Kompromitacja Ryszarda Petru w związku z jego eskapadą do Portugalii zdominowała na początku nowego roku przekaz medialny i nie ma w tym niczego dziwnego. Już rok temu Ryszard Petru publicznie zapowiedział: „Za cztery lata będę premierem”. Nie mówił, że będzie się starał nim zostać, ale ogłosił urbi et orbi, że nim będzie. Myślę, że zapewniali go o tym jego wpływowi skryci za węgłem mocodawcy reprezentowani w Polsce przez Balcerowicza, Komorowskiego i Frasyniuka, a on w tym swoim mało skomplikowanym móżdżku zakochanego w sobie buchaltera z GS-u wykoncypował, że wszystko już postanowione. Zapomniano jednak poinformować Ryśka, że polityk aspirujący do najwyższych urzędów w państwie „powinien być jak żona Cezara”. Właśnie tego niefortunnego określenia najczęściej używali zapraszani do zabrania głosu w sprawie afery lizbońskiej najwięksi spece od kreowania wizerunku. W tym przypadku żonę Cezara należało zostawić w spokoju i poprzestać na stwierdzeniu, że polityk o tak wysokich aspiracjach czy powierzonych mu przez siły zła poważnych zadaniach, powinien być przezroczysty dla opinii publicznej i wolny od wszelkich podejrzeń.
Określenie „być jak żona Cezara” jest w przypadku portugalskiej wyprawy lidera Nowoczesnej bardzo niefortunne, ponieważ na jego małżonkę nie padł nawet cień podejrzeń, a przecież inaczej było w wypadku żony Cezara, Pompei i jej bardzo wpływowego kochanka, Publiusza Klodiusza Pulchera. Także z tymi historycznymi porównaniami należy być bardziej ostrożnym zwłaszcza, że Rysiek to żaden Cezar, ani nawet Cezary. Jeżeli już to żałosny pewny siebie prymitywny do bólu, Czaruś. Podczas dyskusji na temat „afery portugalskiej”, goszczący na antenie TVP Info, poseł klubu parlamentarnego Kukiz’15, Marek Jakubiak stwierdził: „Nowoczesna przyjmuje czasami ton moralizatorski i poucza swoich partnerów politycznych, jak powinni postępować. Partnerka, z którą pojechał p. Petru, powinna czuć się bezpieczna w jego towarzystwie, a tymczasem on ją naraził na niebezpieczeństwo. Przed wojną prawdziwy mężczyzna by sobie w łeb strzelił za narażenie kobiety na taki dyskomfort. Jeżeli już jechali, to należało tak to zorganizować, żeby nie było absolutnie zagrożenia dla kobiety”.
Ja w pełni przyznaję rację panu Markowi Jakubiakowi, ale tę jego wypowiedź trochę uzupełnię. Moim zdaniem bardziej pokrzywdzoną w tej sprawie kobietą i na dodatek Bogu ducha winną jest pani Małgorzata Petru – małżonka żałosnego lowelasa. Towarzysząca liderowi Nowoczesnej, posłanka Joanna Szmidt nie została przecież uśpiona chloroformem i podstępnie uprowadzona. Dziś ta mężatka z trójką dzieci roniąc krokodyle łzy może zaśpiewać sobie za Barbarą Rylską piosenkę z „Kabaretu starszych panów”: „Portugalczyku, jak nóż bezlitosny / Naciąłeś dziewcząt jak róż w kraju sosny”. Reasumując, jeżeli przed wojną w podobnej sytuacji prawdziwy mężczyzna strzeliłby sobie w łeb to także, a może przede wszystkim z powodu „narażenia na dyskomfort” swojej własnej żony i dzieci. Pamiętajmy też o całej piątce pociech obu małżeństw, które przecież nie żyją w sterylnych warunkach odizolowane od mediów. Trzeba jeszcze podkreślić, że Petru po raz kolejny zaprezentował się, jako ekonomista-wizjoner. Przepisać majątek na własną żonę, a później wyjechać z jakąś dzidzią na upojny weekend do Portugalii, o którym huczy cała Polska to rzeczywiście przedsięwzięcie godne finansowego „miszcza”.
