... a dokładnie jego poczucie.
Przeleciałem właśnie Salon24, a trzeba wiedzieć, że ostatnio nie za wiele mam czasu na takie przyjemności, i zauważyłem ciekawe zjawisko.
Zawsze gotowi na cierpką ironię i dowcipkowanie, bojownicy frontu walki z kaczyzmem tracą ten swój dystans i sarkazm.
Potrafią sobie jeszcze podworować i poszydzić, gdy ktoś, jak np. "@ w czerwonym" rozpacza po wyborach.
Tracą jednak dystans, gdy pisiory, np Rybitzky, ważą się na to, co do tej pory było domeną antykaczystów - kpiny z nadchodzącej z tupotem stada słoni błyskającego tuskami na słońcu nowej władzuchny.
Jeszcze przed wyborami zauważyłem to naprężenie u znanego mi wcześniej raczej jako dość wyluzowany człek, eumenesa.
Wpadł do mnie na blog, nadęty, że kampania PiS to tylko chamstwo, w odróżnieniu od czystego Wersalu w wykonaniu PO, rzecz jasna.
Kiedy podałem mu konkretne przykłady czegoś akurat dokładnie odwrotnego, nie zareagował.
Rozumiem, że to nowe naprężenie związane ze świeżo zdobytą władzą, zatyka człowiekowi pory, przez które normalnie ulatnia się z człowieka nadęcie i wchłania się z atmosfery dobry nastrój, humor i dystans wobec rzeczywistości.
Śmiech i dowcip to broń potężna. Nie wiem czy Platforma Obywatelska i rzesze jej internetowych sojournerów są przygotowane na obronę przed środkami z arsenału drwiny.
A zresztą - wiem. Wiem, że nie, bo na to nikt nie jest przygotowany.
A, że będzie sie z czego pośmiać - gwarantuję.
Inne tematy w dziale Polityka