Tak z ręką na sercu - czy komuś jest żal trzymanych na muszce w Almelo urzędników.
Jak dla mnie, osoby po doświadczeniach z urzędem stołecznej gminy Wawer, mógłby spokojnie pociągnąć za cyngiel...
Czytam, że "miał tylko ustną zgodę miejskich radców" na otwarcie lokalu.
Nawet, gdyby to była prawda, w co trudno uwierzyć, bo trudno w ogóle wyobrazić sobie, że ktoś inwestuje tyle forsy po jakiejś gębnej dogoworce - ale z drugiej strony - to Holandia, więc, kto wie.
Ale, nawet gdyby to była prawda, to zmiana tej decyzji jest po prostu robieniem obywatela w bambuko.
A nie każdy robiony w bambuko obywatel, zacina się w sobie i poprzestaje na obiecaniu sobie i najbliższym, że "on w najbliższych wyborach to dopiero im pokaże".
Niektórzy biorą sprawy - a raczej - spluwy - w swoje ręce i rozliczają włodarzy metodą bardziej bezpośrednią niż wybory.
Tak jak napisałem, zostałem trochę podobnie do tego pana z Almelo doświadczony przez miejskich łapów..., tj. urzędników. Było to kilka lat temu. Gdy widziałem te ironicznie uśmiechnięte gęby i niewidzialne, ale wyraźnie wyczuwalne, łapska wyciągnięte po..., no wiecie po co.
Gdy czekałem na ich decyzje i podpisy, przebierając nogami z powodu napiętych terminów innych pozwoleń, po głowie chodziły mi wówczas różne myśli. Ale tyle determinacji i wściekłości, ile ma w sobie ten człowieka z Almelo, jednak w sobie nie znalazłem.
Jestem prawie pewien, że tamten facet został rzeczywiście oszukany przez tych urzędasów. Jego reakcja to inna sprawa.
Jeśli zrobi, to na co ja, chodząc po wawerskich gabinetach, miałem ochotę, to będzie to wcale niezły przykład.
Cóż, skoro inne metody na nich nie działają, to może z tej dramatycznej historii wypłynie przynajmniej jakiś wychowawczy morał.
Inne tematy w dziale Polityka