
że "Imię powietrza" unosi się poza oczami
bo jesteś gdzie indziej taki poukładany...
To żniwo pachnie lasami - tam pozostały
spacery które zostawiłeś w obrazach
które ktoś maluje na swoje życzenie
a z gardła zagubionego człowieka
słychać wersy nie tylko wybrane -
zostaje jedynie kurz i mgła nieba.
Dopiero dzisiaj o tobie usłyszałem Williamie
a powinienem...
31.05.2019 - Ustka
Piątek 14:15
DZIEŃ KOBIET BLISKO
Dawno nie napisałem wiersza
miłosnego –
choć bywam w tobie codziennie
myślami –
głaszczę kontury twe
całą utworzoną rzeźbę ciała –
zatem jestem rzeźbiarzem
można tak powiedzieć.
Jesteś Panno M. daleko
w sanatorium w Kudowie Zdrój
do 13 marca –
więc noce samotne układam
jak karty do wróżenia
na razie nic się nie dzieje
są deszcze i słońca i chłody.
Co mam ci życzyć
na ten dzień 8 marca
to miłości otwartej dla mnie
rycerski Wojownik czeka
na swoją damę w potrzebie.
- Bo nagi taniec to święto w domu.
4.03.2019 – Ustka
Poniedziałek 15:08
MIŁOSNE MANEWRY
Motto: „Są pieśni,
które płyną z błękitnej trawy,
z kurzu tysiąca polnych dróg”.
- Robert James Waller -
Poczułem się lepiej
miłość jest lekarstwem
około dwadzieścia minut temu
przeszedłem wędrowanie
skupiony na Margot
a ona na mnie
dokonaliśmy uniesienia
a teraz wracając każde z osobna
układam popołudniowe zaklęcia.
24.03.2019 – Bydgoszcz
Niedziela 8:40
ZGARNIAM KRAJOBRAZY
1
Tydzień mija jak przyjechałem do Margot
zaznaczyłem obecność – prędzej
metafizyczną – przecież mijających ludzi
na ulicy czy w tramwaju nie zapamiętałem
przez te siedem dni – prędzej pomniki
i stare bramy kamienic.
2
Rozmieszczam swoją obecność w krajobrazach
przy kościele na skwerku słucham
śpiewającą młodzież – to niczym standarty
religijne – pieśni od wieków śpiewane
to lepsze dla ducha – sam z bratem Jędrkiem
i Andrzejem Pokropińskim kolędowałem
z szopką by zarobić kilka groszy w Otwocku.
3
Dzisiaj ostatni dzień pobytu
zaproponowałem Pannie M.
że odwiedzimy Wyspę Młyńską –
lubię tam bywać przy Ścianie Weneckiej.
24.03.2019 – Bydgoszcz
Niedziela 12:30
KRYZYS
Czasem nastąpię w gówno
i zaraz słyszę – (to na szczęście)…
więc biorę to „szczęście” w znaku krzyża
i idę godny z tym smrodem zewnętrznym.
Ponosimy klęskę cywilizacji
w Bydgoszczy spacerując widzę
jakby prywatę psów wyprowadzanych –
wszędzie psie gówna – nikt po nich
nie sprząta – to taki gatunek dekoracji…
To samo buteleczki
porcja wódki to sto gram
wypije taki bolszewik i kładzie na czyjś
parapet albo na skrzynkę od gazu –
to też współczesna dekoracja mieszczuchów –
idźcie ulicą Gdańską i podziwiajcie.
- Psie gówna i flaszeczki
po wódce to kult szczerości –
to wykładnia kultury.
23.03.2019 – Bydgoszcz
Sobota 13:50
_____________________________
Dziennik pisarza Karola Zielińskiego z Krakowa
2 maja 2011, 02:12
@Zygmunt Jan Prusiński
Drogi Panie Zygmuncie, nie tytułuję Pana zaszczytnym "Panie Poeto", ponieważ ja osobiści już od bardzo dawna nikomu się nie przyznaję, że piszę jakieś "wierszyki" i że w ogóle coś piszę, żeby mnie uczciwi ludzie nie brali za wariata. (I bardzo niechętnie się przyznaje, że coś tam uczę - głupoty - mówię - głupoty). I nie tylko uczciwi ludzie mieliby mnie (i mają) za głupiego, ale również ci inni, rozparzone głupki, które były kiedyś skrobipiórkami i zredukowani menele, tudzież lumpen-inteligenci...
