Często docierały do nas informacje jakoby w USA społeczeństwo charakteryzowało się w swej masie nieuctwem i nieznajomością otaczającego świata. Pochłonięci własnymi sprawami Amerykanie w przytłaczającej większości nie są wstanie wskazać na mapie Polski, Czech czy Słowacji. Mało tego, duża część mocarstwowego społeczeństwa nie wie nawet o tym, że nasz kraj leży w Europie.
Jak zwykle wyszło na to, że media lubią przesadzać. Okazuje się, że amerykanie nie tylko orientują się lepiej niż myśleliśmy, ale nawet ich pasją jest śledzenie polskiej sceny politycznej. Szczególnie upodobali sobie orędzia polskiego prezydenta.
Ileż trzeba determinacji, i ciekawości świata, żeby o drugiej czy trzeciej w nocy czasu amerykańskiego czekać z niecierpliwością na wystąpienie naszej głowy państwa, i zaraz skoro świt podzielić się swoimi refleksjami z dziennikarską bracią.
Te nasze mylne stereotypy przełamał właśnie mieszkaniec USA Bernard Fay wraz ze swoim mężem czy małżonką homoseksualną, o czym pospiesznie poinformowała nas TVN24.
Kolejnym stereotypem jest powszechna opinia jakoby wykorzystywanie Kościoła do celów politycznych było czymś nagannym. Przekonaliśmy się o tym podczas szumnych, medialnych zapowiedziach tynieckiego wyciszania się posłów Platformy Obywatelskiej. Dni skupienia zorganizował poseł PO Ireneusz Raś, prywatnie brat sekretarza Stanisława kardynała Dziwisza.
Z tym wyciszeniem to też różnie bywa, a czasami odnosi ono skutki wręcz nieoczekiwane.
Taki na przykład poseł Palikot zaraz po zakończeniu rekolekcji zaczął lżyć kapłana Kościoła Katolickiego, nazywając go Belzebubem i siewcą zła, a nie dalej jak wczoraj wspólnie z Kubą Wojewódzkim równie silnie wyciszonym co poseł PO, cieszyli się z perspektywy szybkiego wykończenia ojca Rydzyka.
Podobnie dziwnie po tynieckiej eskapadzie zachowuje się marszałek Stefan Niesiołowski. Obelżywe wypowiedzi i groźby rzucane na lewo i prawo sugerują konieczność zorganizowania przez posła Rasia kolejnego spotkania. Teraz poprzez swego brata, Pan poseł powinien wpłynąć na Stanisława kardynała Dziwisza, by ten już bez medialnego szumu zorganizował pilnie spotkanie z kościelnym egzorcystą.
Obserwując platformerskie ataki na toruńską rozgłośnię wracają mi przed oczy obrazy z czasów PRL. Przypomina mi się rysunek z tamtych czasów w jednej z gazet, na którym z głośników radioodbiornika wydobywają się splątane węże i żmije, a wszystko opatrzone jest napisem Radio Wolna Europa.
Wtedy do zwalczania wrażej rozgłośni komunistyczne władze wysłały bohaterskiego kapitana Czechowicza, dzisiaj pamiętający tamte czasy właściciel TVN rzuca do boju rycerzy zaopatrzonych w scenariusze pod gotową tezę, podsłuchy i ukryte kamery, nie gardząc metodą prowokacji i wtargnięciami na teren prywatny.
Wolność słowa to przecież wartość, której nikt nie neguje, ale nie może być tak, żeby ktoś przez lata wyłamywał się poprawnego politycznie chóru. Demokracja demokracją, ale racja musi być po naszej stronie mówił Pawlak wybierając się na rozprawę sądową z Kargulem.
Doczekaliśmy się dzisiaj wysypu mężów stanu. Tym tytułem zwie się polityków, którzy w swoich decyzjach kierują się sondażami i słupkami poparcia. Dawniej tym mianem zwano ludzi odważnych, wizjonerów potrafiących iść pod prąd powszechnym opiniom.
I tak czołowi politycy koalicji rządowej, forsując w trybie ekspresowym ratyfikację lizbońskiego traktatu wsłuchują się w głos społeczeństwa, a to według sondaży jest w przytłaczającej większości ZA. Co prawda według tych samych badań, aż 66% respondentów nie wie nawet co to takiego jest ten traktat, ale któżby się przejmował taką drobnostką.
Dzisiaj kolejne wielkie wydarzenie. Kończą się obrady Białego szczytu.
Oczywiście całe to przedsięwzięcie zorganizowano z myślą o pacjentach choć bez ich udziału. To środowiska medyczne przecież wiedzą lepiej co jest dla nich dobre.
Węgrzy mając podobne problemy zwróciły się z referendalnym pytaniem o współpłacenie do społeczeństwa. U nas rządzący wiedzą lepiej już od dawna, o czym przekonywała niejaka posłanka Sawicka biorącą łapówki z powodu uwiedzenia..
Na koniec chciałbym obalić pewien propagandowy mit. Zarzucono Platformie Obywatelskiej populizm i puste szuflady. Okazało się jednak, że jeden pomysł poparty gotowym projektem ustawy był już od dawna. Urlopowana pracownica Agory, a dziś posłanka PO Śledzińska-Katarasińska była świetnie przygotowana do swojej misji.
Choć złośliwcy pytają, kto tak na prawdę napisał ta ustawę, to jakie to ma znaczenie?
Ważne by żyło się lepiej.
Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka