Skoro leninowska z ducha nagroda norweskich parlamentarzystów powędrowała do znanego eko-demagoga, który od kilkunastu lat pierniczy bez sensu...
Bdelloid rotifer (tak go nazywa serwis BBC a po łacinie - Adineta ricciae) jest istotą o niebo bardziej pożyteczną niż Albert Gore, bo w odróżnieniu od niedoszłego prezydenta USA, nie jeździ po świecie z załganym filmidłem, nie uprawia prymitywnej, opartej na manipulacjach i półprawdach propagandy, tylko sobie cichcem pomieszkuje w stawach i sadzawkach.
Poza tym odróżnia go od Gore'a umiejętność mnożenia się bez seksu. Jest to o tyle istotne, że gdyby sztuki takiej dokonać potrafił ten lub inny eko-oszołom świat stanąłby w obliczu poważnego zagrożenia.
A tak poważniej czas by może wreszcie przestać traktować całe to spijanie sobie z lewackich dziobków i system milionowych zapomóg dla zielonych, czerwonych i kobietoidalnych propagatorów lewaczyzny jak prestiżową nagrodę.
Nie mogli np. po prostu uhonorować Rotha, który jest po prostu postępowym, ale przecież utalentowanym i uznanych pisarzem. O Llosie nawet nie wspominam, bo to dla nich faszysta i namroczniejsza sotnia.
Nie.
Sztokholmscy bolszewicy musieli wygrzebać prawdziwą towarzyszkę, tak jak poprzednio, wydłubali palanta literackiego pt. "Fo".
Co wspólnego z pokojem ma grupa spasionych na oenzetowskich grantach pseudonaukowców i jeden amerykański hipokryta.
Ciekawe, czy naukowcy, którzy dostają tę nagrodę za prawdziwe osiągnięcia, odkrycia, i pracę całego życia, dobrze się z tym czują?
Ech, to chyba głupie pytanie.
Kto by się czuł źle z dodatkowym milionem na koncie, nieprawdaż?
Komentarze
Pokaż komentarze (6)