"Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki".*
Po co — pytają zdystansowani sceptycy. — Jakim prawem — oburzają się etycy, nie tylko religijni.
Wspomina się o nim raczej rzadko. Przeciętnemu słuchaczowi lekcji religii w świadomości tkwi przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie, owoc poznania dobra i zła, który położył kres rajskiej ignorancji rodzaju ludzkiego. A już zupełnie mało kto zdaje sobie sprawę, że owoce drzewa życia nie zostały człowiekowi początkowo wyraźnie zabronione. W stanie adamowym był więc potencjalnie nieśmiertelny.
Czy całą historię, kulturę, religię, twórczość człowieka można tłumaczyć bezmiarem żalu i zawiści o nieśmiertelność, którą Bóstwo zawarowało eksluzywnie dla siebie?
Stworzony z prochu ziemi, obdarzony wolnością wyboru i rozumem, aby go świadomie dokonywać, jak zauważa Stwórca, "stał się taki jak My". Wszelako należy to uznać za wypowiedź czysto kurtuazyjną, bowiem różnica między nami (nami a Bogiem) jest nieskończona.
Człowiek nigdy się z nią nie pogodził.
Żyjący w tym samym mniej więcej, mitycznym czasie, co prarodzice, a nawet w tej samej okolicy, jegomość o imieniu Gilgamesz znagła porażony zostaje rozmiarem tej różnicy, konstatując nad grobem przyjaciela z niejakim zdumieniem: "Więc i ja umrę, i będę jak Enkidu?".
I już nic już nie było takie jak przedtem.
Pewnego siebie mezopotamskiego Schwarzeneggera poczęły toczyć niepokoje egzystencjalne, rdza przemijania, udręka świeżo uświadomionej małości. Nie pomogły wędrówki po świecie w poszukiwaniu Życia, petycje do nadprzyrodzonej instacji, counselling u najbardziej cenionych w owym czasie mędrców. "Władca, który wszystko widział a przejrzał, widział rzeczy zakryte, wiedział tajemne", musiał, tak czy owak, pożegnać się ze światem, jak każdy inny śmiertelnik. Nieśmiertelność zyskał jedynie w sensie symbolicznym, utrwalony w eposie, którego gorzkie żale nad losem do dziś odprawiamy.
Pełną niezmiennej goryczy wymowę mają powtarzające się w kulturach i literaturach mity o nieuchronności przemijania i śmierci. Orfeusz wstrząsa trzewiami Hadesu ale i tak traci to, co kocha. Faust rozpaczliwie wzywa czas do zatrzymania się (Du bist so schön!). Wszystko na nic. Optymistyczne finały z gatunku "... żyli długo i szczęśliwie" to tylko odłożenie w czasie tego, co zawsze, bez wyjątku i odwołania, finalizuje historię śmiertelnika.
Byłoby zupełnie beznadziejnie, gdyby nie wiara. Kto wierzy, że religia przez zmartwychstanie, niebo i życie wieczne, daje człowiekowi to, od czego został odcięty w Księdze Rodzaju, może zaznać nieco spokoju.
Tylko dlaczego trzeba najpierw umrzeć?
Chwileczkę, zaraz... , hm... , załącznikiem do puszki Pandory jest, jak wiadomo, nadzieja, a ta jest matką... wynalazków...
C. D. N.
–––––
* Księga Rodzaju 3, 21. Biblia Tysiąclecia, wydanie trzecie poprawione, Poznań - Warszawa 1980.
Inne tematy w dziale Kultura