Zacznę od komentarza pewnego internauty, który najwidoczniej nie bardzo zgadza się moimi poglądami i bliżej mu zapewne do „Gazety Wyborczej” niż „Warszawskiej Gazety”. Uwaga z założenia miała być uszczypliwa i złośliwa wytykająca mi stosowanie podwójnych standardów i obnażająca moją obłudę. Osobnik o nicku „portos” napisał: "No i co panie demokrato kokos, widzę, że od roku nie rwie już pan szat i nie przekonuje, że opozycja jest solą demokracji. Czyżby dlatego, że pańscy idole to już władza, a nie opozycja?" To tylko przykład. Takich, którym wydaje się, że mnie przyszpilili jest dużo więcej.
Faktycznie przez ostatnie lata bardzo dużo pisałem o tym, że tak zwani „rycerze demokracji i wolności słowa” kojarzeni z „Gazetą Wyborczą” i „Fundacją Batorego” to tak naprawdę mentalni totalniacy, którzy od 89 roku wycierają sobie gęby zdobyczami demokracji. Demokracji, która według nich jest piękna i wspaniała, ale tylko wtedy, kiedy oni dzierżą stery rządów. Jednak, gdy tylko opozycja zaczynała rosnąć w siłę to wprost proporcjonalnie do tej siły coraz donośniejsze stawały się głosy mówiące, że na drodze wolności i demokracji stają kryptofaszyści. Normalna w demokracjach możliwość przejęcia władzy przez dotychczasową opozycję w III RP była przedstawiana niczym jakiś Armagedon i koniec świata.
Co by nie mówić PiS było opozycją poważną, posiadająca swój program i szerokie eksperckie zaplecze, które nie raz brało udział w przeróżnych konferencjach i debatach programowych. To właśnie dlatego protestowałem, kiedy ci pseudo demokraci spod szyldu „Gazety Wyborczej” i jej satelitów upojeni absolutną władzą po tragedii smoleńskiej wrzeszczeli za Tuskiem, „wyginiecie jak dinozaury”, a legalne antyrządowe demonstracje i patriotyczne marsze porównywali do faszystowskich pochodów. Oto nagle wydarzenia jak najbardziej oczywiste i normalne w każdym demokratycznym i poważnym państwie zaczęły wadzić tym salonowym demokratom, których protoplaści przybyli do Polski siedząc na sowieckich czołgach w kufajkach, walonkach i z pepeszami zawieszonymi na powrósłach. Warto przytoczyć słowa Stefana Bratkowskiego, który pięć lat temu w emitowanym na antenie TVN24 programie „Piaskiem po oczach” w swojej wypowiedzi zawarł kwintesencję, sedno i myśl przewodnią, czyli ściągę dla całej grupy trzymającej władzę. Bratkowski powiedział wtedy: „Jeśli wódz drugiej siły w kraju bez żenady odwołuje się do idei Carla Schmitta, nauczyciela hitlerowców, jeśli podnosi hasło „Polsko, obudź się”, dosłownie wzorując się na haśle Hitlera „Deutschland, erwache”, Niemcy, obudźcie się, jeśli wzorem hitlerowców organizuje fackelzugi, marsze z pochodniami – to czy te analogie mogą nie budzić niepokoju? Ten wódz przewodzi partii zorganizowanej na sposób stricte faszystowski, z pełnią władzy, skupioną tylko w jednym ręku. Czy można tego nie zauważać? I z dziwną jakoś dokładnością przestrzega on zasady Goebbelsa – powoływać się i korzystać z demokracji, dopóki się nie zdobędzie władzy; nie przypadkiem podczas lat jego władzy nigdy nie padły z jego ust słowa takie jak „społeczeństwo obywatelskie” czy „samorząd”. Władzę wedle tego wodza należy centralizować – dokładnie tak, jak chciał i robił to wódz NSDAP.”
Pamiętam, pomyślałem wtedy, że to tylko jakiś żart, albo uwiecznione przez kamerę nieszczęście, które dotknęło chorego człowieka. Za chwilę wyjdzie ktoś przed kamerę i powie, że to był kabaretowy numer, albo wbiegną jacyś panowie w białych kitlach, ubiorą Bratkowskiego w kaftan bezpieczeństwa i wyprowadzą go ze studia. Nic takiego się nie stało. Mało tego, piewcy demokracji poszli jeszcze dalej. Pojawiły się apele, aby opozycję jak źródło zarazy „otoczyć kordonem sanitarnym”. Pojawiały się głosy proponujące delegalizację największej opozycyjnej partii, a pupilek Sorosa z „Fundacji Batorego” prof. Marcin Król poszedł dalej mówiąc w wywiadzie dla „Wprost”: "Wzywam władze państwa polskiego do zdecydowanej i twardej reakcji, nawet, jeżeli nie będzie ona zgodna z prawem. Wzywam, jako mieszkaniec demokratycznego kraju".