Jak już gdzieś mówiłem, w dawnej Polsce człowiek imający się pióra miał tak złą opinię, łapserdaka hołysza, że szlachcic nie tylko nie rozmawiał z chłopem, któremu taka rozmowa przynosiła ujmę, ale również nie rozmawiał z pisarzem, poetą, aktorem, artystą (grzebanych za murem na niepoświęcanych miejscach, na równi z pederastami, wiaruśnikami i kociarzami) i tą podobną hołotą bez folwarku i ziemi. Z żydem rozmawiał niechętnie, kiedy musiał. A przecież nie tylko Pan, Panie Zygmuncie jest szlachcicem, ale również i ja posiadam rachunki z archiwum mojego pradziada, który zapłacił 6 tymfów (zachodzę w głowę ile to mogło być) kamieniarzowi z Rudna za wykonanie i postawienie we wsi przy kościele, w Poręnie Żegoty k/ Alwerni, figury św. Floriana.
Co zaś do tego, czy moi dziadowie mieli pełny herb szlachecki czy też jedynie scartabelat tego nie dociekłem (to jest pewne że trzymali sołectwo - ok. 2 łany, czyli 50 ha), być może mieli i jedno albo drugie, ale utracili, albo też się nie mogli dopchać do uprawomocnienia scartabelatu (mówimy tu o początkach XVII wieku) wobec rozbójniczej działałności braci Korycińskich, którzy kupiwszy Alwernię w połowie tego wieku lokowali miasteczko i sprowadzili franciszkanów. Moja rodzina już dawno gospodarzyła na tym terenie, niestety, przypuszczam, że z sołtysostwa tych terenów, kiedy Alwernia jeszcze nie powstała, moja rodzina musiała zrezygnować, albo została wyrugowana przez Korycińskich, którzy byli szkolnymi kolegami królewiczów Władysława IV i Jana Kazimierza. Przypuszczam, że się wżeniali w rodzinę Szwancerbergów albo też odwrotnie, z tym, że potem ostatni Szwarcenberg nie mający syna, wydał swą córkę za hrabiego Szembeka, a moi przodkowie pałętali się, wprawdzie przy majątku, ale raczej jako wolni chłopi ze schłopiałym herbem (znane są takie wypadki) "Świnka", na obrzeżach rodziny Szembeków, którzy wżeniając się w coraz możniejsze parantele zostawiali w "ogonie" swoich totumfackich (bo tak ich trzeba nazywać) Koło Herbu trzeba było chodzić i zabiegać, wżeniać się w dobre rodziny a moi przodkowie nie mieli szczęścia do kobiet, co żona to kurwa. Było kilka w mojej rodzinie takich, które można zaliczyć do "Pani zabiła pana". Druga przehandlowała jego kuźnie, inna wyposażyła najlepszymi gruntami swoja bękarcią córkę... Ach łajdactwo i kurewstwo. Ale taka była dawna Polska i za to ją lubię! Nawet ksiądz pleban, jedne i drugi... Mój pradziad skradał się rankiem do wsi po birbantce, z jednej strony a ksiądz jegomość wracał z werteby z drugiej i spotykali się na kielichu u Bastra. Pili jak chłop z chłopem wieszając wszystkie psy na austriackich Szembekach.
Piszę o tym dlatego, że nigdy nie czułem się pisarzyną bez ziemi, bez tradycji i biografii. Nigdy też nie miałem odruchu, żeby pisać po to, by się na tym dorobić jakichś "piniędzy", lub coś zarobić przez podlizywanie się władzy, jako tzw. półpanek albo "pod-dupek". To dla mnie było zawsze jakieś podejrzane i obrzydliwe. Zawsze czułem się jak pisarz posesjonat-obywatel.
Kiedy napisałem "memoriał" (kropotkinowski i anarchistyczny) w 1966 roku - żeby komuniści przestali krzywdzić robotnika i chłopa, to czułem się wtedy jak Frycz Modrzewski, protestujący przeciwko mężobójstwu pańszczyźnianego chłopa. Zapewne Pan nie wie (a może wie), że Frycz Modrzewski radził trzymać żony krótko i odmawiał im równego z męskim rozumem. Nie pozwalał się im mieszać do wychowania i polityki! Do czego to dziś doszło!
Jeśli więc ja, myślę czasem o sobie jako o pisarzu, to zawsze w kategorii staropolskiego szlachcica, nigdy zaś paupra, sowizdrzała i pisarczyka.
Również dlatego nie tytułuję Pana "poetą", że na Zachodzie i w Ameryce, powiedzenie komuś ty "poeto" znaczy tyle co: ty menelu, lub ty chuju. Oczywiście nie mówię tu o wyodrębnionej kategorii żydów, którzy jako poeci, filmowcy i artyści są wychwalani pod niebiosy.
Chyba, że umówimy się, że do każdego tytułowania Pańskiej osoby przez "per poeta", będę dodawał: "poeta, ale szlacheckiej proweniencji".
Co do mojego profesorowania i profesury, z bożej łaski i mój ty, pożal się Boże - "dałeś temu co nie może". Nigdy się nie mogłem dogadać z żadnym profesorem, może poza kilkoma, którzy myśleli przytomnie, na temat i nie było z tej przyczyny między nami płaszczyzny sporu. Cóż to za profesorzy, którzy, żeby z nimi rozmawiać, trzeba ich jednocześnie nieustannie douczać, żeby móc z nimi rozmawiać, albo, żeby nie wyjść na głupca, nie mówić wcale (jak dziad do obrazu).
Podam przykład, ostatnio rozmawiałem z profesorem specjalistą od czystej formy Witkaca i nie mogłem słuchać jak głupio trędolił. Po prostu zero formacji umysłowej... a tymczasem żeby się brać sensownie za taki temat, trzeba rozwalać skamieliny pojęć, nawyków myślowych i płynących z głupoty i wygodnictwa zakłamań... począwszy od Platona, Arystotelesa do Husserla i Deridy, przeflancowanych na dziesiątą stronę i przewalcowanych przez walec klasycznej filozofii niemieckiej i szkockiej i egzystencji absurdu o dadaistycznej wariacji nie wspominając... i w ogóle do cholery... Coś trzeba wiedzieć a nie zasłaniać się, że wiedziałem, kiedy pisałem doktorat, ale zapomniałem i mieć do tego zdolności spekulatywne, pojmować czystą formę jako brak substancjalności, dostępnej naszej świadomości (uwaga - to wcale nie jest masło maślane!) przez akty psychiczne właściwe sztuce zen. Ale to bydle (mówię o tym niewydarzonym lumpen-profesorku) ni cholery, ani w ząb nie pojmuje, tylko młóci swoje regułki przekazane mu przez innego kretyna od Witkacego (można się domyślić kto jest w Krakowie głównym kretynem od filologii polskiej - nie ja, w każdym razie! Bo ja się wcale nie ujawniam na terenie Krakowa, tylko pokątnie, jak ta baba zielarka i znachorka która leczy ziołami chory ząb - po prawdzie coś tam bałakam, jakieś seminarium raz na dziesięć lat i tyle. Jeśli już na poważnie, to nie w Krakowie).
Wracając do czystej formy Witkacego, jako anty substancjanalności dostępnej i realizowanej dzięki sztuce zen, to rozumiem, że niewielu z tego coś rozumie, bo przecież nie każdy jest prof. Tokarskim. (Halo Tokarski, szacun i pozdro!)
I tak jest z tą moją i w ogóle profesurą, że czego się dotkniesz to umysłowym gównem śmierdzi. Ja profesorem być nie chciałem i bynajmniej się nim nie czuję. Uważam się za wolnego strzelca i myślę oraz pracuję gdy chcę. Nie mówię, że wszyscy profesorzy to kretyni. Niektórzy mnie wręcz fascynują i jak prof. Ryszard Nycz od kontekstualizmu, jak Karol Tarnowski od czystego idealizmu, jak Władysław Stróżewski od Platona. Tych podziwiam. Oni nie ślizgają się na przyczynkarskich gównach. Reszta przepisuje ze swoich poprzedników ale tłumaczą się tym, że przecież studenci muszą się z czegoś uczyć.
Ale ja chcę iśc dalej, kontynuować koncepcje Merle-Pontego zawarte w jego "Widzialne i niewidzialne". Cóż z tego, że chcę, skoro facetów, którzy rozumieją te kwestie jest w Polsce może z dziesięciu. Rozmyślanie o nieistniejącym ale istniejącym, to czysta przyjemność, znana od wieków w medytacji albo w introspekcji... ale pisać o niej, po co. Oczywiście tak pisać, jak Merle-Ponty, którego niewielu rozumie. Tymczasem żeby się zagłębiać w poprawne pisanie zdań (na ten temat) tworząc jakiś pieprzony system, ja się zabawiam pisaniem wierszyków, niby że to pisze Kulbaka, powstaniec warszawski (na blogu Prochy) wdając się w dyskusję z samym Słowackim i jego Beniowskim w piekle, które się znajduje w środku złotej czaszki, która jest tylko zgniłym, wyciągniętym z grobu, czerepem rubasznym.
Wie Pan, od jakiegoś czasu kocham Józefa Bakę, Sępa Szarzyńskiego, szpetne wierszyki obydwóch Morsztynów, wszeteczne fraszki Jana Kochanowskiego, plugastwa Krzysztofa Opalińskiego, kurewstwa Mikołaja Reja - również i Grzegorza Słotę, tudzież naszych anonimowych sowizdrzałów, i tego tam księdza (chyba Benedykta Chmielowskiego) tego od encyklopedii staropolskiej dziekana rohatyńskiego (mam i przeczytałem zaśmiewając się chwilami do rozpuku - choć nie było z czego), który napisał, że jaki jest koń, każdy widzi.
Wie Pan, po kilku latach studiów nad staropolszczyzną zrozumiałem, że nie ma w niej słów przyzwoitych, które by się nie kojarzyły z bzykaniem, pieprzeniem, dupczeniem etc. Weźmy np. wziąć, giąć, obracać, ciągnąć... to wszystko, prawie każde słowo, prawie 80% rzeczowników, przymiotników i czasowników dotyczy pieprzenia i ma konotację seksualne. Pierwsze zdanie polskie w rocznikach śląskich, które brzmi: Daj acka jak pobruczę, a ty poczywaj oznacza: kładź się tu zaraz (czyli "poczywaj") ja "pobruczę" (czyli wsadzę ci mielok, czyli gruby drąg, którym obracano żarna (a przecież drągiem nazywano członka). Cóż za kurewski język (a gdzie cenzura i dobre wychowanie) - wygląda na to, jakby nasi przodkowie o niczym innym nie mówili i nie myśleli, tylko od rana do wieczora rozprawiali o barłożeniu.
Wszystkie igraszki i zboczenia z grupenseksem włącznie były znane i lubiane przez staro polaków. A celowali w nich biskupi i plebani, jak zaświadczają staropolskie źródła.
Zamiast pisać o widzialnym (z Merle-Pontego), które jest niewidzialne i na odwrót, oraz o nicości która jest, i o "tym" (staropolskie lubieżne słowo) co jest, i zarazem jest nicością, bo "tego" (znów staropolskie lubieżne słowo) nie ma, to ja się wdaję w dyskurs, o sensie pisania dzisiejszej poezji, której wszelkie prawidła są tak wyświechtane, że się chce rzygać... Jest w Krakowie taki jeden głupkowaty profesorek, który co dwa lata wypuszcza książkę o poezji, że ma sens, a to o wierszach JP II, a to o wierszach Zbigniewa Herberta, że takie tam ważne i wzniosłe... że wstań i idź, że poeta pamięta... a tymczasem to wierutne kłamstwa profesorskiej głupoty... bo podmiot poetycki z wiersza Herberta... idzie do dupy, a poeta Miłosza... gówno pamięta...
Ten profesor, o którym mówię, poniekąd związany z anty komuną (co mu się chwali) jednakże mimo wszystko stary cymbał, który bredził przez trzydzieści lat przy Gołębiej, wypuszczając pół-polaków a pół-szabesgojów - choćby może to nie było jego zamiarem, ale cóż miał innego robić kolegując się z Janem Błońskim i mając żonę komunistkę od prasy i recenzji.
Produkowali wespół-zespół uczonego głuptasa, bo głupi Polak, przekonany, że poeta, z Litwy, Ameryki i diabli wiedzą skąd, z paryskiej masońskiej Loży Wielkiego Wschodu - że poeta PAMIĘTA! A to przecież to kłamstwo dla miłego grosza! Dla nagrody nobla! Tym skurwysynom... chodzi tylko o to, żeby przykuć polskie mózgi i ręce do taczek bankierskich kredytów i niech hołota ciągnie te nowoczesne kary, powtarzając teraz od nowa, że Miłosz, Zagajewski, Szymborska, JP II, Herbert, Watt i s-ka... wielkim poetą był.
Ja natomiast, uważając, że się już prawie wszystkie formuły poetyckie zużyły, postanowiłem zamilknąć. Cóż więc pozostaje po zużyciu form? Powtarzać i "rysować od nowa znane obrazki, po staremu jak papuga? A cóż to są za obrazki, przemawiające do poetyckiej wyobraźni? Obrośnięty, tak czy inaczej, taki czy inny srom? Cóż z tego, że będzie się skrywał pod metaforą, metaforycznym obrazem owłosionej kutnerkiem, pękniętej od nadmiaru soku, dojrzałej śliwki, skoro każdy pod tym obrazkiem zobaczy, że jest to nasza stara, poczciwa cipa. To chyba jakieś przekleństwo, że mózg poety (prawie każdego poety, choć tego nie jestem pewien) nie potrafi opisywać rzeczy, które nie są, tak czy inaczej, związane z życiem (a więc życiem płciowym), z fizjologią itp. Próbowałem pisać wiersze abstrakcyjne, ale niestety, gadał dziad do obrazu. Napiszesz pan: "heterologiczny" i patrzą na pana jak na wariata; napiszesz słowo "dupa" i zaraz jest błysk porozumienia w oku i miłe smrodne ciepełko w okolicy serca.
Nawet wydawałoby się, że tak abstrakcyjny wiersz Ozgi-Michalskiegio: "Który patrzył oczyma na warzące się krupy bulgocącego od gorąca granitu", przywołują najbardziej obleśne, skatologiczne i seksualne skojarzenia. - Czyż nie? "Ważące" "się" "krupy" - co wyraz to seksualna konotacja. Nawet "się" jest seksualne jak cholera, tylko przyłożyć je do odpowiedniego kontekstu, a nawet bez kontekstu. Powiedz w nocy kobiecie: "się"! Powiedz kobiecie w dzień, w kawiarni: "się"! O czym pomyśli? O waleniu! Mówię to ci Panie Zygmuncie, jak (profetyczny) poeta poecie.
Czyż muszę rozwijać temat analizując semantycznie dlaczego na męskiego członka mówi "się" (znów to przeklęte "się") frenulum? Krzak, gałązka, drzewko, drzewo, dąb, korzeń...? Im dąb starszy, tym korzeń twardszy! Wiersz zaczyna się: Nie uciekaj z gębą moja dziewko miła... Mistrz Jan!
Zresztą Ozga-Michalski nie wypiera się, że opisuje powstawanie świata w akcie zapładniającej się pan-spermy, czyli kosmicznego "parzenia", gorąco (u mistrza Jana: Oj gorąco będzie!) pieprzenia, bulgotania, mlaskania, mamlania (jak w Fauście, w Nocy Walpurgii, u Goethego, gdzie się tak pieprzą, że cała przyroda czka, pierdzi i bulgoce. U Pana w różowej sypialni tego bulgotania nie słychać, bo też to nie jest różowa sypialnia. Ja się tylko tak chwilowo zgadzam, gdy Pan twierdzi, że jest to różowa sypialnia, ale co to jest w istocie, gdzie nic nie widać ani nie słychać, żadnego mlaskania ani pierdzenia, jest w prawdzie jakieś delikatne pocieranie ręki Pilar o Zygmuntowe udo, ale to nie jest ten wymiar i to nie jest to "się" i to "istnienie", które się odbywa w większości oblat które uprawiają poetyccy czarodzieje i czarownice na łysogórskich wyżynach... to dopiero trzeba by było się zastanowić, przeżyć w orgii doznania poematu, dostąpić jego iluminacji (poeci mówią o czytaniu poezji jako wstępowaniu do piekła), zobaczyć i oznajmić autorowi, Zygmuntowi, oświecić go co napisał, co to jest, bo autor Zygmunt "jest" (znów seksualne słówko "jest", tak samo jak "masz", "daj", "trzymaj", "bądź", "dupa", "ząb"... itd.), jak podejrzewam tylko rewelatorem, czyli przekazicielem, jakąś tubą, jakimś przekaźnikiem medium z zaświatów, które jak w każdym przypadku prawdziwego poetyckiego majaczenia, jak u Pytii, wymaga dopiero objaśnienia i odkrycia.
I ja też próbuję podszywając się pod postać Kulbaki, jako Kulbaka, tak pisać, żeby nic nie pisać (bo to mnie nuży i brzydzi). Trzeba pisać jak Rachela z Bronowic, która mówiła (w Weselu), że nie pisze, bo ma zbyt dobry gust..., a przecież pisała... ręką Wyspiańskiego, który był zmuszony pisać, zdając sobie sprawę ze zużytej formy poetyckiej (którą się - słowo "się" kojarzy z pierdoleniem poetyckim Wyspiańskiego) posługiwano i on się posługiwał), ale musiał jej używać, bo był - raz, za głupi, żeby szukać tejże nowej, nie zużytej formy (nie przeczytał jeszcze Legendy Młodej Polski i innych pism Stanisława Brzozowskiego a może i pism Witkiewicza (ojca), a po wtóre, był za mądry, żeby szukać i podsuwać (znów to pornograficzne słowo "podsuwać") przed głupkowate oczy krakowskiego kołtuna, który by go nie tylko nie zrozumiał ale uznał za wariata. Dlatego mu "Wesele" wyszło (marnie) jak wyszło, co słusznie zauważył hr. Tarnowski, zarzucając mu brak racji dostatecznej" (jest to ważny termin filozoficzny i nie używam go tu bez kozery). Czy Pan nadąża?
Co do mnie to jestem (mówię o sobie, że posranym "profesorem", a tymczasem, niech się Pan nie przejmuje, bo dostaję za swoje profesorstwo baty, od krakowskich meneli, szczególnie tych, co mieszkają w mojej okolicy i wiedzą, że jestem jakimś "uconym". Owi menele, którzy na mój widok krzyczą: ty posrany profesorze, albo ty chuju profesorze, już są dla mnie prawdziwym problemem. Dla mnie jest to oznaką, że tzw. prosty lud już nie wytrzymując tej telewizyjno-propagandowej gadaniny o szczytnej roli inteligencji, będzie ją na ulicach atakował i tłukł profesorów po pyskach. Podczas wielkiego kryzysu w 1923 r. warszawski tłum na ulicach krzyczał: "profesorów na latarnie".
Być może jeszcze trochę tego obłędu z głupią profesorską gadaniną, a zapłoną samochody.
Menele reagują alergicznie na moją (jako tako) inteligentną (pochlebiam sobie i mam nadzieję) gębę, ostrzyżone włosy, ogoloną facjatę i czyste ubranie. Na taki mój widok mniemają (znów frywolne słowo "mniemają") że jestem jakimś tam profesorem. Chętnie by mnie zaciągnęli gdzieś do ciemnego kąta i spuścili lanie... Dlatego uważam, i nie plączę się po zaułkach.
Noszę okulary, bo muszę i wyglądam jak wyglądam, starając się nie rzucać (znów frywolne słowo "rzucać") w oczy. Próbowałem się ubierać i nosić jak menel, ale wśród studentów to nie przejdzie, bo zaraz komentują, "co ten stary dziad tutaj robi". Muszę się ubierać w wąskie jeansy, kropiąc się aspanem i nosić na terenie uczelni okulary w czerwonych oprawkach, żeby wyglądać na "młodego awangardowego", czym i tak wzbudzam szydercze kpiny.