Zbliżam się powoli do końca mojego artykułu i dopiero na sam koniec przejdę do sedna. Po powrocie nadwiślańskiego Casanovy nadal towarzyszy mu wianuszek partyjnych wielbicielek, które patrzą w niego szklistym pożądliwym wzrokiem jak w obraz i stoją za nim murem. Przypominam, że jeszcze nie tak dawno temu te wszystkie godne politowania, zakłamane i kompletnie postrzelone Lubnauerowe, Gasiuk –Pihowiczowe, Schuering-Wielgusowe, Henning-Kloskowe i Dolniakowe jak lwice wychodziły na ulice w obronie godności kobiet i zapewniały, że zawsze będą stać po ich stronie. Dzisiaj niczym nałożnice z haremu otaczają swojego sułtana i wdzięczą się do niego w oczekiwaniu, że teraz to któraś z nich zostanie wezwana przez pana i władcę na pokład samolotu by spędzić z nim jedną lub dwie upojne noce w Portugalii. Te do cna zakłamane i niewiarygodne babska nie zdają sobie nawet sprawy, że kompromitują się bardziej niż ich szef i idol. One pokazują, czym tak naprawdę jest dla nich godność kobiety i jak jej bronią. To samo dotyczy bezczelnych cyników z Nowoczesnej ze szczególnym uwzględnieniem Mieszkowskiego, głupkowato uśmiechających się do kamer Szłapki i Zembaczyńskiego czy idących im z odsieczą Rabieja i Gryglasa. Mniej widoczny jest Marek Sowa, brat kapelana TVN24, ks. Kazimierza Sowy, który zasilił Nowoczesną po opuszczeniu Platformy Obywatelskiej. Jak się czujecie zgrywający gentelmanów żałośni obłudnicy w roli eunuchów pilnujących ryśkowego haremiku? Nikt z przedstawicieli Nowoczesnej nie wykazał się siłą charakteru i moralno-etycznym kręgosłupem by odważnie zareagować. Coraz bardziej widać, że jest to zgraja zwykłych karierowiczów wziętych z łapanki w antypisowskiej i antypolskiej akcji ratowania PRL-bis.
Późną jesienią 2015 roku w dość przypadkowych i w mocno zaskakujących dla mnie okolicznościach jadłem obiad w towarzystwie jednego z wymienionych wyżej posłów Nowoczesnej, który dzisiaj dość często reprezentuje swoją partię w mediach. Był nieco zmieszany gdyż wiedział, że jestem publicystą „Warszawskiej Gazety”, a ja bez ogródek mówiłem mu, co myślę o jego ugrupowaniu politycznym, żartując, że różnicę między nami widać już na pierwszy rzut oka patrząc na klapy naszych marynarek. On miał bowiem w lewej klapie znaczek „.N”, a jak symbol polski walczącej. Ów poseł w rozmowie nie bronił jakoś bardzo zaciekle swojej partii, a wręcz przyznał, że widzi się tam raczej, jako patriota w roli jak się wyraził - mickiewiczowskiego Konrada Wallenroda. Panie pośle z litości i przyzwoitości nie wymienię jeszcze dzisiaj pańskiego nazwiska, ale czas na czyny. Inaczej utwierdzę się w przekonaniu, że zamiast z naśladowcą Konrada jadłem obiad z takim samym politycznym eunuchem jak pozostali pańscy partyjni koledzy.
I jeszcze kilka słów do polityków i publicystów prawicy słusznie krytykujących Ryszarda Petru. Pamiętajcie, że wam, jako deklarującym się jako katolicy i ludzie o konserwatywnych poglądach wolno jeszcze mniej niż lewakom i zwolennikom demokracji liberalnej. Każda wpadka natury obyczajowej spowoduje, że będziecie mierzeni inną, bardziej dokładniejszą i surowszą miarą. Słowa te kieruję zwłaszcza do tych polityków i dziennikarzy prawicy, którzy zamiast udzielaniem dobrych rad innym, powinni zająć się raczej dawaniem dobrego przykładu - zwłaszcza, jeżeli chodzi o własne życie prywatne. Nie z wszystkich ust krytykę kierowaną w kierunku sułtana Ryśka uważam za szczerą i wygłaszaną z pozycji ludzi prawych i sprawiedliwych.
A jaka będzie przyszłość polityczna Ryszarda Petru? Taka jak skompromitowanych w aferach obyczajowych premiera Włoch, Silvio Berlusconiego czy premiera Czech, Mirka Topolanka. Z tą jednak różnicą, że Ryszard Petru na zawsze pozostanie zwykłym teczkowym i nigdy nie będzie premierem. Ryszard Petru i Joanna Szmidt dokonali wizerunkowego seppuku, a ta sylwestrowo-noworoczna kompromitacja przylgnie do nich na długie lata i zostanie zapamiętana bardziej niż wszystko to, co do tej pory zrobili czy powiedzieli będąc politycznymi najmitami układu. Całą tę portugalską eskapadę pary nowoczesnych galantów najlepiej streszcza wierszyk nieodżałowanego Andrzeja Waligórskiego.
Kiedyś tak muchę tse-tse niecnotę przyparło,
Że z jednym samcem tse-tse pognała na tarło.
Dalej zetseć się z tsaskiem (strasny to wysiłek),
Ona tse-tse, on tse-tse, aż się starli w pyłek.
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie
Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka