Aj się odzwyczailiśmy od gorących starć Kaczyński vs. Tusk. "Walka Bokserska" z Sali Sejmowej coraz częściej przenosiła się na usta Błaszczaków i Niesiołowskich, a jeżeli już poruszana była przez Kaczyńskiego (w l. poj), lub Tuska (również w l. poj.), to zdobiła ich konferensje prasowe, lub wiece wyborcze. Rzadko natomiast przybierała w ostatnim czasie formę rywalizacji "face to face".
Jarosław Kaczyński przywyczaił nas do mocnego języka. W kręgach PR-owo- dziennikarskich krążą już o nim legendy. Jedna z nich głosi, jak to miał w ślad za podpowiedziami swoich ludzi od marketingu, delikatnymi uszczypnięciami w sprawie leków refundowanych odbijać elektorat Platformie. Pan Jarosław na tyle się zagalopował, że w finalnej wersji przygrzmocił na konferensji prasowej tekstem o tym jak to "w trakcie wojny łatwiej było o leki niż za rządów Tuska", doprowadzając tym samym do niemalże załamania, bezsilnych współpracowników.
W podobnym tonie odbył się "wiec wyborczy" na Krakowskim Przedmieściu:
Jako, że od kilku lat na politykę nie patrzę już serio, wybrałem się pod Pałac Prezydencki niemal prosto z pociągu bardziej by przyjrzeć się wiecowi od strony marketingowej, a prawdziwą pamięć o Smoleńsku uczciłem wizytą na Mszy Świętej.
A co się działo pod Pałacem...ciężko nawet opisać. Coraz częściej zauważam, że pan Jarosław na widok biało czerwonych sztandarów, gdzieniegdzie pojawiającego się na trzymanych transparentach złowrogiego "Kaczora Donalda" nabiera dodatkowych pokładów bliżej niezidentyfikowanych emocji, niemożliwych do kontrolowania. Wtedy też jego pamięć o ukochanym bracie zamienia się w nieopanowaną chęć dokopania Tuskowi. Stonowanie ucieka na dalszy plan, pojawia się wojowniczy ton. Człowiek, który ma na prawdę duży potencjał i kilka fajnych założeń, oraz doświadczenie w wielkiej polityce, wyprzedzające o kilka pokoleń żółtodziobów takich jak Wiper, Patryk Jaki czy Łukarz Gibała mógłby osiągnąć jeszcze więcej, gdyby nie wojowniczy ton, nad którym ewidentnie nie potrafi zapanować, lub ma w tym jakiś cel, ostatecznie gubiący go. Straszne to.
I ten klimat przenieniony został wczoraj do Sejmu. Przypuszczam, że zarówno pan Jarosław, jak i nieco bardziej opanowany pan Donald, na swój widok, oraz pojawiające się hasło "Smoleńsk" zaczynają dostrzegać pole na ciekawy pojedynek i świadomość, że tam gdzie są razem, tam są kamery- czyli możliwość zdobycia kilku punktów procentowych. Bo jak to inaczej odebrać?
Właśnie ten ostatni element, a nie -bądź co bądź- bardzo słusznie podjęta przez PiS uchwała, stały się głównym ogniwem wczorajszej dyskusji o przywiezieniu wraku Tupolewa do Polski. O Jarosławie już wspomniałem, że to człowiek, który lubi wojować patetycznymi zwrotami i ciętym językiem. Warto natomiast przyjrzeć się Donaldowi Tuskowi:
Niektórzy dziennikarze słusznie zauważają, że Tusk, bardzo zdenerwowany ostatnimi porażkami, chciał odreagować, ale też przy okazji zbudować na nowo swoją pozycję jako faceta, który "robi swoje" i nie przejmuje się gdaniem PiS. Szeroko rozłożone na mówinicy, ręce, ostry język i zwrot - "Wolałbym się nie urodzić, niż na grobach zmarłych budować swoją karierę polityczną" było -jak to mówią- pojazdem po bandzie. Choć trzeba przyznać, trafnym. Pan Donald uderzył w stół, a nożyce w postaci ust Jarosława Kaczyńskiego odezwały się. Zaczęła się wymiana ciosów.
Jeden z ważnych dla mnie ludzi podpowiedział mi kiedyś- Zanim coś zrobisz zadaj sobie jedno pytanie- Po co?
Tam gdzie nie ma budowania kompromisu i dążenia do jakiegoś kontruktywnego celu, tam jest bylejakość. O ile sprawa Smoleńska jest ważna, to zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Donald Tusk działają tak, jakby miał być to jednie cel do budowania swojej pozycji na krajowym podwórku. Jeden idąc o krok za daleku, drugi będąc o kilkadziesiąt kroków za wcześnie. Tam gdzie jest Tusk i Kaczyński, tam nie ma dyskusji, jest za to walka o elektorat.
Forma nie może zastąpić treści- Marketing polityczny nie może być sednem debaty.
A na koniec-
Platoforma 34% (+5)
PiS 28%/31% (+2)
Inne tematy w dziale Polityka