Jak zwykle zakopani we własnych polach buraczanych pojęcia nie mamy, co sie na bożym świecie dzieje.
A dzieją się rzeczy takie, których wcześniej nie było.
Oto poważany człowiek, astronauta, uczestnik wyprawy Apollo 14, doktor Edgar Mitchell ogłasza w jednej z radiowych rozgłośni, że był już w latach swoich aktywnych podróży na Księżyc dobrze obeznany z faktem, że obcy tu bywają a wręcz po prostu - są i pozostają w kontakcie z ludzkością, a ściślej - z pewnym dość wąskim gremium, od kilku dekad.
Jak dodał Mitchell poziom zaawansowania technologicznego tych gości jest taki, iż gdyby byli do nas wrogo nastawieniu, nie byłoby, nas Ziemian, tutaj od dawna.
Wyglądają, jak to określa szósty człowiek na Księżycu, całkiem podobnie do wizerunków krążących od dość dawna w środowiskach nie traktowanych zwykle zbyt poważnie przez naukowców i polityków.
Wypowiedzi Mitchella mają spory ciężar gatunkowy, gdyż jest on, a raczej był do tej pory, bo pewnie zaraz mu jakąś demencję wymyślą, poważnym, powszechnie poważanych człowiekiem nauki i jednym z bohaterów romantycznej epoki podboju kosmosu.
Internetowe fora (nie w naszym grajdole rzecz jasna) pęcznieją od komentarzy i analiz jego oświadczenia. Ma to być podobno element szerszej kampanii pod hasłem "disclosure".
Przypomina się często i gęsto naradę sprzed kilku miesięcy w jednej z ważnych oenzetowskich agend. Spotkanie, którego oczywiście oficjalnie nie było i wcale to a wcale nie omawiano na nim strategii "disclosure".
Oczywiście zaraz rzucą się na mnie przygłupy, także te uczone, że "znów ogórkowe tematy", że to "kryptoreklama X-Files". (BTW - takie filmy jak "X-Fles" sa uważane za jeden z elementów wielofrontowej i wieloletniej kampanii "oswajania" ludzkości z TĄ MYŚLA).
Co tam jednak... Zobaczyć miny tych wszystkich przygłupów, także tych uczonych, jeszcze za swojego życia...
...BEZCENNE!
Inne tematy w dziale Kultura