Tak źle i tak nie dobrze. Starość Panie Zygmuncie, chociaż wyglądam na jakieś 45-50 lat (bo się pielęgnowałem, nie piłem wódki i szanowałem resztki zdrowia) jest przekleństwem naszego wieku. Młodzi niczego tak nienawidzą jak starucha. Wiem coś o tym, bo się między nimi kręcę. No i mówię tu przeważnie o młodzieńcach, bo o ile chodzi o studentki-dziewoje, to... (Pan rozumie...)
Do profesorów, których znam i lubię nie mogę mieć pretensji, bo jednego z nich, filozofa bije żona i zabiera mu wszystkie pieniądze (mnie moja żona też chce bić i zabierać pieniądze, ale się nie daję). Inni zaś, przeważnie prawnicy, lubią wódkę, prostolinijne dziady, lubią walić prosto z mostu ("walić" i "most", "mosteczek", "mostek" czyt. w znaczeniu lędźwie, dupa - są to staropolskie nieprzyzwoite wyrazy o seksualnej bliskoznaczności), takie poczciwe, że można im dać, pożyczyć, udzielić... własnej żony z przekonaniem, że jej nie zepsują, że ją zwrócą (choćbyśmy nie chcieli) w stanie nieuszkodzonym (a niechby jej nawet wywichnęli biodro! to cóż by się stało)? Aż mnie jęzor swędzi, żeby coś bliżej o nich powiedzieć. Poczciwcy.
Tak to jest z profesorami z mojego podwórka. A co do tego, kto powiedział o wieszaniu zdrajców, to dobrze nie pamiętam, ale chyba Mochnacki.
__________________________________
Zapraszam do Niezależnej Wytwórni Filmowej PROSTAK_____ http://korespondentwojenny.salon24.pl/_____ A teraz będą "chwalunki"..., co dzięki mnie utworzyłem jako animator kultury i działacz społeczny w polityce w Polsce i na Emigracji: 1967 - 1970 ...założyciel zespołu muzycznego "Chłopcy z Przedmieścia" w Otwocku; 1979 - 1981 ...został przewodniczącym Klubu Młodych Pisarzy przy ZLP w Słupsku; 1982 - 1985 ...kolporter pism emigracyjnych w Wiedniu; 1987 ...wydał dwa zeszyty literackie - wiersze pt. "Słowo" i "Oaza Polska" w Monachium wydawnictwo: Niezależny Związek Pisarzy Polskich "Feniks"; 1988 - 1990 ...wiedeński korespondent "Orła Białego" w Londynie; 1990 - 1994 ...założyciel i przewodniczący Korespondencyjnego Klubu Pisarzy Polskich "Metafora" i Polskiego Centrum Haiku a także pomysłodawca "Wiedeńskiej Nagrody Literackiej im. Marka Hłaski" oparty z plonu konkursu na prozę i poezję - zorganizował dwie edycje konkursu literackiego w Wiedniu; 1997 - 1998 ...członek Ruchu Odbudowy Polski - przewodniczący Komisji Rewizyjnej ROP w Słupsku; 1998 - 1999 ...korespondent radia City w Słupsku; 1999 - 2003 ...założyciel i przewodniczący Polskiej Partii Biednych na Pomorzu; 1999 - 2003 ...założyciel i sędzia Słupskiego Sądu Społecznego w Słupsku; 2000 - 2009 ...założyciel i prezes Stowarzyszenia "Biały Blues Poezji" w Ustce; 2001 - 2009 ...założyciel środowiska literackiego w Starostwie Powiatowym w Słupsku; 2001 ...wydał tomik wierszy pt. "W krainie żebraków słyszę bluesa" - ZLP Słupsk; 2004 - 2005 ...korespondent radia "Supermova" w Londynie; 2005 - 2007 ...redaktor gazety internetowej "Karuzela Polska"; 2005 - 2009 ...korespondent międzynarodowej gazety "Afery Prawa a Bezprawie" w Irlandii z siedzibą w Sanoku. ____Odpowiadam swoim podpisem - Zygmunt Jan Prusiński Ustka. 23 Grudnia 2009 r.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura