Nie korzystam ani z państwowej służby zdrowia, ani z tzw. publicznej oświaty.
Tymczasem obie te instytucje, co każdy dobrze wie, nie służą do realizacji powyższych celów, lecz do realizacji celów zatrudnionych tam ludzi.
Celem nadrzędnym, zarówno konowałów, jak i belfrów (nie dotyczy tych przedstawicieli obu profesji, którzy się sprywatyzowali - dla tych ukłony), jest wyssanie z mojego portfela, jak największej kasy.
Jak więc powiedziałem, nie korzystam z domów publicznych, podległych MinZdrow i MinOśw.
Gdyby dali mi te kasę do dyspozycji, w przypadku tzw. ubezpieczenia zdrowotnego, gotówką zaś co oświaty - niech bedzie to voucher, bon oświatowy, jak to zwał, to zwał.
I niech sobie strajkują w cholerę, kiedy chcą, jak chcą, w maju, po włosku, albo na żółwia.
Pies z nimi.
Ja naprawde jestem pełen tolerancji.
Komentarze
Pokaż komentarze (4)