Związanie się z niemiecką gospodarką może nas wiele kosztować. Raporty o głębokim kryzysie sąsiadów w niczym nie są przesadzone. Społeczeństwo tkwi mentalnie w dobrobycie lat 70ych. Tymczasem obecne realia mówią o starczej demencji germańskiego narodu.
Niemcy przez kolejne lata od epoki kanclerza Willy Brandta i Helmuta Kohla do skutków rządów Angeli Merkel płynęli w beztrosce przekonani, że zastąpienie czołgów ekspansją ekonomiczną da ponadwymiarowy efekt. Gastarbaiterzy z Jugosławii i Turcji przekuli się w miliony Arabów, którzy na bogato korzystają z zarezerwowanego dotąd dla swoich pełnego gestu socjalu. Ponieważ żaden biały nie wyskoczy tu z pretensjami do wojowniczej nacji wszędzie aż za bardzo widać, jak senioralny autochton przemyka bokami unikając dotyku szerokiego strumienia wyznawców Allacha. Ilość kebak barów jest przynajmniej równa tradycyjnym wyszynkom. Ale już od zakładów fryzjerskich uchodźców czy emigrantów jest gęsto, jak w wojskowej grochówce Jaruzelskiego w czasach stanu wojennego. Wtedy kraj ze stolicą w prowincjonalnym Bonn był ozdobą europejskiej gospodarki wspólnoty węgla i stali..
Idąc szlakiem reportażu wcieleniowego ubrałem się w postać opiekuna medycznego. Pacjenci niemieckojęzyczni są mi znani z pracy fizjoterapeuty za granicą, głównie we Włoszech. Toteż bogatsze w wiedzę doświadczenie z funkcjonowaniem na miejscu niemieckich służb zdrowia i socjalnych dopełniło obraz ulicy, czy jakbyśmy ową rzeczywistość nazwali. Ta skąpa dla obcych społeczność rżnie w pełnej symbiozie instytucjonalej swoje państwo, a jakościowo poziom funkcjonowania tegoż nie powinien powodować w Polakach kompleksów. Z alzheimera, demencji i innych stanów paliatywnych stworzono ekstra biznes. Promowany tu mechanizm opieki domowej miast jak u nas w zakładach opiekuńczo-leczniczych daje niewątpliwie ogromne oszczędności i niemały dochód rodzinom, które opiekę taty, żony czy mamy formalnie gwarantują. Tyle, że kosztem Polaków, chętnych do tej niewdzięcznej roboty, bo w kraju mało płacą. Sieć firm tworzących ze stroną niemiecką struktury przemysłu opiekunów senioralnych przypomina wizerunek telefonii komórkowej. Poszukiwanie zainteresowanych tą pracą to właśnie taka wirtualna łapanka bardzo sprawnie wyglądającego projektu. W rzeczywistości poza ludźmi, którzy trafiają do domostw z seniorami z aktywnego życia wyłączonymi, nikt nie weryfikuje ani warunków w jakich przyjdzie się takimi pacjentami opiekować, ani faktycznego stanu ich zdrowia, a raczej choroby. Nie należy się dziwić, gdy domowa wizyta lekarza rodzinnego, jak miałem okazję się przyjrzeć, to dwie minuty samo entuzjazmu doktora, który nawet nie spojrzał na wyniki pomiarów ciśnienia. Jak robi diagnozę i dobór leków?Jasnowidz Jackowski po prostu, albo Kaszpirowski. Odmówiłem podejmowania wątpliwych i nieuzasadnionych czynności medycznych, które przesłałem do zaopiniowania biegłym profesji w Polsce. Nie wpadlbym na to, żeby leczyć żylaki ortoskarpetą 90oletniemu pacjentowi, który się od dawna nie porusza. Trzeba by widzieć jego stopy, gdzie dwóch podologów o mocnej psychice może być za mało. O wprowadzonym operacyjnie metalu w rdzeń kręgowy podopiecznego dowiedziałem się od rodziny po tygodniu. Tatę z ciężką demencją ulokowali w wynajętym mieszkaniu zaglądając z frytkami i donatem raz w tygodniu. Do 100 euro tygodniowo dołożyli mi 50, żebym zajął się jego fizjoterapią. Oczywiście odmówiłem.A gdy kilka razy zwróciłem uwagę na kompletnie niezgodne ze sztuką medyczną działania, których efekt gołym okiem widzę, niemieckie otoczenie doszło do wniosku, że nie ma potrzeby wysłuchiwać jakiegoś obcojęzycznego mądrali. Jak można kwestionować niemiecki doskonały mechanizm? Mój poprzednik w tym miejscu zawinął się po tygodniu markująć ból kręgosłupa. Nie dał rady wytrzymywać całą dobę wrzasków złośliwego dziadziusia. Inny dał radę 6 tygodni, ale jak mi powiedział, śni mu się ten pobyt do dzisiaj po nocach.Wreszcie przesypianych. Tymczasem żaden z nich nie zadał sobie pytania, co jeśli ich podopieczny nagle zejdzie, albo zrobi sobie krzywdę? Czy wiedzą kim jest, znają jego kartę medyczną, historię oraz wszelkie inne uwarunkowania, które zdecydowały, że zamiast szpitala jest w domu? Kto jest w posiadaniu takiej wiedzy i jak dokonują się procedury selekcji podopiecznych opieki domowej, bo chyba jakaś jest? Szkolenia wirtuaalne amatorów z łapanki to jakiś kabaret, skoro w szkołach medycznych nauka tej specjalizacji trwa dwa lata. I dociera w tym czasie, że każdy w tych butach ponosi bezpośrednią odpowiedzialność za życie i zdrowie pacjenta. Jeśli coś się stanie, to przemysł senioralny wystawi go do roli kożła ofiarnego. Żadne pieniądze nie są tego warte, przyzna ktoś, kto nie żyje w strefie totalnego bezrobocia z marnymi widokami na minimum egzystencji w cywilizowanych warunkach. Nadzieja na lepsze jutro pcha tysiące Polaków w tryby biznesu, ktory opatula uniwersytecka biblioteka wydziału prawa, żeby dla międzynarodowego układu robienia dużych pieniędzy był paragrafami skutecznie zabezpieczony.
Inna rodzina uznana by u nas za patologię doiła kasę z socjalu na beznogiego tatę ulokowanego kątem w przedsionku między lodówką, a regałem. Żeby miał kontakt ze światem zapewne za szmal na biedaka z opieki społecznej kupili mu wielki telewizor i umieścili nad głową. Ale na zmianę kanałów nie miał już siły. 150okilogramowa żona śpiąca na siatce lekarstw z morfiną na wierzchu czekała na opiekunów z Polski, żeby w domu zrobili porządek w śmietnikowisku godnym dworcowych kloszardów. W zamian kibel na dworzu obok kompostownika, ulubione miejsce stada szczurów przy autostradzie. Tu moi poprzednicy kolejno wytrzymywali...kilkanaście godzin i weteran branży 3 tygodnie. Dałbym mu medal za odwagę. Mnie po 4ech dniach wywieziono pośpiesznie do hotelu. I zaproponowano nowe, podobno lekkie zlecenie. Firma, która organizuje w Niemczech taką pracę przyznaje, że nie ma pojęcia jak na miejscu wygląda zlecenie. Panie z infolinii zachęcają do pracy desperatów bez perspektyw w kraju. Ale okazuje się szybko, że są tego granice. Usankcjonowana patologia w brudzie i ekstrementach, czy białych rękawiczkach nie ma znaczenia w ostatecznym odbiorze. Jak można tak jawnie poniżać rodaków? Tylu tu podobno ukraińskich nierobów. Niemcy ich nie trawią. Żeleński majaczy coś o pomysłach, jak zachęcić rodaków do wyjścia z wygodnego łóżka. Może Niemcy sięgną po ten potencjał, bo podcieranie dupska ,,warzywa,, wydaje się jednak bardziej bezpieczne od własnej kupy ze strachu w okopach.
Dlaczego we wspomnianych Włoszech ci sami niemieccy obywatele wychwalają nas pod niebiosa za profesjonalizm, dziwiąc się, że my z takiego ciemnosłowiańskiego kraju? Zapytam za chwilę, będę tam tuż po sezonie narciarskim.
Również praca pielęgniarek wokół takich podopiecznych jest usankcjonowaną fikcją, na co wszyscy się tutaj bezkrytycznie godzą. Stąd stwierdzam, jeśli w kraju mamy wątpliwości co do standardów opieki medycznej, to na niemieckim rynku jesteśmy przejawem najgłębszej empatii. Szybko niedocenianej. Rzecz w tym, że tutejsze niepisane oczekiwania przy zarobkach, na które arabski obywatel z politowaniem by spojrzał, są daleko wykraczające poza zapisy kontraktów polskich opiekunów. Tymczasem poziom ryzyka pracy z pacjentami, którzy choćby z racji wieku ocierają się o prosektorium jest niezwykle wysoki i każdy, kto wyobrazi sobie, że lekkim specerkiem zarobi dużo euro będzie rozczarowany. Ponieważ firmy organizujące takie saksy nastawione są na zysk mechanizmu wyciskania euro z niemieckiego budżetu, nie ma co mówić o ich wiedzy organoleptycznej, czyli namacalnej. Opiekun senioralny na miejscu może się bardzo zdziwić wchodząc w realia. Rotacja personelu z kraju nad Wisłą jest zapewne ogromna. Trzeba też patrzeć jak nas traktują. I dobrze neoliberalny zachwyt wsadzić między strony. Polak katolik bez wykształcenia i świadomości, czym jest pralka czy zmywarka do naczyń. Jawne wyrażanie pogardy i niezadowolenia jest tu naturalne. Poza granicami z takim zachowaniem niemieckich pacjentów się nie spotykałem. Może brak odwagi, może kompleksy na które trzeba Egona Muska.
