Tylko nas, bogaty, opływający forsą i słodkimi kłopotami przesytu, naród, stać na takiego prezydenta.
A co!!!
Co to dla nas, kawalerzystów, kilkaset milionów i kilkaset etatów urzędniczych dla prezydentury, której uprawnienia, co się ostatnio często i gęsto dowodzi, są prawie żadne, bo prawdziwą władzę ma w Polsce rząd.
Joanna Lichocka marudzi dziś w “Rzepie” na Lecha Kaczyńskiego, że niby “nie wykorzystał szansy”, że, jak ona to napisała, “być może dopiero czas rządów PO sprawi, że prezydent stanie się bardziej wyrazistą osobistością polskiej sceny politycznej”. I w ten deseń...
Jakiej, kurwa, szansy?!
Czy Wałęsa wykorzystał swoją szansę awanturując się i rozpychając Falandyszem prowizorium konstytucyjne, które przecież i tak dawało Wałęsinie dużo więcej prerogatyw niż obecnie panujący w Polsce bubel konstytucyjny.
Kwachu dziesięć lat rządził i założę się, że do historii (tej podręcznikowej – dla niespecjalistów) nie wejdzie.
Prawda, w sensie biznesowym, to i może on oraz jego otoczenie wszystkie związane z prezydenturą “szanse” wykorzystali
Kaczor dobiega półmetka kadencji i naprawdę nie jestem w stanie mu doradzić, co, w ramach tej prawnej tandety, wśród której poruszają się nasze instytucje państwowe, miałby zrobić, aby “wykorzystać szansę”.
Zacznie się rozpychać, to go zaraz od awanturników wyzwą media, szybciej nawet niż to zdąży zrobić Tusk i Platforma. Będzie siedział cicho i wieszał te ordery, to go od nierobów zwymyślają.
Miałbym taki przewrotny plan, aby się jednak rozpychał i zbierał oświadczenia oraz interpretacje obozu przeciwnika, że nie wolno mu tego i tego, i jeszcze tamtego. W ten sposób w sam raz na kolejne wybory prezydenckie nazbiera sie niezła kupka, takie archiwum prezydenckiej impotencji.
Tuskowi, startującemu do Urzędu w 2010 taka lista mogłaby nieco zepsuć nastrój…
Ten plan nie bierze jednak pod uwagę obowiązującej w mass mediach i wśród autorytatury i profesury zasady, że nieważne co – ważne – kto.
Inaczej mówiąc to, co obecnie stanowi “naruszanie ustawy zasadniczej” może się za kilka lat zapominalskiej publice prezentować jako “realizację przynależnych uprawnień”
Może teraz czas na jakąs konstruktyną propozycję.
Przy takich marnych prerogatywach prezydent logiczna jest zmiana sposobu wyboru prezydenta. Mogłoby go wybierać przez Zgromadzenie Narodowe. I tak jest zawsze partyjny, więc jaki sens ma dziamganie o “prezydencie wszystkich Polaków”
Z drugiej strony – jesli zostawiamy wybory powszechne prezydenta, to logiczne byłoby mu powiększyć zakres uprawnień. Ale to przecież “aj, waj” najgorsze z możliwych dla aktualnie konkurencyjnej wobec urzędującego siły politycznej
No i taka kukła zostanie, bo przecież my uwielbiamy te nasze drogie, słomiane inwestycje…
“Miś” wiecznie żywy.
Inne tematy w dziale Polityka