Dlaczego posłanka Julia Pitera milczała dwa lata? Dlaczego nie zgłosiła do prokuratury próby szantażu, jakiej na niej miał sie dopuścić Jarosław Kaczyński?
Czy to nie rodzi podejrzeń, że zarówno ona jak i jej partia chcą w sposób instrumentalny wykorzystać te sprawę jako haka na finiszu kampanii wyborczej.
Czytamy w "WP":
"Julia Pitera w TVN24 powiedziała, że w 2005 r. za poparcie absolutorium dla Lecha Kaczyńskiego w Warszawie, prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zaproponował jej wycofanie apelacji w jej sprawie. Apelacja dotyczyła sprawy, którą wcześniej wygrała Julia Pitera. Zarzucam szantaż Jarosławowi Kaczyńskiemu - podkreśliła posłanka"
Wspomnienia pani poseł PO choć odległe w czasie, są całkiem wyraziste:
"Jeszcze nie był premierem. Był szefem partii. Ja wówczas zostałam wstrząśnięta, naprawdę wstrząśnięta, nie byłam w stanie mówić. Poszłam (...) na posiedzenie Rady Miasta Stołecznego Warszawy i okazało się, że wszyscy radni o tym doskonale wiedzą, że został kupiony głos radnej Pitery. Ja wówczas zagłosowałam wyraźnie przeciw, aczkolwiek miałam zamiar się wstrzymać, żeby się od tego odciąć (...)
To było bardzo tak ładnie powiedziane, bo to powiedziane było: "wiesz Julia, ja nie wiedziałem, myśmy nie wiedzieli, że została apelacja złożona do sądu. Wiesz, my ją oczywiście wycofamy, ale wiesz, no rozumiesz, no musisz poprzeć... (...)
Ja byłam wstrząśnięta" .
Julia Pitera otrząsnęła się z szoku dopiero dziś. I to akurat tuż przed wyborami. To ma tłumaczyć, dlaczego kryminalne zachowanie premiera zachowała dla siebie i nie podzieliła się swoją wstrząsającą wiedzą z prokuraturą
Hmm, CBA ma przynajmniej to alibi ze speckomisją...
A tak swoją drogą, czy Donald Tusk nie powinien pani Pitery wyrzucić Platformy z zarzutami podobnymi do tych, na których podstawie relegował Pichetę?
Przecież wiedziała o przestępstwie i nie powiadomiła kogo trzeba.
Inne tematy w dziale Polityka