Wśród wielu zalet i przyjemności, jakie się z tą koncepcją wiążą, niebagatelne znaczenie mieć będzie rozkosz wykopania Giertycha i Leppera z rządu.
Czy „coś wiem”? Wiem tyle, ile potrzeba, by widzieć i rozumieć racjonalną konieczność zawiązania tej koalicji. I to właśnie teraz, w najbliższych miesiącach.
Jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi, ma ona więcej sensu obecnie, w połowie kadencji, w obliczu rysujących się coraz wyraźniej zagrożeń w pewnych sektorach gospodarki, wobec kontrofensywy reakcjonistów pod wodzą prezia, wobec konieczności przecięcia raz na zawsze lustracyjnego węzła, w którym plączemy się niczym niezdarne koty przy zabawie kłębkiem wełny.
POPiS ma dużo więcej sensu i konieczności niż zaraz po wyborach 2005 r.
Potrzeba tylko bardzo, bardzo dużo wyobraźni i tyle samo rozsądku.
Panowie z Prawa i Sprawiedliwości nie muszą kochać polityków Platformy Obywatelskiej. I vice versa. Mam to gdzieś, czy się lubią.
Mają wykonać określoną robotę, bez której, mimo pęczniejących w różnych statystykach wskaźników gospodarczych, utkniemy w pewnym momencie, nie będziemy w stanie realizować inwestycji, wykorzystywać unijnych funduszy, sprawiać, by młodzi ludzie chcieli zostać w Polsce, zbudować całą tę infrastrukturę na Euro2012.
Utkniemy w klinczu lustracyjnym i w jałowych sporach, co lepsze III czy VI itd.
Jest to więc propozycja ucieczki do przodu.
Zwłaszcza Platformie zwracam na nią uwagę. Ta formacja ma przed kim uciekać.
Wprawdzie na Podlasiu sklep patronacki Aleksandra Kwaśniewskiego nie zaimponował wynikiem, ale trzeba to tłumaczyć specyficzną dla stylu działania prezia gnuśnością.
Po tej nauczce będzie już wiedział, że wejście do walki na ćwierć gwizdka, choć pewnie wierzył, leń patentowany, w samo wystawienie swojej boskiego oblicza do mediów, nie daje rezultatu.
Zatem pewnie weźmie się poważniej za obronę III RP, bo, chyba nikt nie ma wątpliwości, że ma się przed czym i kogo bronić.
I wtedy PO może naprawdę oberwać. Napisałem już kiedyś scenariusz, jak może wyglądać upadek partii Donalda Tuska za sprawą Kwaśniewskiego.
Ale teraz myślę sobie, że tak nie musi być. Wprawdzie Tusk i s-ka muszą wspiąć się na szczyty swojej politycznej wyobraźni, ale kto wie, może ich stać na to.
Obiektywnie biorąc, PiS-owi mniej musi zależeć na neo-POPiS-ie. W sondażach, jak na polskie obyczaje, dzieje mu się wciąż nie najgorzej.
Kaczyński powinien pamiętać jednak o tym, że nóżka zawsze może się powinąć. Być może skok popularności jego partii to krótkoterminowy efekt euforii po decyzji UEFA. Jeżeli pojawią się w ciągu najbliższych dwóch lat opóźnienia, kłopoty inwestycyjne i inne kwasy gospodarcze (łatwo przewidzieć problemy – wystarczy przyjrzeć się inwestycyjnym kłopotom Warszawy), to wyborcy odwrócą się od Pis właśnie jakoś tak w okolicy wyborów.
A za porozumienie i współpracę polscy wyborcy sowicie premiują.
Testem nowej woli kooperacji PiS z PO byłoby szybkie załatwienie sprawy lustracji. Razem te partie mają większość odpowiednią do zmiany konstytucji.
Oczywiście, nawet gdyby wpisały wymóg lustracji w pierwszym zdaniu ustawy zasadniczej, ten Trybunał Konstytucyjny, który nie zawahał się złamać konstytucję, aby tylko uwalić lustrację, wszelkie pomysły tego rodzaju utrąci.
Trzeba przywrócić mechanizm przyjmowania orzeczeń TK przez parlament.
Kiedy wreszcie będziemy mieć to za sobą (ja przede wszystkim jestem zwolennikiem zakończenia lustracji a nie lustracji jako niekończącego się sporu), neo-POPiS powinien zabrać się do tzw. pakietu o przedsiębiorczości, zmian przepisów o zamówieniach publicznych, gruntownej reformy otoczenia prawnego kwestii inwestycji publicznych, reformy finansów publicznych i systemu podatkowego itd.
Może tych wszystkich „nudnych” spraw do wyborów WIOSNĄ 2009 r. załatwić się nie da. Ale trzeba coś zostawić nowemu rządowi, który uformuje się po wygranym przez PiS i PO (lub na odwrót) głosowaniu.
Na koniec - może to zabrzmi nieco górnolotnie, nawet naiwnie, ale podjąć wyżej opisanego planu mogą się rozsądni, dorośli patrioci, których stać na porzucenie waśni w piaskownicowym stylu i którym dobro partii nie przesłania całkowicie dobra narodu.
P. S. Dlaczego po wakacjach? Bo jestem realistą i nie wierzę, aby traktat koalicyjny pomiędzy tymi partiami powstał w try-, nawet czetyrie-miga.
Politycy muszą ze sobą pobyć trochę, choćby po to, aby zapomnieć, jak się nie lubią.
Inne tematy w dziale Polityka