WSZYSTKO JEDNO, ale jakie hałaśliwe, jakie rozdymane.
Polskie media pompowały emocje wokół francuskiego "wyboru" chyba już z nudów i dla rozgrzania się po wielkomajówkowym bezruchu.
Ludzie, nie dajcie się na nabrać. Sarko czy Sego to żadna tam alternatywa a zwycięstwo tego pierwszego na pewno Francji nie zmienia i kraj ten pod jego rządami z całą pewnościa do zmian nie dąży.
Alternatywa to może by i była, gdyby Sarko zderzył się z Le Penem albo Segoleme z jakimś walniętym trockistą.
Alternatywa to jest PiS - Kwaśniewski.
Ale to, co we Francji...? Nie rozśmieszajcie mnie.
A już na sto pięćdziesiąt procent nie ma to żadnego znaczenia dla Polski.
Szczerze śmiałem się z wypowiadanych przez różnych, telewizyjnych zwłaszcza, żartownisiów, komentarzy, jakoby we Francji nastąpił "przełom", że miłośnicy serów stawiają na zmiany itd. Te skecze i monologi były zabawne głównie dlatego, że wypowiadano je z kamienną powagą.
Żeby traktować ten kabaret o "alternatywie" i "przełomie" tak jak na to zasługuje wystarczyła mi jedna prosta informacja - oboje, Royal i Sarkozy ukończyli ENA, czyli Ecole Nationale d'Administration.
Tak, to wystarczało w zupełności, by się pośmiać.
Ale jesli to nie wystarcza komuś, to może warto przypomnieć o tym, jaka ta Francja jest. Jak reaguje na wszelkie próby naruszenia przenajświętszego systemu "państwa opiekuńczego" i biurokracji.
Wszystkim rojącym o jakimś nowym francuskim "thatcheryzmie" powyższe dedykuję.
Inne tematy w dziale Polityka