Patrząc na hierarchię "pa czinu" to wejście Millera do stada Leppera jest po prostu wykonaniem przez tego ostatniego polecenia (może służbowego nawet) wydanego na wyższym szczeblu.
Człowiek gardzący tą strefą nie może się nie uśmiechać od ucha do ucha, słuchając spanikowanego Szmajdzińskiego, który w rozmowie z red. Olejnik powtarza "nie wierzę, nie wierzę".
Nie mój cyrk, nie moje małpy. Kłócą się. Wyrywają sobie banany - dobrze, tylko dobrze, bo przecież to ich osłabia.
Ktoś taki jak Miller pewnie prędzej czy później przejmie władzę w Samoobronie. Może stać się to zaskakująco szybko, jeśli Lepper pójdzie do kozy.
Wejście Millera będzie miało tę negatywną konsekwencję, że przyczyni się do wzmocnienia Samoobrony i wprowadzenia tego czegoś po raz kolejny do parlamentu, jako, być może, znaczącej siły. Tego betonu, co stanie za nim, starczy pewnikiem nie tylko, by przeczołgać się przez próg, ale, kto wie, ustabilizować wynik powyżej 10 proc.
Z drugiej strony - jeśli MIller zaprowadzi w tym grajdole swoje porządki, wprowadzi swoje wojsko, to i Samoobrona stanie się czymś innym, nie tyle lepszym, ale, jakby to powiedzieć, czymś w bardziej otwarty sposób związanym w "tymi, co wiecie".
Mnie powrót Millera przypomina "Selekcję II" (chyba to dwójka była) Łysiaka, w której zdradzony i zniszczony wydawałoby się capo di tutti capi, Vittorio Matta, wraca pośród krwi i zemsty.
Przy czym młodziak , który go wykończył (nam zrazu zdaje, że samodzielnie) jest tylko etapem na drodze do prawdziwego, znacznie większego bossa.
Vittorio Miller wraca, Olejniczak się już zaczął pocić, a jego zwierzchnik, "capo di tutti LiD-i" też już jest na celowniku.
Inne tematy w dziale Polityka