Są szanse, że medialny humbug, jakim jest Jan Rokita, zostanie zredukowany do zera. Szanse, niestety nie są przesadnie wielkie, bo "Jan Maria - passionaria" (no kto odczyta tę aluzję?) jest mocno zakolesiowany ze światem dziennikarsko - publicystycznym.
A to środowisko z kolei przyzwyczajone jest do pilnego śledzenia, opisu i egzegezy tej pustej w środku, krakowskiej samokreacji.
Rafał A. Ziemkiewicz analizuje dziś w "Rz" przejazd Grzegorza Schetyny do Małopolski. No i gęstnieje atmosfera, że "oj, będzie się działo!". W "Salonie" rozgorzała gorąca dyskusja pod hasłem "co zrobi Rokita i czy zrobi to z Marcikiewiczem?"
Normalnie powinno być tak: aparatczyk Schetyna na wyraźne życzenie lidera Tuska sczyszcza Platformę z Rokity. Mąż swojej Nelly rozpoczyna swoje życie polityczne w roli NIKOGO i do końca kadencji wiedzie anonimowy żywot na wzór innych spadów partyjnych, gdzieś na marginesie parlamentu.
Ale u nas normalnie nie ma. Jak kiedyś powiedział mojemu koledze-reportażyście pewien snujący sie po synekurkach prowincjonalny ubek: "koledzy zginąć nie pozwolą".
A Rokita kolegów i miłośników ma dość potężnych. Wystarczy przejrzeć gazety...
A zatem, być może skończy się na "utuskiwaniu" partyjno-medialnym.
narasta at
Inne tematy w dziale Polityka