Podobnie jak z rynkiem samochodów używanych w Niemczech, gdzie klijentelę stanowią zasadniczo ubodzy Polacy, w tej brudnej robocie zwanej opiekun senioralny mamy też na razie twardy monopol. Tydzień przed wyjazdem z kontraktu byłem już spakowany. Miałem już wszystko, co chciałem wiedzieć. Zmiennikiem okazał się przybyły z tak zwanego partyzanta o 5ej rano Rumun z Rumunii. Znakiem, że na to lekkie zlecenie Polaków nie było już chętnych. Jechał tylko 10 godzin więc myć się nie musiał. Kimnął na krześle, a rano wpadła rfodzina podopiecznego seniora i zagoniła go do sprzątania chałupy. Trochę się dziwił, że pusto w lodówce, ale wyjaśniłem, że mi musiało starczyć 10 euro dziennie na dwóch przy cenach jednak nieco wyższych, niż w Bukareszcie czy Gdańsku. Przez 21 godzin powrotu firmowym mikrobusem z 15u opiekunów tylko jeden miał optymizm w sobie i niezachwianą chęć powrotu do tej pracy. Na codzień mieszka tuż przy wale przeciwpowodziowym Wisły i jak pozostali jest gwarantem dopływu pieniędzy dla całej rodziny. Inną osobę od razu podwieźliśmy pod market spożywczy. Tam czekali najbliżsi, by zrobić zakupy. Zrywanie kontraktów przed terminem ze względu na porażącą rzeczywistość odbiegającą od przedstawianych przez firmę informacji, jest normą. Firma właśnie prowadzi wielką kampanię naboru ukrywając szyld, bo słusznie obawia się kosztów jakie za uprawnianie takiej polityki przychodzi zapłacić. Wygląda, że bierze zlecenia, których nikt świadomy nie weźmie, jeśli jest wobec pracowników lojalny. Firma i niemieckie społeczeństwo żyje w dostatku z taniej siły roboczej. Kandydat na opiekuna nie ma pojęcia, kim jesdt jego pracodawca, bo wszystko odbywa sie telefonicznie i wirtualnym fałszywym podpisem do zaakceptowania. Mamy dwa warianty. Umowa zlecenie i własna działalność w Niemczzech. 1500km od domu rzucony w nieznany świat podopiecznych w stanie przewlekle agonalnym. Za ile? Byłem 21 dni. Po odliczeniu kosztów przejazdu, księgowości, podatków i szeregu innych z nierealnymi lektoratami języka w kraju wystawiono rachunek 492 euro, czyli 2100zł. Dziennie wychodzi 100zł, a licząc w godzinach pracy 22h na dobę wychodzi około 4.50zł za godzinę, czyli 1 euro. Niemiecki rząd właśnie opublikował stawkę granicy ubóstwa w tym kraju, 1500 euro miesięcznie. Wreszcie poczułem, że jestem członkiem Unii Europejskiej.
Felieton nie odda całości i barwy. Będzie zawarta w zbiorze reportaży wcieleniowych pt. ,, Między Renem, Tybrem a Wełtawą,,. Prawda zaboli. Szczególnie młodych na świat z wiarą otwartych. Może niech zaczną od nauki szacunku do bliźniego swojego, choć to u nas zawsze mało popularne. Podróże kształcą, dlatego je lubię. Jest co porówać, zwiedzić i zmądrzeć. Powrót na rynek wydawniczy zakładam jesienią przyszłęgo roku od ,,Międzynarodowych Targów Ksiązki,, w Krakowie. Ale sumując rzeczywistość pewnego mitu krążącego w naszym społeczeństwie…. to zardzewiała demencja, której Niemcy się wstydzą i na zewnątrz skutecznie unikają. A Polacy…o matko. Za euro nawet z kaczką.
Wieloletni dziennikarz śledczy, zawodnik i trener pływania oraz triathlonu / od 1997/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo