Książka historyków IPN kompromituje nie tyle Lecha Wałęsę, a przynajmniej, nie Wałęsę z lat 70-tych, ile pierwsze lata i pierwsze rządy (może poza Olszewskiego) "Rzeczpospolitej Okrągłostołowej".
Tyle wiadomo z pierwszych, nieoficjalnych na razie, doniesień i recenzji, na temat jej treści.
Oczywiście zgadzam się z tym, że trzeba ostrożnie, z wielką rezerwą podchodzić do tego co pisali, tworzyli i manipulowali esbecy.
Dlatego tamten robotnik, który "coś tam podpisał" w sytuacji osamotnienia, lęku i szantażu, którego najpewniej zmanipulowano a i fałszywkami gęsto również się posługiwano, by mu zaszkodzić, nie budzi we mnie nienawistnych uczuć.
Sam nie wiem, jak zachował bym się w takich sytuacjach, co zrobił. Czy nie pękłbym i nie pozwolił się złamać.
Po prostu nie wiem, za młody jestem. Nie przeżyłem - nie oceniam zwykłego szaraka, jakim wtedy był Wałęsa.
Ale, jak mi się zdaje, mogę już pokusić się o wystawienie oceny bohaterowi solidarnościowej walki, prezydentowi Niepodległej. A to czemu wówczas Wałęsa patronował, co działo się w "resortach" i w archiwach, to jest dopiero kompromitacja.
Manipulacje i łamanie prawa znajdować mają potwierdzenie w publikowanych przez IPN-wskich historyków dokumentach. Podobno byli tacy w gremiach decyzyjnych, którzy próbowali to powstrzymać, ale robili to słabo i cicho.
Tych, którzy wówczas o tym głośno mówili, nazywano wtedy oszołomami, inwigilowano ich i metodami operacyjnymi spychano na margines.
Takie rzeczy działy się, gdy, jak to powtarzali wówczas w telewizji znani aktorzy, "byliśmy wreszcie we własnym domu".
Że broni tych czasów Adam Michnik, którym był wtedy bogiem i Władysław Frasyniuk, także tamtegoczesny idol, nie dziwi.
Ale co wśród obrońców tamtych zgniłych czasów robi Władysław Bartoszewski.
Ale może nikt mu nie powiedział, że tym razem nie chodzi o dyplomatołków.
Inne tematy w dziale Polityka