3. marca 2019 roku. Wskutek braku zadowalającej odpowiedzi na ostatnie ultimatum wojska chińskie przekraczają granicę z Rosją. Szybko zajmują Syberię. Armia rosyjska broni się chaotycznie i nieskutecznie, sparaliżowana cyber-atakiem na system łączności.
Już kilka dni wcześniej oddziały specjalne chińskich hakerów obezwładniły rosyjskie baterie rakiet nuklearnych.
Konfliktu atomowego nie ma, bo pragmatycznym Chińczykom nie zależy na zagładzie życia na Ziemi.
Wręcz przeciwnie – walczą o to życie, o to, co jest jego źródłem i ostoją.
O wodę.
Wspiera ich pół Azji i cała wyschnięta na wiór Afryka.
Nie może być tak, że ogromne rezerwy na prawie nie zaludnionych północnych terenach są strzeżone zazdrośnie przez mocarstwowego „psa ogrodnika”, podczas gdy miliony ludzi umiera z pragnienia.
Ten motyw chińskiej propagandy przekonuje wysuszoną część świata. Zamyka usta Amerykanom, którzy zresztą wcale nie żałują kłopotliwej i prężącej bezpodstawnie muskuły Rosji. Ostatecznie przekonuje ich koncepcja wojny bez użycia broni masowej zagłady.
Woda to nie ropa.
Ropa naftowa to tylko epizod w historii cywilizacji. Epizod ten dobiega końca. Czy zakończy się to zapaścią, czy nie, czy zastąpi ją coś równie efektywnego energetycznie, czy trzeba będzie zejść o szczebel niżej, ludzkość może się bez ropy obejść, tak, jak czyniła to przez wieki.
Bez wody, podobnie jak bez powietrza, życia, nie tylko ludzkiego, nie ma.
Jeśli ktoś zabiera wam dostęp do powietrza, to was dusi. Walka z nim to walka w obronie własnej.
Podobnie jest z wodą. Tak przynajmniej swoją syberyjską ofensywę uzasadniają Chińczycy.
Ich ultimatum złożone trzy tygodnie wcześniej Moskwie dotyczyło możliwości budowy systemu rurociągów z terenów Syberii i rejonu Arktyki, które odprowadzałby część ogromnych tamtejszych rezerw słodkiej wody z terenów nie zaludnionych na południe, do Chin, do środkowej Azji, do Indii, które zobowiązały się zachować neutralność aby móc uczestniczyć w „podziale wody”, na Blisko Wschód i dalej do Afryki.
Tereny Syberii to kilkanaście procent światowych odnawialnych zasobów wody. Mieszka zaś tu zaledwie marny ułamek odsetka ludności świata.
Tak krzyczącą niesprawiedliwość (dla lewicowców) ewentualnie nieracjonalność (dla prawicowców) trzeba naprawić koniecznie.
Rosja, owszem brała pod uwagę podzielenie się tym bogactwem, ale nie za darmo. Traktowanie przez nią „rynku” wody analogicznie jak ropy i gazu zostało na świecie odebrane jako „niegodne”, zwłaszcza, że głównymi potrzebującymi, są tu, w odróżnieniu od paliw, kraje biedne i nierozwinięte.
Wykorzystują to Chiny, od wielu lat odrywające rolę obrońcy państw afrykańskich oraz innych biednych i pokrzywdzonych.
Lansują koncepcję „nierynkowego spojrzenia” na równomierną dystrybucję światowych zasobów wody.
Bo ilość wody na kuli ziemskiej jest stała. Na przykład przez parowanie, kondensację w chmurach, opady, odpływy itd. krąży po naszej planecie 577 tysięcy kilometrów sześciennych wody. Ta ilość się nie zmienia.
Życiodajnej cieczy więc nie będzie więcej, ani mniej. Jest i będzie tyle samo. Tyle, że nierównomiernie rozprzestrzeniona po świecie. Na ogół jest jej dużo tam, gdzie nie mieszka zbyt wielu ludzi, np. w Amazonii czy na Syberii.
Wojna po kilku tygodniach dobiega końca. Na Uralu powstaje linia demarkacyjna „międzynarodowej zasobowej strefy mandatowej” pod zarządem Chin oczywiście.
Po kilku miesiącach ruszają prace na nitkami wodociągów. Rury szybko docierają do spragnionych, zagrożonych ekologiczna zapaścią, północnych Chin, gdzie zatruta i nie nadająca się do użytku woda z Hung-he i tak nie dociera do morza.
Blisko dwa miliardy Chińczyków spokojniej myśli o przyszłości.
Druga nitka na Bliski Wschód i dalej do Afryki, ślimaczy się. Państwa zachodnie, które miały finansować przedsięwzięcie w ramach programu pomocy dla zacofanych regionów, SA krytykowane za nieudolność, opieszałość i rzeczywisty brak chęci pomocy dla biednych.
Chińczycy zastanawiają się, jak, skoro już napoiły swoja gigantyczną gospodarkę, sięgnąć po inne bogactwa „strefy mandatowej”…
Inne tematy w dziale Polityka