konglomeratka konglomeratka
78
BLOG

Trochę kultury! – czyli kultura ocalona

konglomeratka konglomeratka Teatr Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
Byłam w zeszłym tygodniu w Teatrze Wielkim na spektaklu operowym. Oprócz przedstawienia, oglądałam także... publiczność.

W operze bywam od czasu do czasu, nie jestem jej stałym bywalcem, ale także nie jest to dla mnie miejsce nowe i obce. Powiedzmy raz na dwa może trzy lata wybieramy się z mężem na operę, dzieci w tzw. międzyczasie czasem na balet lub mniejsze wydarzenie artystyczne, np. w ramach „Szalonych dni muzyki”. Bywam na tyle rzadko w operze, że zauważam pewne zmiany, dostrzegam w dłuższym okresie niejako trendy. Głównie chodzi o sposób bycia publiczności. To trochę tak, jak widujemy raz na jakiś czas dzieci swoich znajomych i widzimy, jak się zmieniły od ostatniego razu…

Otóż, dawnej, jakieś mniej więcej piętnaście lat temu, coraz bardziej dostrzegalny był pewien obyczaj, który mnie martwił, a mianowicie programowa niedbałość o strój w takim miejscu jak Teatr Wielki czy Filharmonia Narodowa. Coraz więcej osób świadomie (a może nieświadomie) łamało dress code obowiązujący zwyczajowo od wieków w takich miejscach i przychodziło w porozciąganych swetrach, podartych jeansach, przepoconych bezrękawnikach z kieszeniami, rozchełstanych koszulach flanelowych w kratę i brudnych butach. Na zasadzie – ach! Wpadłem na spektakl z rozpędu… Prosto z budowy wpadłem się „odchamić”. Przechodziliśmy z tragarzami i wdepnęliśmy do teatru.

Kiedy parę lat temu byliśmy z mężem na „Nabucco” miałam wrażenie, że tylko my ubrani jesteśmy na galowo, czyli ja w sukienkę, odpowiednio dobrane buty, a mąż w garnitur, czym zwracaliśmy na siebie uwagę mas w trampkach i bluzach.

Teraz było zupełnie inaczej. Gdy podjechaliśmy pod teatr, było wyjątkowo ciepło, ale za to lał deszcz, więc mąż wysadził mnie przed wejściem i pojechał w poszukiwaniu miejsca do zaparkowania samochodu. Czekając na niego w hallu, obserwowałam zbierającą się publiczność. Przez kilkanaście minut przed moimi oczami przewiał się korowód widzów w różnym wieku i coraz bardziej podnosił mnie na duchu i wprawiał w radosny nastrój. Otóż absolutna większość wchodzących miała na sobie stroje wieczorowe, a przynajmniej koktajlowe. Starsze panie w garsonkach, czasem trochę gorzej dobranych spódnicach i sweterkach, ale widać było, że choć skromnie, także starały się ubrać odpowiednio wykwintnie. Panowie w garniturach, a młodzież… Młodzież zachwyciła mnie podwójnie. Po pierwsze dlatego, że było jej stosunkowo dużo, a po drugie dbałość o elegancki i odświętny wygląd był wśród tam obecnych młodych ludzi normą. Szczytem elegancji odznaczyła się pewna grupka dziewczyn i chłopaków, gdzie jeden z młodzieńców był nawet w muszce.

Ponieważ przedstawienie oferowało aż trzy przerwy pomiędzy aktami, można było wielokrotnie przechadzać się po przestronnych foyer i przyglądać się mimochodem innym ludziom. Wśród nich tylko jeden osobnik był w jeansach i trampkach (ale czystych) i samej koszuli. Pozostali ubrani „na bogato”. Zaczęłam się zastanawiać, jak to się stało, że po paru latach widać taką odmianę. Po pierwsze - najwyraźniej jesteśmy jako społeczeństwo bogatsi. I w takich miejscach i przy takich okazjach chyba to najłatwiej dostrzec.

