Chyba sędziowie TK nie zaprotestują, gdyż jest to zgodne z ogólną myślą ich ostatniego orzeczenia, którą można ująć tak:
"Pod jurysdykcją Konstytucji RP nie wolno ujawniać nic, nikomu, nigdzie, w żadnym celu i pod żadnym pozorem".
Ustawa zasadnicza nie zabrania jednak, abyśmy swoimi archiwaliami podzielili się z przyjaciółmi w ramach wymiany dóbr kultury.
W zamian wypożyczylibyśmy od nich Jiriego Sveraka i kilku innych zdolnych twórców filmowych - może nasi, pożal się boże, filmowcy na tym choć trochę skorzystają i nauczą sie wreszcie robić ciekawe, wybitne i ważne filmy. Ewentualnie może być kilku hokeistów z Jaromirem Jagrem na czele - też dobro samo w sobie.
Natchnął mnie ten niepozorny artykuł o otwartych dla Polaków czeskich archiwach.
Wywiezienie tych osiemdziesięciu kilometrów teczek pociągiem pod specjalnym nadzorem lub w ciężarówkami brzmi z pewnością mniej egzotycznie niż promowana kilka dni temu w Salonie24 "opcja skan". Ten, kto to zaproponował, niech sam sobie skanuje te góry starego papieru.
Teczki znalazłyby w Czechach coś w rodzaju azylu politycznego od polskich polityków, mediów i trybunałów.
Tam w strefie wolności informacji i jawności moglibyśmy wreszcie spokojnie zapoznawać się z ich treścią, po uprzednim podjęciu podrózy do tego pięknego kraju.
Co, jako bywalec niejednokrotny, zapewniam, nie jest wymogiem uciążliwym.
Miałbym nawet pomysł na taki biznes: wycieczki lustracyjno-krajoznawcze.
Inne tematy w dziale Polityka