Wszystkim tym, którzy zarzucają mi dziś obłudę i stosowanie podwójnych standardów chcę powiedzieć, że u mnie nic się nie zmieniło. Nadal uważam, że nieskrępowanie działająca opozycja jest solą demokracji, a każda próba jej kneblowania jest zamachem na tę demokrację. Mało tego, ja potwierdzam zarzuty opozycji twierdzącej, że dzisiaj pod rządami PiS-u demokracja jest śmiertelnie zagrożona. Zagrożona jest tym, że Polska pozbawiona została normalnej rzeczowej i merytorycznej opozycji. Nikt w najczarniejszych scenariuszach nie przypuszczał, że w parlamencie jedynymi poważnymi krytykami poczynań władzy będzie garstka ludzi wprowadzonych tam przez muzyka Pawła Kukiza. Miliarderem zostałby ktoś, kto w zakładach bukmacherskich obstawiłby wariant, że jednym z najbardziej zrównoważonych i profesjonalnych przedstawicieli opozycji będzie raper, Piotr „Liroy” Marzec. Poza tą garstką siedzących w ławach poselskich normalnych krytyków władzy mamy robiącą za opozycję bandę wyjątkowych szkodników i idiotów, która od samego początku zamiast rzeczowego punktowania władzy niesie swoim zwolennikom jedno przesłanie streszczające się w następujących słowach: My nie jesteśmy w stanie być merytoryczną opozycją zdolną w demokratyczny sposób przejąć władzę. Dlatego jedynym naszym pomysłem jest i w przyszłości będzie domaganie się pomocy w obaleniu obecnego rządu przez obce państwa i zagraniczne instytucje. Posłuchajmy niedawnego apelu wyartykułowanego w niemieckiej gazecie przez Lecha „Bolka” Wałęsę: "Domagam się efektywnych działań, łącznie z groźbą wykluczenia z Unii Europejskiej. […] Polska znajduje się w ślepej uliczce i dlatego potrzebuje pomocy z całego świata". Oto człowiek, co samowtór z „Danuśkom obalył komunę” teraz wzywa cały świat do obalenia w Polsce demokracji, czyli usunięcia legalnej demokratycznie wyłonionej władzy. Oto przesłanie pokojowego noblisty.
Jeszcze raz powtarzam, prawicowy rząd premier Beaty Szydło podobnie jak i demokracja w Polsce są śmiertelnie zagrożenie przez mieniącą się opozycją bandę idiotów, która udaje, że patrzy władzy na ręce, a tak na prawdę z nienawiścią połączoną z dziką zawiścią spogląda na stołki, które musiała opuścić. A co najgorsze podobnego sortu są medialni doradcy tej bandy kretynów. Niedawno odbyła się w sejmie pierwsza debata dotycząca niezwykle ważnej ustawy powołującej do życia Wojska Obrony Terytorialnej. Nikt z opozycji projektu ustawy chyba nawet nie przeczytał. Zaordynowany im przekaz streścił Paweł Wroński z „Gazety Wyborczej” pisząc: "Strażnicy Rewolucji Macierewicza będą liczniejsi niż regularne wojsko. Czy należy się bać?" Istny dom wariatów zważywszy, że na jednym wdechu z tymi wypisywanymi idiotyzmami czerscy gardłują, że spada im sprzedaż i odnotowują finansowe straty. Oni nie widza związku przyczynowo-skutkowego między wypisywaniem durnot i debilizmów, a spadkiem czytelnictwa.
Mam nadzieję, że dość dobrze udowodniłem, że mój stosunek do opozycji nie uległ żadnej zmianie. Tak, nadal uważam ją za sól demokracji. Przecież nie można mnie winić za to, że dzisiejsza opozycja to w większości idioci. To nie moja wina, że kultury politycznej ci wszyscy mali zapyziali ludkowie począwszy od Schetyny, Kierwińskiego, Tomczyka, Witczaka, Neumanna, Szejnfelda po Petru, Gasiuk-Pihowicz, Lebnauer i Scheuring-Wielgus powinni się uczyć od posła i rapera Piotra Liroya Marca.
Dalej wierny jestem poglądowi, że bez prawdziwej merytorycznej opozycji nie ma prawdziwej demokracji. Jeżeli jest merytoryczna i uczciwa to należy bronić jej pazurami niczym niepodległości, a jeżeli jest taka jak dziś to należy głośno krzyczeć, NIE DLA IDIOTÓW!!!
Artykuł został opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”
Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka