Jego "mniejszozłowe" alibi jest już dziś, po ujawnieniu zapisków Susłowa, niewiele warte. Argument o konieczności powstrzymania solidarnościowej ekstremy nigdy nie był poważnie brany, nawet przez michnikoidów.
Ostatnią deską ratunku na ocalenie twarzy przed historią są odwołania do wielkiej geopolityki, światowych zagrożeń nuklearnych ze strony kremlowskich szaleńców, amerykańskiej powściągliwości wobec doniesień pułkownika Kuklińskiego i rozgrywek globalnych, których nasze nadwiślańskie podwórko ani nie było świadome, ani też w nich niewiele znaczyło.
O zbrodniach, krzywdach mówi się i będzie jeszcze mówiło z okazji Rocznicy wiele. Z rachunku odpowiedzialności generała umyka jednak pewna zbrodnia. Nie sposób się licytować, czy jest to najpoważniejsza zbrodnia Jaruzelskiego. W każdym razie wydaje mi się lekceważona.
Chodzi o Jaruzelską zbrodnię na gospodarce.
Warto o niej wspomnieć. Zwłaszcza, że po śmierci Pinocheta kontekst jest właściwy.
Generał Augusto chwycił swoje państwo za mordę w imię czegoś. Nie wiem oczywiście, czy w momencie przejmowania władzy juz miał gotowy plan wolnorynkowych reform, ale to właśnie jego zasługi na polu gospodarczym są dla jego obrońców głównym argumentem.
Dlatego Pinochet jest "postacią niejednoznaczną".
W tym kontekście nie ma żadnych powodów, aby za osobę "niejednoznaczną" uważać gen. Wojciecha. Przeciwnie - jego ocena tutaj jest jednoznacznie negatywna.
Dyktator Jaruzelski spieprzył sprawę. Złapał za mordę zarówno socjalistyczny związek "Solidarność" jak i beton PZPR (tak się przynajmniej wydawało). W imię czego? Po co? Co Polska miała z tego, co miało z Pinocheta Chile?
Potem było dziewięć lat rzężenia socjalistycznej, gospodarczej pokraki. Zmarnowany czas.
No chyba, że chodziło o czas na urządzenie się ubecko-nomenklaturowej machiny, zanim przyjdzie kapitalizm...
Inne tematy w dziale Polityka