Doszłam także do wniosku, że to zasługa coraz hucznej celebrowanych studniówek. Bo gdzie można się wybrać w zakupionej na taką okazję sukni? O ile dla panów garnitur nadal jest dość powszechnym strojem w wielu miejscach pracy, o tyle kobieta raczej nie chodzi tam w długich sukniach. Opera, filharmonia, teatr… Tam można ubrać się równie odświętnie, co na studniówkę.

Widok młodych ludzi w pięknych strojach sunących po sali w rytm poloneza, był dla mnie zawsze bardzo wzruszający. Zwłaszcza, kiedy to byli moi synowie. Ale nie tylko. Ktoś zamieścił chyba na Instagramie nagranie z jakiejś ubiegłorocznej studniówki w jednym z polskich liceów i także zaszkliły mi się oczy, gdy go oglądałam. Albo się starzeję, albo po prostu… piękno wzrusza.

Dla mnie to piękno ujawniło się nie tylko w samym przestawieniu operowym, ale także poprzez widok pięknych ludzi. Nie wiem, co mnie w tym wszystkim tak bardzo cieszy, ale naprawdę ta obserwacja bardzo podniosła mnie na duchu. Bo celebracja wyjątkowych chwil, jakimi są spektakle czy uroczyste koncerty muzyki klasycznej, aż się prosi o wyjątkową oprawę, do której bez wątpienia należy strój. I skoro młodzież także dostrzega wyjątkowość takich miejsc, to znaczy, że całkowity upadek kultury być może zostanie nam oszczędzony. Kultura broni się sama i ocaleje.

Sam fakt, że Sala Moniuszki wypełniona była do ostatniego miejsca, a na bilet należy „polować” kilka miesięcy wcześniej, świadczy o tym, że jest wielu ludzi spragnionych tej tzw. wysokiej kultury. Ludzie pragną wyjątkowości i piękna. Choćby dość trudnego w odbiorze, jak w powszechnym rozumieniu jest odbierana opera. A ostatnimi laty nasza Opera Narodowa naprawdę stoi na bardzo wysokim poziomie artystycznym i najwyraźniej takiej perfekcji ludzie pragną i zapłacą za to nawet spore pieniądze, choć nadal o wiele mniejsze niż na przykład za koncert światowych gwiazd pop czy rocka.

Gdy się jednak dobrze zastanowić, to przecież dziewiętnastowieczne opery były tym, czym obecnie są popularne musicale. Wszystkiego jest dużo: dużo śpiewu, dużo tańca i ruchu scenicznego, dużo wizualnych efektów specjalnych - oczywiście na miarę możliwości scenograficznych wewnątrz budynku… Dość wspomnieć, że na spektaklu „Rigoletto”, na którym byliśmy, brawa dostawała scenografia, jak tylko ukazała się oczom publiczności spod unoszącej się kurtyny, podobnie było na „Madame Butterfly” , a w „Nabucco” oklaskiwaliśmy na scenie konie.

Szacunek dla sztuki, dla miejsca, dla drugiego człowieka wymaga przecież jakiejś formy, przecież nawet mówi się, że szata czyni człowieka… Przyodziewa się ciało, by nadać mu charakter, godność, jakąś rangę, jakiś nawet prestiż. Ubierasz się odpowiednio do sytuacji… Godność nawet ubierasz w specjalne słowa… Nadajesz godność, nadajesz tytuł dobierając słowa jak magiczne zaklęcia… Ubieranie ma bardzo ważną funkcję…

Coś mi dziś „ubieranie w słowa” tego, o czym miałam napisać, nie idzie. Trudno.

Nie będę tutaj wystawiać recenzji, bo nie czuję się do tego upoważniona, ale zachęcam każdego, kto chce poobcować z prawdziwą kulturą, aby wybrał się do Opery Narodowej. 

Ratujmy kulturę! Siup w garnitury i suknie i... do opery!


myślę więc piszę i piszę, żeby wiedzieć, co myślę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura