Republika Czeska czeka wyrok swojego Trybunału Konstytucyjnego, który orzec ma czy Traktat Lizboński jest zgodny z nadwełtawską konstytucją.
Jeśli czescy sędziowie odrzucą to niezgrabne, opasłe traktacisko, to co?
Czy elity europejskie a za nimi nasze rodzime papugi, nazwą ich "zmanipulowanymi" i "podatnymi na demagogię" ignorantami?
Nawiasem mówiąc, z nieco podobnych powodów wciąż nie zamknięta jest w sensie formalnym procedura ratyfikacji w kraju najaktywniejszych promotorów tego eurokratycznego nieporozumienia.
Jednak, o ile w Niemczech to chyba jednak tylko formalność, o tyle werdyktu czeskiego eurotomania wyczekuje z niepokojem, są bowiem poważne podstawy, by przypuszczać, że Czesi traktują kwestię zgodności swojej ustawy zasadniczej z traktatem całkiem serio.
Inaczej niż w innych krajach. Idę o zakład, że gdyby po kolei uczciwie porównywać lizbońskie opus z konstytucjami państw członkowskich, to w większości a może nawet we wszystkich przypadkach traktat by padł.
Piszę o tym trochę w odpowiedzi na irytujące popędzanki pod adresem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, aby w te pędy podpisał i ratyfikował.
Zaraz!
Piekarnia?
Po pierwsze coś tam było wcześniej ustalone i umówione z premierem, więc niech to będzie dotrzymane.
Znając wyrywność do pracy rządu PO, rzeczywiście warto dotrzymać ich za słowo w sprawie owej ustawy kompetencyjnej.
Zwłaszcza, że po Irlandii cała Europa mówi o tym, aby "sobie dać czas".
Czesi nie śpieszą się i spokojnie, dokładnie, czytają.
I chyba tej czeskiej dokładności się "brukselczykowie" obawiają najbardziej.
Inne tematy w dziale Polityka