Śmiać mi się chce, jak po kolei wycofują się z TVP dziennikarze, że niby w "upolitycznionej" nie będą pracować. To dobry pretekst, by się wycofać z czegoś, co, jak się zauważyło, bo się jest dość bystrym, robić się nie umie.
Dobra. Wildstein wielkim publicystą był i może dalej jest. Ale pojęcia o telewizji, jak się ją robi, jak się ją robi dobrze, to on nie miał. Ani on, ani jego ludzie, w tym też i pan I. Janke.
Fakty, misiu, fakty. A fakty są takie, że oglądalność pasm telewizji publicznej, leciała w epoce "dzikiego kamienia" (wild+stein), zwłaszcza Dwójki, leciała na łeb w przerażającym tempie.
Co zaproponowali widzom koledzy Bronka. Debaty, dyskusje, a to "dobro Polski", to znów "Polaków", "kuchnie polityczne" i plepleplepleple... bez końca, bez sensu. Ci sami ludzie. Te same nieinteresujące, niepotrzebne tematy.
Tylko "Misja specjalna" z produkcji firmowych ekipy Wildsteina się broni. Może dlatego, że klekotanie trwa tam tylko przez połowę, lub mniej, programu.
Być dobrym dziennikarzem, inteligentnym, pełnym kultury człowiekiem - to nie wystarczy, by sprawdzić się w TV. Do tego potrzeba specyficznych umiejętności, talentów, intuicji wreszcie.
Dobrą ilustracją tego, że w tivi potrzebne jest "to coś" jest porażka gwiazdora polskiego dziennikarstwa, Rafała A. Ziemkiewicza na "Ringu". Mimo swoich rozlicznych zalet, to on przede wszystkim "położył" program pomyślany nawet ciekawie.
Oczywiście to co piszę, nie oznacza, że jestem zwolennikiem chłamu, "Tańca z gwiazdami", "Kiepskich" i podobnych g.
Oznacza, że tworzenie ambitnej i zarazem udanej oferty programowej telewizji to trudne zadanie, zadanie dla prawdziwych profesjonalistów.
Zaś dyletanci, na czele z Bronisławem, temu zadaniu nie sprostali.
Inne tematy w dziale Polityka