Konradio Konradio
234
BLOG

Akademicy na Strajku Kobiet...

Konradio Konradio Protesty społeczne Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Protesty spod czerwonego znaku sig angażują nie tylko dzieci i młodzież w wieku szkolnym. Wśród licznego grona uczestników, aktywnych promotorów i mniej lub bardziej głośnych, internetowych sympatyków spotkać można ludzi nauki (z dziedzin społecznych i humanistycznych). Fakt ten sam w sobie nie jest może zaskoczeniem, wszak np. w socjologii dominuje dziś paradygmat socjologii publicznej (szerzej: socjologii zaangażowanej w sprawy publiczne), bliższy sercu osób o lewicowych poglądach (a takie - jak sądzę - przeważają wśród protestujących). Interesujące wydaje się coś innego, a mianowicie zanegowanie przez te osoby podstawowych wyznaczników naukowego obycia. Znana mi grupa badaczy wykazała w ostatnich dnia ogromne deficyty w umiejętności krytycznego myślenia (wyśmiewając tezę o roli mediów w sterowaniu dynamiką toczącego się sporu), zamanifestowała prymat emocji nad rozumem (opierając swój aktywizm na resentymentach w stosunku do kleru) oraz ujawniła skrajną niepodatność na jakąkolwiek krytykę (czego dowodem agresywne wiadomości rozsyłanymi kanałem służbowym, piętnujące osoby sceptyczne wobec ich rewolucyjnego zapału). Wskazane postawy - pełne uprzedzeń i zacietrzewienia - dyskwalifikować powinny każdego adepta naukowego rzemiosła (a zwłaszcza tych, którym dane pracować w czołowych instytutach oraz czerpać niemały dochód z nieraz bardzo prestiżowych grantów) i to bez względu na światopogląd. Tymczasem stają się one w obecnej sytuacji atrakcyjną wizytówką, przysparzającą nowych (medialnie i politycznie aktywnych) znajomych, a nawet - z wyjątkowym bólem to stwierdzam - otwierającą nowe ścieżki kariery w na ogół hermetycznych środowiskach naukowych.

Ktoś powie, że aktywność naukowca w sferze prywatnej (poza instytutem, w czasie wolnym od prac badawczych) może się przejawiać zupełnie innymi zachowaniami, reakcjami na otoczenie czy formami ekspresji uczuć niż ma to miejsce w sferze zawodowej (profesjonalnej). Z tej przyczyny sam fakt zaangażowania w protest/happening nie powinien w żaden sposób dyskwalifikować człowieka nauki (wulgarny napis na kawałku dykty nie świadczy przecież wprost o liczbie przeczytanych książek czy wartości opracowanych patentów). Prawda. Niemniej współcześnie - w dobie wszechobecnego Internetu - trudno wskazać granicę, kiedy rzeczywistość pracy i nie-pracy pozostają całkowicie rozłączne. Choćby z tego powodu istnieje groźba, że bluzg, wulgarność i prymitywizm zachowań nie pozostanie gdzieś na warszawskiej ulicy, ale niczym brudna łatka przypnie się do osoby wchodzącej na uniwersytecką aulę.  "Wkur... pani profesor", dając wykład np. o systemach wartości, raczej nie będzie postrzegana przez konserwatywnych studentów jako osoba wybitnie koncyliacyjna. Autorowi książek o historii XX wieku trudno będzie uniknąć skojarzeń z symboliką nazistowską - zapewne nieadekwatnych do jego poglądów - nawet po tym jak wyrzuci maseczkę z niesławną czerwoną błyskawicą. Używanie na forum internetowym argumentów typu "zamknij się", podobnie jak zamiłowanie do lżenia antyaborcjonistów na stronach facebooka, zapewne niejedną osobę "negatywnie spozycjonuje" w trakcie konferencyjnych dyskusji. Innymi słowy: przeświadczenie, że można zaangażować się w agresywny w formie i prymitywny w treści protest bez konsekwencji dla społecznej roli naukowca jest bardzo naiwne (zwłaszcza w tak "miękkich" dyscyplinach jak socjologia...).

Zinterpretowałem otaczającą mnie rzeczywistość, ale czy da się z tego obrazu wywieść jakieś wnioski ogólne? Jeśli chodzi o diagnozę, to zapewne mało odkrywcze: polskie środowisko naukowe (mówię tu zwłaszcza o naukach społecznych i humanistycznych) zatraciło swój ethos - wolne od uprzedzeń poszukiwanie prawdy (wyrażone w przysiędze doktorskiej) zastąpione zostało ideologicznie motywowaną walką, w której za oręż uznaje się stopień lub tytuł (zdobyte w obszarze wiedzy dalekim od kwestii aborcyjnej). Jeśli chodzi o rokowania: podział w środowisku naukowym ujawniony przy okazji protestu aborcjonistów nie zniknie - będzie eskalował, bo stanie się argumentem (według mnie: bardzo silnym) świadczącym o niskim poziomie elementarnych kompetencji akademickich (umiejętności dialogu, zrozumiałego artykułowania myśli, operowania pojęciami abstrakcyjnymi). Pozostaje tylko bacznie śledzić poczynania nowego ministra nauki - pracy do wykonania ma bardzo wiele*.

O proponowanych zmianach systemowych w szkolnictwie napisałem nieco więcej tutaj


Konradio
O mnie Konradio

Z małej wioski trafił do wielkiego miasta, gdzie próbuje czynić świat ciut lepszym, póki ma jeszcze czas...

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo