Brońmy naszej młodej demokracji przed totalitarną rewoltą.
Włos staje mi dęba ze zdumienia, gdy czytam na blogu faceta o wyraźnie określonych pro-postkomunistycznych sympatiach takie oto rzeczy:
"...Ta wojna musi się rozgrywać na wszystkich płaszczyznach, musi przybrać różne formy. Od działalności medialnej, publicystycznej, słowem, piórem, Internetem – aż do uruchomienia ruchów społecznych, demokratycznych, oddolnych..."
Oczywiście reszta długiego manifestu naćkana jest frazeologią o "demokracji", ale jakiej, nie takiej, jaką znamy, cyklicznej, wyborczo-parlamentarnej, niedoskonałej jak każda demokracja, oczywiście, ale takiej, że lepszej na razie dla Polski nikt nie wymyślił.
Nie nad wpisem Azraela unoszą się brunatne, albo czerwone, jak kto woli, wapory demokracji ludowej, "plebiscytowej". Chodzi o "uruchomienie biernych mas", które oczywiście bierne zawsze były i będą, ale już "przewodnia siła" znajdzie sposób, aby uznać się za ich "wyraz" i "reprezentację".
Jego wpis został mocno obśmiany przez komentatorów.
Ja myślę jednak, że należy te konwulsje traktować poważniej. On reprezentuje ICH właśnie. Nie wiem, może nawet dosłownie, jako "członek z ramienia". Anonimowy członek?
Jego desperacja ukazuje ICH stan ducha i determinację, by bronić swoich wpływów.
Ja bym ICH nie lekceważył. To niebezpieczni ludzie. Niektórych strach przed nimi doprowadza do czynów desperackich. Wiecie, o kim mówię.
A więc uwaga!
Nie tyle na Azraela, co na ludzi, w imieniu których przemawia.
Inne tematy w dziale Polityka