No i co, wychodzi na moje. Chodzi o to, kto będzie miał "ostatnie słowo".
Debata Kwaśniewski-Tusk w poniedziałek o godz. 20.
Czyżby Kaczyński dał się okiwać Tuskowi z Kwaśniewskim?
Oczywiście Jarosław ma jeszcze pole do dryblingu - jako premier może przełożyć debatę i wykręcić się ważnymi obowiązkami państwowymi.
To boisko, a raczej piaskownica, doskonale pasuje do stylu tego nieszczęsnego pięknego Sławka, który oby odszedł w cień po wyborach, bo jest znacznie bardziej irytujący niż jego szef.
W piątek pokłócić się i poszarpać z Kaczyńskim. Potem podebatować poważnie z Kwasem jak na prawdziwych "mężów stanu" przystało.
That's the beauty of PO's campaign.
Zabawne to jest głównie dlatego, że ani Kaczyńskiemu, ani PiS-owi już teraz te debaty ani nie pomogą ani nie zaszkodzą.
Ta partia dotarła do pewnego pułapu poparcia, którego raczej już nie ma szansy przeskoczyć, bo zaraz za nią znajduje się mur najtwardszych przeciwników Kaczyńskich, ludzi, którzy nimi gardzą, bądź nienawidzą.
Pozyskiwanie nowych zwolenników wymagać teraz musiałoby bardzo trudnych, długotrwałych działań, przy założeniu, że nic niespodziewanego się nie dzieje.
Albo aktywizacji obywateli, którzy nigdy nie głosują.
W tej, krótkiej, skondensowanej kampanii nie było na to szans. Partie musiały sie skupić na mobilizacji swojego i pozyskiwaniu wahającego sie elektoratu.
A zatem ta zabawa w "kto będzie debatować ostatni", choć absorbuje media nad wyraz, jest zupełnie jałowa.
Inne tematy w dziale Polityka