Niektórzy, "prawi" salonowcy uważają, że lewicowa niechęć do podejmowania dyskusji i polemik, obrażalstwo zwolenników dziejowego postępu wynika z ich intelektualnej impotencji.
Nie mają argumentów! Wymiękają! - unoszą się konserwatywni blogerzy.
Otóż nic bardziej błędnego. To nie niemoc myślowa, tylko ekonomia, można nawet powiedzieć - ekonomia polityczna.
Jak sądzę, oni nie argumentują, nie polemizują i nie toczą sporów, bo...
... czują się i tak wygrani, bo jesteśmy w Unii i lewica gorąco, świadomie lub podświadomie, wierzy, więcej - jest do szpiku kości przekonana o nieuchronności ideologicznej kolonizacji Polski przez wszystkie zdobycze postępowej myśli polityczno-społecznej e. g.: małżeństwa homoseksualne, adopcje przez alternatywne związki innych stworzeń żyjących, eutanazję, obłęd poprawności politycznej itd.
Jest w tej wierze, w tym euro-determinizmie, zdrowe marksistowskie jądro. Klasycy kultywowali podobną teleologię, że oto przyjdzie, i to przyjdzie nieuchronnie w perpektywie historycznej, niezależnie od bieżących zawirowań walki klasowej, stan komunistycznej nirwany społecznej, rozpłynięcia się ludzkości w ustroju ostatecznego szczęścia.
Lewi teraz trochę tak samo myślą o UE. Nie zważają na dyskusje i kawalkady argumentów prawicy. Nie wdają się w polemiki, które i tak, w ich ocenie, nie zmienią zasadniczego nurtu światowego postępu.
Bo święcie ufają, że racja historyczna jest po ich stronie.
Inne tematy w dziale Polityka