"Wk... mnie, że dozorca mojego kraju jest kretynem albo niekompetentnym ignorantem".
Tako rzekł Kazik Staszewski i (tadą!) nie miał najwyraźniej na myśli prezydynta, tylko, o zgrozo, premiera. Tak, właśnie tak. Naszego najukochańszego, piewcę cudu, miłości i uroków dalekich Andów, Donalda.
Nie wierzycie? A z tego co niby wynika.
Też w pierwszym momencie pomyślałem, że Kazikowi chodzi o Lecha Kaczyńskiego i już zacząłem widzieć te wielokrotne cytaty i pełne zrozumienia, choć i dystansu z uwagi na "specyficzny" język, kiwanie autorytatywnych łepetyn.
Kazik bardziej wprost wali w PSL, nazywając Pawlakowców "najbardziej szkodliwą partią na polskiej scenie politycznej".
Dalej jest o "cudach na kiju" obiecanych przez Tuska.
"Powoli zaczynam życzyć Platformie jak najgorzej" - kończy artysta, który w pewnych kręgach i pokoleniach jeszcze sie mocno liczy.
Ja oczywiście "nie jestem zwolennikiem" "specyficznego jezyka", w którym pan Staszewski formułuje swoje przemyślenia.
Ale pan ten przyzwyczaił juz nas, że bardzo często mówi dosadnie i wprost to, co mysli wielu, tylko jakoś "nie uchodzi" im to wypowiedzieć.
Zważywszy niedawne wspomnienia i atak byłego premiera na prezydenta, można dojść do wniosku, iż nastał "czas Kazików".
Ja już wybrałem, którego Kazika wolę, a wy?
Inne tematy w dziale Polityka