To był czwartek. W piątek rano w szkole zastałam tylko kilkoro uczniów. Wczoraj minęło 35 lat od wydarzeń, które dziś uchodzą za symbol upadku komunizmu, czyli upadku muru berlińskiego.
Jak było naprawdę, to opisałam w książce, która od wielu lat nie może doczekać się publikacji, ale w końcu udało mi się znaleźć wydawcę. Dlaczego tak długo to trwało? Cóż, właśnie tam opisuję to, o czym śmiał powiedzieć prosto w twarz niemieckiemu kanclerzowi niemiecki dziennikarz, Marko Martin.
Przecieram dziś oczy ze zdumienia i czytam na portalu Onet (sic!), który podaje za Sueddutsche Zeitung jego wypowiedź: „W ciągu 15 minut Marko Martin dokonał zasadniczej rewizji 35 lat historii. Steinmeier był wściekły”
Co takiego strasznego powiedział ten człowiek, który w czerwcu 1989 roku, jako młody chłopak, uciekł z NRD? Powiedział prawdę. Jak czytam: „Marko Martin podkreślił, że jesienią 1989 r. tylko nieliczni obywatele NRD zdecydowali się na sprzeciw wobec komunistycznych władz. – Miliony obywateli nie wyszły wtedy na ulice, lecz wyczekiwały w swoich mieszkaniach za zasłoniętymi firankami na dalszy rozwój wypadków – mówił. — Do dziś weterani protestów są izolowani, podczas gdy dwie proputinowskie partie (AfD i BSW – red.) odnoszą przygniatające sukcesy – dodał. (…) Przypomniał o antypolskich nastrojach panujących w NRD po powstaniu Solidarności w latach 80. W szerokich kręgach wschodnioniemieckiego społeczeństwa pytano, dlaczego Polacy ‘zamiast pracować, strajkują, domagają się wolności i grają nam na nerwach’. – Podobne postawy występowały także w Niemczech zachodnich – zaznaczył mówca, przypominając, że wpływowy polityk SPD Egon Bahr w 1982 r. nazwał Solidarność "zagrożeniem dla światowego pokoju".
Byłam w podobnym wieku jak autor powyższych słów i w tym samym czasie byłam w NRD. To tam widziałam, czułam i doświadczyłam osobiście zakłamania, którego stopnia nie da się oddać w języku polskim. Wiele moich poprzednich tekstów poświęconych Niemcom bazuje na moich obserwacjach i doświadczeniach. Dlatego ta wypowiedź, umieszczona na Onecie tak bardzo mnie zdziwiła. Dlatego te słowa padły teraz, gdy w Stanach Zjednoczonych wygrał wybory Donald Trump, a w Niemczech zapanowała panika, upadł rząd Olafa Scholza? Zadaję sobie pytanie, co się kryje pod tym nagłym zwrotem, pod tym teatrem, który z udziałem Martina rozegrał prezydent Steinmayer?
Nie wierzę, że nikt nie znał wcześniej przygotowanego przez Martina przemówienia. Pytanie tylko, po co teraz nagle Niemcy będą się przymilać do Polski…
I mam niestety przeczucie, że chodzi o coś innego niż uznanie naszych zasług w obaleniu komunizmu. Łechtanie naszego ego ma pewnie coś wspólnego z tym, co dzieje się za naszą wschodnią granicą i z tym, że ktoś musi za to wszystko zapłacić.
I zgadnijcie, kogo mam na myśli.
- https://wiadomosci.onet.pl/swiat/spiecie-z-udzialem-prezydenta-niemiec-z-polska-w-tle-doszlo-do-ostrej-polemiki/zt7l8zp
Inne tematy w dziale Kultura