Wziął i rozwalił dwadzieścia, może trzydzieści osób.
Teraz pewnie zacznie się rytualne kłapanie, że za łatwy dostęp do broni, że bieda, że przemoc.
Ale ja u nich byłem i widziałem w Amerykanach, w ich życiu, w ich uprzejmych uśmiechach "How are you", coś takiego..., że już wiesz - możesz zginąć, ani się obejrzysz.
Niech no tylko mu się noga powinie na drodze do tego ichniego "dreamu".
Nie twierdzę, że wiem dokładnie, dlaczego rozstrzelał studentów ten facet z Virginia Tech. Nie wniknąłem w motywacje młodocianych morderców z Columbine. Nie poznałem faceta, który przeleciał serią po pracownikach biura maklerskiego po tym jak stracił na giełdowych inwestycjach wszystkie oszczędności.
Nie przeniknąłem przez mroki duszy cichej gospodyni domowej z Mid Westu, która zadusiła pięcioro swoich dzieci.
Poznałem za to kiedyś faceta, byłego pielęgniarza z Florydy, który przyłapał swoją żonę z kochankiem, powiedział kilka dosadnych słów, po których żona rzuciła się na niego, do szamotaniny włączył się kochaś, przyjechała policja...
W ciągu godziny stracił wszystko. Żonę - pal licho sukę. Dom. Pracę - po tym, jak trafił do aresztu. Bank zablokował jego konta i karty.
Kiedy mi o tym opowiadał, było już po dobrym browarze. Wspominał wszystko nawet trochę żartobliwie. Widziałem jednak w jego oczach jakiś taki całkiem trzeźwy poblask szaleństwa.
Powiedział, że teraz nie ma kart, żadnych ID-ów, nie rejestruje się nigdzie, w żadnym tam social security, medicare itd. Jeździ na "lewym prawie".
Powiedział też, że ma broń. Zawsze coś ma przy sobie. Jest wolny i ma wszystko w dupie.
Był całkiem spokojny.
Tak, Ameryka to wolny kraj, wolnych ludzi.
Ameryka ma dużo broni.
A co będzie, jeśli świat przestanie być ich "dreamem"?
Inne tematy w dziale Polityka