Kto pamięta jeszcze stare kroniki filmowe i tego, bardzo zdenerwowanego pana z wąsikiem, który, raz po raz rzucał w tłum demograficzną argumentację. Tak liczny wówczas „Ein Volk” (liczny jak dzisiaj) potrzebował dużo, bardzo dużo „Lebensraum”. Inne państwa, narody, nie miały racji nie tylko dlatego, że byli podludźmi, ale dlatego, że rację mają ci, których jest więcej i są silni. Dyplomaci mogą ściemniać, ale my tu między nami możemy wywalić to szczerze: w sporze o system głosowania, a co za tym idzie, decydowania w Unii Europejskiej, Niemcom chodzi o to, by to oni mieli najwięcej do powiedzenia. Ich plan co do konstytucji europejskiej nie przewiduje sytuacji, w której grono silnych, „twarde jądro” UE, musiało się liczyć, z jakąś tam wschodnią hołotą z Polską na czele. Niemcy mają własne plany np. w kwestii ułożenia stosunków z Rosją. Interesy Polski w ogóle w tych planach nie mają znaczenia. Mając instrumenty decydowania o europejskiej polityce zagranicznej, nasi zachodni sąsiedzi ułożą sobie politykę wobec Rosji według swoich priorytetów a Polska będzie mogła co najwyżej poprosić niemieckich przyjaciół o to, by łaskawie pozwolili podłączyć się do energetycznych projektów realizowanych przez nich razem z Rosją. Tylko ta Tarcza… Jak Polska może na „ich terenie” kombinować coś takiego z Amerykanami. Wracając do hitlerowskich źródeł myślenia pt. „rację mają ci, których jest więcej”. Osobnikom, którzy nas naglą do pogodzenia się z tym demograficznym totalitaryzmem, zaskakująco blisko jest do naszych rodzimych propagatorów hasła „siła w masie w rozrodczości narodu”. Na naszym podwórku jest to endecja z obecnym LPR jako najnowszym awatarem tej tradycji. Tak oto „Gazeta Wyborcza”, uznając niemieckie prawo „siły demograficznej” za logiczne i uzasadnione, mimowolnie lokuje się tuż obok formacji Romana Giertycha. To tylko taka chwila uśmiechu w ogólnie niewesołej sytuacji.
Inne tematy w dziale Polityka