Żal mi się wczoraj wieczorem zrobiło Joasi Lichockiej i wszystkich (no, może większości) zgromadzonych w telewizyjnym studiu po emisji filmu o książce historyków IPN-u, gdy puścili znane archiwalne klatki i zatroskaną solidarnościową balladę.
Był to taki trochę odruch rozpaczy.
Wierzę, że nawet najzatwardzialszym prawicowcom i lustratorom jest po prostu żal.
Żal nie tylko idei ale kawałka swojego życia i swojej, autentycznej wiary.
Żal jest im prawdy.
Bo "Solidarność" była także właśnie tym.
Prawdą.
Łykiem orzeźwiającej, szczerej, prawdy po latach PRL-owskiego kłamstwa i "dwumowy".
A teraz dowiadują się, że tamta ich prawda nie była prawdą.
A może inaczej - prawda nie należała do nich, tylko do ich wrogów, bo tylko oni ją znali i wiedzieli, czym w rzeczywistości jest prawda, w którą wierzą miliony.
I ta nie-prawda miała dalszy ciąg w tzw. "wolnej" i jeszcze bardziej tzw. "demokratycznej" Polsce.
Kłamstwo, o którym właściwie każdy wiedział, ale nikt otwarcie nie mówił. Przepraszam, niektórzy mówili, ale to oni właśnie byli nazywani kłamcami.
Senator Romaszewski na początku dyskusji powiedział rzecz prostą o prawdzie.
Innej drogi nie ma. Na niczym innym niczego trwałego nie da się zbudować.
Potem było o tym, jaka prawda i, czy prawdą jest to co Cenckiewicz z Gontarczykiem wyciągają z archiwów.
Ja nie wiem. Nie mnie oceniać. Pewnie przy pierwszym ostrzejszym kontakcie z SB, narobiłbym w gacie ze strachu i taka może jest moja prawda.
Wiem, że to, co przedstawiano nam, podtykano i pokazywano w telewizji przez lata, prawdą nie było.
Kłamstwo właśnie się wali w drobny pył.
Pytanie, na czym budować będziemy teraz?
Inne tematy w dziale Polityka